niedziela, 19 kwietnia 2015

FREEDOM CALL - 666 weeks beyond Eternity (2015)



Wiele zespołów co raz częściej bawi się w ponowne wydawanie swoich najlepszych wydawnictw. Moda ma na celu oczywiście zarobieniu dodatkowych pieniędzy na fanach i jednocześnie  dać możliwość nabycia albumu, którego kopie dawno się wyczerpały.  Taki zabieg jest często spotykany w dzisiejszych czasach. Freedom Call też postanowił ponownie wydać swój najlepszy krążek czyli „Eternity”.  Na szczęście tym razem obeszło się bez nagrywania od nowa tego wydawnictwa i psucia czegoś co nie wymaga poprawki.  Postawiono na bogatszą wersję tego albumu. Dodano  kilka bonusów w postaci  wersji koncertowych utworów z tej płyty, bonusów z albumu „Land of the Crimson Dawn z 2012r no i zupełnie nowy kawałek. Całość zatytułowano „666 weeks Beyond Eternity”.  To okazało się całkiem udanym pomysłem, bo album sam w sobie jest perfekcyjny i nie wymaga poprawek, a wzbogacenie go różnymi takimi bonusami jest tylko miłym dodatkiem. 

13 lat ma już „Eterity” a mimo tego czasu jest to wciąż dzieło kompletne i jeden z najbardziej cenionych albumów Power metalowych. Jest energia, radosny wydźwięk, ciekawe przejścia, dopracowane aranżacje, jednak największym atutem tej płyty to jej przebojowość. Fani Gamma Ray czy starego Helloween powinni znać ten album i docenić jego wartość. Płyta bardzo przypomina stylistycznie te zespoły i słychać  że Daniel Zimmermann sporo wyniósł z Gamma Ray. Sprawił, że Freedom Call na tym albumie brzmi dojrzale,  jest agresywniejszy i co ważniejsze rozwinął skrzydła względem dwóch poprzednich albumów. Udało się to zrobić bez porzucania swoich wartości, tożsamości, pozostając wciąż zespołem grającym radosny Power metal. Mimo tego, że odszedł Sasha Gerstner, który potem zasilił Helloween, to jednak Cedric Dupont . Szybko odnalazł się w Freedom Call i co ciekawe jego popisy z Chrisem są tutaj. Pełne lekkości, finezji i potrafią porwać słuchacza w prawdziwy wir Power metalu. Podniosłe chórki to też kolejny atut tej płyty i tutaj za ten aspekt odpowiadał choćby Tobias Sammet czy Oliver Hartmann.  Soczyste brzmienie, takie nieco w stylu Gamma Ray to kolejna mocna rzecz, która sprawia że album jest perfekcyjny i najlepszy w dorobku Niemców.  Nowa wersja składa się z dwóch płyt. Pierwsza to ten znany nam wszystkim album z nieco zmienioną tracklistą pod względem kolejności. Druga to owe bonusy i ten zupełnie nowy utwór. Skupmy się najpierw na pierwszej płycie, bo to jest w końcu prawdziwe arcydzieło.  Tym razem całość otwiera instrumentalny „The Spell” co jest słusznym wyborem.  Potem  szybko atakuje nas pierwsza petarda na tej płycie czyli „The eyes of the World”.  To utwór, który oddaje w pełni styl grupy. Te charakterystyczne melodie, które nie da się pomylić z żadnym innym zespołem i radosne podejście.  Sam ostrzejszy riff już na myśl przywołuje oczywiście Gamma Ray, co jest największą zaletą nie tylko zaletą tego kawałka, ale i całej płyty.  Flying High” brzmi jak nieco mieszanka Gaia Epicus, Hammerfall i Gamma Ray. To kolejny hit i Power metalowa petarda.  Tutaj znakomicie prezentuje swój talent Daniel Zimmermann, który urozmaica kawałek swoimi partiami i nadaje odpowiedniej dynamiki.  Island of Dreams” to kolejny szybki utwór na płycie i znów wyróżnia go niezwykle chwytliwa melodia.  Ten aspekt został dopracowany i właściwie każda melodia jest  zapadająca w pamięci i ukazująca piękno Power metalu.  Marszowy, nieco bardziej epicki „Bleeding Heart” ukazuje to że zespół potrafi zaskoczyć i urozmaicić materiał.  Nieco słabszy może się wydawać „Flame In the night”, który  jest nieco progresywny i bardziej pokręcony. Jednak  jest to też ciekawa kompozycja, która całkiem sporo wnosi do tego wydawnictwa.  Wielkim hitem z tej płyty jest utrzymany w stylu Gamma Ray czy Edguy „Metal Invasion”, który jest tym co fani Power metalu kochają.  Również pozytywne emocje wywołuje energiczny „Ages of Power”, który zaskakuje pomysłowym riffem i Helloweenowym klimatem.  Jest jeszcze klimatyczna ballada „Turn back The Time”, mocno zakorzeniony w stylu Kaia Hansena „Warriors” i największy hit zespołu czyli „Land of The Light”. Druga płyta to w sumie nic tylko bonusy, gdzie głównym daniem jest nowy kawałek zatytułowany „666 weeks Beyond eternity”, który pasuje do tego wydawnictwa i to bardzo. Dalej mamy koncertowe wersje kawałków z Eternity i  utwory Freedom Call zagrane przez Neonfly czy Powerworld.  Tak więc jest to bogata wersja „Eternity”.

Nie ma cie w swojej kolekcji jeszcze najlepszego albumu Freedom Call? Cóż zespół wychodzi naprzeciw waszym potrzebom i wydaje ponownie ten album, tylko że w bogatszej wersji z bonusami. Bardzo udane wznowieniem tego klasyka, który jest kultowym dziełem w kategorii Power metalu i szczytowe osiągnięcie Freedom Call. Polecam

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz