czwartek, 23 kwietnia 2015

SECRET SPHERE - A Time Never Come - 2015 edition (2015)



To już 15 rocznica wydania „A Time Never Come”  włoskiego bandu Secret Sphere.  Jest to jedna z najbardziej znanych włoskich kapel, która gra mieszankę melodyjnego Power metalu i progresywnego metalu.  8 albumów mają już na swoim koncie i właściwie status tego zespołu nie wymaga udowadniania tego, że są świetni w te klocki. To też postanowili odświeżyć jeden z ich najważniejszych albumów, jednocześnie świętując jubileusz wydania „ a Time never Come”.  Album został na nowo zagrany z Michele Luppi w roli wokalisty. Album przyozdobioną nową szatą graficzną i pomyśleć że to całe przedsięwzięcie było początkowo szykowane dla Japonia. Jednak zdecydowano się również na ponowne wydanie na terenie Europy. Może nowi muzycy, może nowa jakość brzmienia, nieco inny wydźwięk, ale to wciąż wysokiej klasy album w kategorii progresywnego Power metalu.  Została energia, przebojowość, tylko dodano jakby bardziej podniosłe aranżacje, które momentami ocierają się o symfoniczny metal.  Wszystko zostało zgrabnie przyrządzone i nie ma tutaj powodów do narzekania.  Zaczyna się oczywiście od klimatycznego intra w postaci „Gate of Wisdom”.  Dalej oczywiście mamy bardziej złożony „Legend” który  ma w sobie sporej ilości mocy i tutaj zespół wykreował bardzo chwytliwą melodię. Progresywny charakter klawiszy to jest właśnie ta cecha, która czyni ten zespół rozpoznawalny.  Jest to album przede wszystkim agresywny i mocno osadzony w stylistyce Power metalowej. Dobrze to potwierdza „Under the Flag of Mary Read  czy „The Brave” .   Marco I Aldo znakomicie łączą pomysłowość, świeżość, progresję i  ciekawe aranżacje. Dzieje się sporo i właściwie panowie pokazują jak się rozwinęli na przestrzeni lat i jak  dojrzeli na przestrzeni lat.  Oblivion” to kompozycja o nieco symfonicznym charakterze i pokazuje, że nie ma między nimi  a Rhapsody takiej wielkiej różnicy.  Na płycie jest jeszcze rockowy „Lady of Silence”, romantyczna ballada w postaci „Mystery Of Love” , czy ocierający się o neoklasyczny Power metal „Hammelin”.  Płyta nie nudzi, bowiem zespół dostarcza urozmaicenia i tak mamy pełno klimatycznych przerywników czy monumentalny, epicki „Dr. Faustus” , który jest przepełniony symfonicznymi ozdobnikami. Może i jest to wszystko na nowo nagrane, może nabrało nowej jakości i trochę nowoczesności. To jednak mimo tych pewnych ulepszeń, czy też różnić jest to ten sam album, który przed laty stał się jednym z najlepszych w dorobku grupy.  Ryzykowne było to zagranie, ale efekt okazał się zaskakująco dobry.  Polecam. Secret Sphere powraca do korzeni i może w końcu doczekamy się równie udanego nowego materiału ze strony Włochów. Oby tak było.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz