niedziela, 2 października 2011

KREATOR - Endless Pain (1985)

Najbardziej nie doceniony album thrash/ speed metalowy? Ano „Endless Pain” niemieckiej formacji KREATOR. Zespół pierwotnie działał pod nazwą TYRANT i ten zespół powstał w 1982 roku z inicjatywy gitarzysty i wokalisty Milanda Petrozzy i perkusisty Jürgena "Ventora" Reiliego. Kiedy zespół zasilił basista Fioretti, to wówczas zespół zmienił nazwę na TORMENTOR, a potem na KREATOR. Powodem był fakt, że na Węgrach istniał takowy zespół. W roku 1985 nakładem Noise Records został wydany debiutancki album „Endless Pain”.
Jeśli o mnie chodzi jest to najlepsze dzieło tego zespołu. I choć reszta albumów też kopie w tyłek,to jednak Endless Pain jakoś od kiedy ten album był u mojego ojca budził u mnie lęk i przerażenie za równo pod względem graficznym jak i muzycznym. Dla mnie ten album zawszy był taki brutalny, pełen nienawiści i dzikości. Nie ma tutaj mowy o jakiejś słodkości i lamentowaniu. Muzycy serwują ostrą muzykę, któraniszczy wszystko co stanie jej na drodze. Najbardziej dziwi to, że to debiut! Noż kurna genialne kompozycje, mocarny i mroczny wokal. Trzeba też zwrócić uwagę na surowe brzmienie takie idealnie pasujące do gry KREATORA.
Album otwiera znakomity „Endless Pain” - mocny riff, wrzask i od razu przechodzą mnie ciarki, ale dalej jest jeszcze szybciej i ostrzej. Refren aż się prosi o nucenie. O dziwo kawałek jest melodyjny na swój sposób i choć dominuje tutaj ostrość i dzikość to jednak można wyłapać sporo fajnych melodii. Oczywiście kolejny utwór „Total death” jest podobnej konstrukcji ,ale tutaj pozwolę zwrócić uwagę na refren oraz wokal. Najdłuższym utworem jest „Storm of the Beast” i choć zaczyna się spokojnie to jednak mogę was zapewnić że jest tak samo niszczycielski jak poprzednie utwory. Numer jeden na tym albumie dla mnie to oczywiście „Tormetor”- który jakoś mi się nieco kojarzył jakby poniekąd z taką ostrzejszą wersją power metalu. Bez problemu zachwycił mnie główny motyw gitarowych, bo w późniejszych latach gdzieś podobny już słyszałem, a to zobowiązuje. Bez chwili odetchnienia zespół serwuje kolejny killer „Son of Evil”. Choć mogło by się wydawać że utwór jest już podobny do reszty to jednak ,można się grubo pomylić. Wystarczy posłuchać moment w którym słychać:

„deny the father deny the mother
burning the sister poison the brother
sworn to take lives with weapons of death in his hands”

Wystarczy posłuchać jakie partie wygrywa Mille w tle.
W kolejnym utworze Flag of hate- można zachwycać się popisem wokalnym Mille, a także dość ciekawie rozegranym refrenem Jest to jeden z pierwszych wielkich hitów zespołu..I najbardziej zaskakujący utworem wg mnie jest Cry war, który zaczyna się inaczej od pozostałych. Daje sporo do myślenia. I mianowicie to, że zespół też znakomicie by się nadawał do grania nieco wolniejszej odmiany metalu. Refleksja nie trwa długo bo paru sekundach wkracza mocna dawka ciężkiego brzmienia. Spośród trzech ostatnich kawałków pozwolę sobie jeszcze wyróżnić „Living in Fear” który jest dla mnie tej samej miary killerem co Tormentor.

Przejdźmy do krótkiej konkluzji, pod względem zawartości nie ma wątpliwości że album jest perfekcyjny, natomiast czy jest podobnie jeśli chodzi o ten gatunek?Bo jak na thrash metal album jest brutalny, dynamiczny, ostry, ba wręcz dziki i nic dziwnego, że stał inspiracją kapel death czy black metalowych. Jest to wyjątkowy album nie tylko dla zespołu, ale dla niemieckiej sceny metalowej. Co zachwyca w tym albumie to jego nieskazitelna czystość, po prostu czyste, nie okiełznane zło. Zbiegiem czasu zespół będzie starał się ukryć i okiełznać ów dynamit i zło i podążą w stronę technicznego thrash metalu. Album jest przepełniony killeremi to jest kwintesencja KREATOR. Jeden z najlepszych krążków tej formacji. Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz