czwartek, 3 marca 2022

AXEL RUDI PELL - Lost XXIII


 Czy ktoś wątpił w geniusz Axela Rudi Pella? Czy ktoś sądził, że zmieni nagle swój styl? Porzuci to na co tak ciężko pracował? Czy ktoś wątpił w to, że mistrz melodyjnego metalu nie jest w stanie utrzymać wysokiego poziomu swojej muzyki? Powiem wam, jedno. Axel Rudi Pell może się starzeje, ale wciąż jest geniuszem i prawdziwym mistrzem gitary. To jeden z moich ulubionych gitarzystów i muzyków heavy metalowych i zawsze dostarcza materiał najwyższej próby. Można mu zarzucić, że kurczowo trzyma się swojego wypracowanego stylu i nawet nie szuka nowych rejonów czy elementów zaskoczenia. Mnie to nie przeszkadza, póki muzyka jest wysokich lotów. 33 lata mija od wydania "Wild Obsession" i mało kto może się pochwalić taką produktywnością co Axel. W końcu dorobił się 21 albumu studyjnego i w dodatku to jeden z jego najlepszych albumów. Jak on to robi? Czyżby zawarł jakiś pakt z diabłem?

"Lost XXIII" to długo wyczekiwany album niemieckiego bandu Axel Rudi Pell.  Z Axelem można w zasadzie obstawiać w ciemno czego można się spodziewać. Klimatyczna okładka, gdzie zawsze albo jakieś czaszki, albo jakieś tajemnicze miejsce, czy rycerze, potem oczywiście klimatyczne intro, dynamiczny otwieracz, jakiś rockowy kawałek, ballada, potem może instrumentalny i oczywiście kolos. W myślach już sobie może w miarę wyobrazić co i jak. Schemat jest i na tym albumie, ale przecież nie mogło być inaczej, prawda? Mnie zaskakuje, że panowie od lat tak dobrze się dogadują i wciąż mają tak wysoką formę. Johny to przecież jeden z najlepszych wokalistów, który nie kryje inspiracji Ronniem James Dio. Jego wokal jest jak wino, im starszy tym lepszy. Axel na tej płycie tez wygrywa sporo ciekawych riffów i solówek. Dzieje się i to sporo. Muzycznie nie brakuje odesłań do twórczości Rainbow, Dio, czy Black Sabbath z czasów Tony Martina. Płycie najbliżej do "The Crest" czy "Knights Call", które tak wysoko cenię. To wszystko brzmi jak sen, ale rzeczywiście najnowszy krążek, który ma się ukazać 15 kwietnia ma szansę być płytą roku, a jeśli nie to z pewnością jedną z najważniejszych płyt roku 2022.

Odpalamy płytę i już unosi się tajemniczy klimat w intrze. Axel w roli głównej wygrywa nastrojowy riff i słychać te inspirację Rainbow. Jak zawsze są ciarki. Płytę promował "Survive", który jest rasowym otwieraczem Axela. Dynamiczny, zadziorny i pełen wigoru. Klasyczny riff i odlscholowy refren robią robotą. Tutaj dostajemy jedną z najlepszych solówek na płycie, ale pełno na płycie takich smaczków. "No compromise" już bardziej stonowany w swojej formule, ale też z nutką hard rocka. Jakoś przypomniały mi się czasy "Black Moon Pyramid". Axel potrafi stworzyć dobry lekki i nieco hard rockowy kawałek i ten taki jest. Dalej mamy również pomysłowy i nieco hard rockowy "Down on the Streets", który przemyca patenty Dio, czy Scorpions, ale oczywiście to wciąż heavy metal w stylu Axela. Oczywiście to już kolejny przebój na płycie, który szybko wpada w ucho. Pamiętacie może "Clown is the dead" ? Może "Gone with the wind" nie jest krok w krok taki sam, ale ma podobny ładunek i to również spokojny kawałek, który liczy sobie prawie 9 minut. Gitara jest tutaj pełna emocji, finezji i lekkości. To gra gitary i wokalu Johniego. Co za duet, co za świetnie balansowanie na skraju ballady i rocka. No jest magia i na takie kawałki zawsze warto czekać. Brawo Axel! Zostajemy przy dłuższych kawałkach, bowiem "freight Train" też trwa 6 minut. Marszowe tempo i znów świetna dawka partii gitarowych. Riff prosty, stonowany, ale pełen gracji i klasycznego wyrafinowania. Dialog prowadzony przez Axela i Johnego jest uroczy i wciąga w ten świat. Sam kawałek pasuje mi do stylu "The crest".  Szoku doznałem przy "Follow The Beast". Kurcze, nie pamiętam kiedy to Axel grał tak ostro, tak szybko. Mocna rzecz! Tu wkraczamy w rejony heavy/power metalu. Rasowy killer!  To kolejny dowód na to jak ciekawie urozmaicono materiał na tej płycie. Ballady u Axela to zawsze coś wyjątkowego i niezapomniane przeżycie. "Fly with me" wzrusza i mimo prostego motywu łapie za serce. Bardzo klasycznie i te pianino robi tez odpowiedni klimat. Klasa sama w sobie. "the Rise of Ankhoor" to w końcu ciekawsze popisy Ferdiego, który znakomicie tutaj współpracuje z Axelem. Przypominają się czasy Rainbow, ale najwięcej tęczy słychać w "Lost XXIII".  Znów to zrobił. Znów dostajemy epicki kawałek, który niszczy swoją jakością i pomysłowością. To utwór, który nieco przypomina "Tower of Babylon" czyli znów mamy nawiązania do nieśmiertelnego "Stargazer" Rainbow. Johny znów pokazuje jak świetnym wokalistą jest, a Axel dostarcza tutaj sporo intrygujących motywów. To taka wisienka na torcie i definitywne położenie słuchacza na łopatki. Finał godny mistrza!

Ta okładka zwiastowała ucztę i płytę w stylu "The Crest" czy "Knights Call" i tak faktycznie jest. Poziom równie wysoki prezentuje. Ta płyta ma wszystko co jest piękne w muzyce Axela i to taki definicja jego stylu. Mamy balladę, szybkie kawałki, kolosy i hard rockowe przeboje. Jest wszystko, a nawet więcej. Ja w pisałem ją do listy najlepszych płyt Axela. Dzięki mistrzu i obyś wciąż miał taki zapał i tyle pomysłów do komponowania takich perełek. Niech inni uczą się od Ciebie! To co kolejna płyta za rok, a może dwa lata? Pewnie tak.

Ocena: 10/10

3 komentarze:

  1. Jeden tylko utwór dostępny w sieci jak na razie ,, Survive ,, , świetny zresztą. Mnie jednak intryguje, w końcówce teledysku do tego utworu obecność okładki płyty ,,Define the Sinner,, zespołu Subfire. Przypadkowa zbieżność ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Poczekam z tymi achami i ochami jednego z moich ulubionych muzyków, bo przecież poprzedni "Sign Of The Times" to była jego najgorsza płyta w ogóle

    OdpowiedzUsuń
  3. Odkurzyłem Axela w te wakacje, najczęściej słuchałem tej płyty, gdy był z rewizytą w Scorpions, a ta, Lost XXIII jest też znakomita !

    OdpowiedzUsuń