poniedziałek, 22 września 2014

ASTRAL DOORS - Evil is Forever (2005)




Logiczną decyzją było w przypadku szwedzkiego Astral Doors nagranie kolejnego albumu  w stylu Dio, kontynuując w najlepsze to co niegdyś robił Ronnie James Dio. Kiedy ma się takie atuty jak Nils Patrik w roli wokalisty i umiejętność tworzenia kompozycji na miarę tych kreowanych przez Dio to nic dziwnego, że chce się budować na tym swój fundament, swój własny styl. Astral Doors nie postanowił psuć swojego wizerunku ani zaprzepaścić sukcesu debiutu, więc nagrał album identyczny co „Of The son and the father”, z tym że „Evil is Forever” jest jednym z ich najlepszych wydawnictw. Z czego to wynika? Bo przecież nie ze zmian stylistycznych czy personalnych.

Astral Doors trzyma się kurczowo swoich ram muzycznych określonych na pierwszym albumie. Grają w dalszym ciągu heavy metal lat 80, przesiąknięty hard rockiem lat 70, a wszystko z myślą o fanach Dio, Rainbow i Black Sabbath ery Tonego Martina. To nie jest wadą, lecz zaletą, bo nie wielu tak gra i na takim poziomie. Duch Dio znów ożył i to w najlepszy sposób. Stylistycznie nie uświadczymy większych różnic. Choć zespół jakby pewniej kroczy obraną ścieżką, bardziej zaskakuje, nie boi się użyć odważniejszych motywów, zaryzykować stawiając na dłuższe kompozycje, czy też pójść w nieco inne rejony. Balladowy wstęp w „Lionheart” to przykład rozwoju kapeli. Nie starają się tkwić w miejscu i grać w kółko tego samego. Tak szybko jak w „Bride of Christ” zespół jeszcze nie grał i momentami ociera się to power metalowe granie. Jest szybko, melodyjnie, ale też w końcu mamy rasowy przebój, który od razu zapada w pamięci, bez dłuższego maltretowania płyty. Znakomity otwieracz, który uchyla nam kilka tajemnic. Przede wszystkim, zespół nie zdradził swojego stylu i zagłębił się w twórczość Dio, jednocześnie dając coś od siebie. Astral Doors na tym albumie jest bardziej dojrzały i każdy utwór jest starannie opracowany, przemyślany i dopasowany. Nie ma tutaj miejsca na pomyłki. Hard rockowy „Time To rock” to przykład, że można zabrać z Rainbow i Dio, jednocześnie nie stając się małowartościowym plagiatem. Utwór może nie porwie was dynamiką czy ostrym riffem, ale z pewnością skusi was swoją lekkością i rytmicznością. Piękny, nostalgiczny, wręcz taki romantyczny klimat można uchwycić w bardziej złożonym „Evil is Forever”, który w początkowej fazie przypomina nam lata 70 i Deep Purple. Znakomicie zespół odnajduje się w energicznych kompozycjach, w których zawierają element power metalu i to właśnie taki „Pull The break” czy melodyjny „The Flame” to prawdziwe petardy i siła tego zespołu. Jest czas na spokój, czas na szybkość i czas na epickość i mroczny klimat. Astral Doors odważył się przekroczyć czas utwory liczący 5 minut i w „Path To Delirium” zabrał nas na 7 minutową wycieczkę w mroczne rejony Black Sabbath z czasów „Headless Cross” czy „Tyr”.

Nie łatwo jest nagrać drugi podobny album do debiutu, nie zmieniając jego zalety, jego cechy, nie zmieniając stylu ani poziomu owej muzyki. Rzadko kiedy to się udaje, jednak Astral Doors podobał i w moim odczuciu nagrał album bardziej dojrzały, bardziej przemyślany i bardziej przebojowy. Astral Doors rośnie w siłę z każdym krążkiem, wszystko w imię chwały heavy metalu i Dio.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz