niedziela, 12 kwietnia 2015

JAG WIRE - Made in Heaven (1985)

Co powiecie na melodyjny metal z domieszką hard rocka, a także Aor? Tak się składa, że w latach 80 istniała kapela o nazwie Jag Wire, która brzmiała jak mieszanka wczesnego Axel Rudi Pell, Warriors, Motley Crue, Dokken, czy też Accept. Ich specjalizacją było grania właśnie takiej muzyki będącej skrzyżowaniem melodyjnego metalu i hard rocka. Zespół nie odniósł większego uznania i przepadli bez wieści i mało kto pamięta, że istniała taka formacja. Jag Wire powstał na początku lat 80 w Los Angeles i zostawili po sobie tylko debiutancki album „Made in Heaven” który ukazał się w 1985r. Jak sama okładka wskazywała Jag Wire był też jednym z tych zespołów, które reprezentował dość całkiem udanie gatunek glam metal. Ta amerykańska formacja jak na swoje możliwości nagrała godny uwagi materiał, który opierał się na pomysłowych i dopieszczonych pod względem techniki partii solowych. Uwagę przykuwały finezyjne i intrygujące pojedynki gitarzysty Howarda Drossina i klawiszowca Vince;a Gilberta. W takich utworach jak „On The Run” można odczuć, jak ten duet potrafi zrobić niezłe show i na myśl przychodzą najlepsze lata Pretty Maids. Stylistycznie może Jag Wire nie wyróżnia się na tle innych kapel z lat 80, ale potrafili wykorzystać w odpowiednim celu syntezatory, przez co melodyjność został wniesiona na wyższy poziom. Jag Wire wiedziała jak wmieszać w to wszystko hard rockowe patenty, przez co ich muzyka była lekka i przyjemna. Nie brakowało hitów, a ni chwytliwych refrenów, które potrafi zabawić nas i dostarczyć nam prawdziwych emocji. Taki właśnie był Jag Wire. Mimo tylu lat ta płyta wciąż zachwyca a wokalista Art Deresh, którego wysokiego rejestry przyprawiały o dreszcze. Dobrze to odzwierciedla hard rockowy „Heat of The Night”. Zespół nawiązywał w swojej muzyce też do Foreigner czy Survivor i często efektem tego były lekkie, hard rockowe kawałki z wykorzystaniem syntezatorów tak jak to jest zaprezentowane w otwierającym „All My Love”. Podobać się może również szybszy „Takin The City”. Niezwykle klimatyczna jest ballada „Made in Heaven”, który pokazywała łagodniejsze oblicze zespołu. Piękny motyw, wzruszający refren i wykonanie sprawiło, że jest to jeden z najlepszych utworów na płycie. To, że więcej tutaj Aor niż metalu to żadna ujma. Najbardziej komercyjnym kawałkiem jest „Love Cant wait” czy „Nothing At All” ale dalej jest to ciepły i przyjemny dla ucha hard rock/ Aor. Całość zamykał „Traitor”, który zawierał bardziej progresywne partie klawiszowe i riff na miarę starego Accept, Okładka i brzmienie pozostawiały wiele do życzenia, ale muzyka nadrabiała wszelkie wady. Nie ma słabych utworów, a całość błyszczy przebojowością i niezwykłą melodyjnością. Idealna mieszanka melodyjnego metalu, hard rocka i Aor. Mimo tylu lat ta muzyka wciąż zachwyca i szkoda, że Jag Wire nagrał tylko jeden album. Polecam.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz