Co powiecie na melodyjny
metal z domieszką hard rocka, a także Aor? Tak się składa, że w
latach 80 istniała kapela o nazwie Jag Wire, która brzmiała
jak mieszanka wczesnego Axel Rudi Pell, Warriors, Motley Crue,
Dokken, czy też Accept. Ich specjalizacją było grania właśnie
takiej muzyki będącej skrzyżowaniem melodyjnego metalu i hard
rocka. Zespół nie odniósł większego uznania i
przepadli bez wieści i mało kto pamięta, że istniała taka
formacja. Jag Wire powstał na początku lat 80 w Los Angeles i
zostawili po sobie tylko debiutancki album „Made in Heaven” który
ukazał się w 1985r. Jak sama okładka wskazywała Jag Wire był też
jednym z tych zespołów, które reprezentował dość
całkiem udanie gatunek glam metal. Ta amerykańska formacja jak na
swoje możliwości nagrała godny uwagi materiał, który
opierał się na pomysłowych i dopieszczonych pod względem techniki
partii solowych. Uwagę przykuwały finezyjne i intrygujące
pojedynki gitarzysty Howarda Drossina i klawiszowca Vince;a
Gilberta. W takich utworach jak „On The Run” można
odczuć, jak ten duet potrafi zrobić niezłe show i na myśl
przychodzą najlepsze lata Pretty Maids. Stylistycznie może Jag Wire
nie wyróżnia się na tle innych kapel z lat 80, ale potrafili
wykorzystać w odpowiednim celu syntezatory, przez co melodyjność
został wniesiona na wyższy poziom. Jag Wire wiedziała jak wmieszać
w to wszystko hard rockowe patenty, przez co ich muzyka była lekka i
przyjemna. Nie brakowało hitów, a ni chwytliwych refrenów,
które potrafi zabawić nas i dostarczyć nam prawdziwych
emocji. Taki właśnie był Jag Wire. Mimo tylu lat ta płyta wciąż
zachwyca a wokalista Art Deresh, którego wysokiego rejestry
przyprawiały o dreszcze. Dobrze to odzwierciedla hard rockowy „Heat
of The Night”. Zespół nawiązywał w swojej muzyce
też do Foreigner czy Survivor i często efektem tego były lekkie,
hard rockowe kawałki z wykorzystaniem syntezatorów tak jak to
jest zaprezentowane w otwierającym „All My Love”.
Podobać się może również szybszy „Takin The City”.
Niezwykle klimatyczna jest ballada „Made in Heaven”,
który pokazywała łagodniejsze oblicze zespołu. Piękny
motyw, wzruszający refren i wykonanie sprawiło, że jest to jeden z
najlepszych utworów na płycie. To, że więcej tutaj Aor niż
metalu to żadna ujma. Najbardziej komercyjnym kawałkiem jest „Love
Cant wait” czy „Nothing At All” ale
dalej jest to ciepły i przyjemny dla ucha hard rock/ Aor. Całość
zamykał „Traitor”, który zawierał bardziej
progresywne partie klawiszowe i riff na miarę starego Accept,
Okładka i brzmienie pozostawiały wiele do życzenia, ale muzyka
nadrabiała wszelkie wady. Nie ma słabych utworów, a całość
błyszczy przebojowością i niezwykłą melodyjnością. Idealna
mieszanka melodyjnego metalu, hard rocka i Aor. Mimo tylu lat ta
muzyka wciąż zachwyca i szkoda, że Jag Wire nagrał tylko jeden
album. Polecam.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz