czwartek, 4 września 2014

ASTRAL DOORS - Notes From the Shadows (2014)

To już 12 lat działalności szwedzkiego Astral Doors. Przez te wszystkie lata szybko się przekonaliśmy, że można kontynuować twórczość świętej pamięci Ronniego James Dio. Nagrali już w sumie 7 albumów i każdy z nich jest utrzymany w tym charakterystycznym stylu. Mroczny, zadziorny wokal Nilsa który brzmi jak klon Dio, klimatyczne klawisze Jocke Roberga no i przesiąknięte latami 80 zagrywki gitarowe Joachima Nordlunda. To jest właśnie Astral Doors. Wierny pewnym schematom, patentom i rozwiązaniom, ale też nikt nic innego od nich nie oczekuje. Mają po prostu dopisywać dalsze rozdziały muzyki Dio. Na nowy album przyszło po czekać 3 lata, ale to akurat miało dobry wpływ na” Notes from the Shadows”. Dlaczego?

Przede wszystkim jest bardziej przemyślana, bardziej spójna i bardziej przypomina pierwsze albumy. Nie brakuje motywów wyjętych z płyt Dio, ale nie brakuje też świeżości i ciekawych pomysłów. Płyta nie powstała pod pływem emocji czy też pod presją i naciskiem wytwórni. Może i „Notes from the Shadows” nie jest tak energiczny co „Evil is Forever” ani tak przebojowy co „Requim of Time”, ale z pewnością jest bardziej udanym wydawnictwem niż „Jerusalem”. Co ciekawe styl pozostał bez zmian, nie ma też zmian personalnych ani innych eksperymentów. Widocznie Astral Doors po prostu potrzebował więcej czasu na stworzenie dobrego materiału. Imponuje od pierwszych dźwięków z pewnością ostre brzmienie, które przenosi nas do lat 80, a także bardzo dobra forma Nilsa, który nic nie stracił ze swojej zadziorności i techniki. Na nim opiera się cały album, ale to też nic nowego. Schematyczny jest otwieracz w postaci „The Last Temptation of Christ”. Chociaż nie jest tak energiczny jak większość kawałków otwierających jakie stworzył na przestrzeni lat Astral Doors. Solidny kompozycja utrzymana w tonacji melodyjnego heavy metalu. Nieco bardziej hard rockowy „Disciples of Dragonlord” też jest chwytliwy i potrafi ująć swoim klimatem. Szybciej, agresywniej. Może i nawet bardziej power metalowo Astral Doors gra w „Wailling Well” i znów można mówić o bardzo udanej kompozycji. Niby kompozycje nie są czymś wyjątkowym, ani czymś nowym, ale trzeba przyznać, że potrafią zapaść w pamięci. Może brakuje nieco ognia, trochę mocniejszego uderzenia, ale i bez tego ten album się broni. W „Shadowchaser” słyszę nawet coś z Deep Purple, co jest kolejnym atutem. Kawałek ma sporo bluesowego feelingu, co też pozwala dostrzec urozmaicenie na nowej płycie. Dawno też Astral Doors nie wybierał się w bardziej progresywne rejony i „Die Alone” imponuje swoją rozbudowaną formą i ponurym nastrojem. Mocny kawałek, który pokazuje że Astral Doors to nie tylko maszynka do tworzenia hitów. Nie ladą gratką dla fanów Deep Purple, Rainbow czy Dio będzie instrumentalny „Hoodoo Ceremony”, który jest swoistym popisem umiejętności Jocke'a Roberga. Z drugiej połowy płyty warto zwrócić uwagę na lekki i przyjemny „Desert Nights”, ostrzejszy „in The Name of Rock”, który brzmi nieco jak „Blood River”, czy też energiczny „Confessions”. Jest jeszcze znakomity bonus, który ukazuje jaki profesjonalizm ta kapela prezentuję. Bardzo miłe zaskoczenie.

Może jeszcze nie wróciły w pełni czasy „Evil is Forever” czy „Astralism”, ale z pewnością „Notes from the Shadows” to kierunek w dobrą stronę. Płyta bardziej dopieszczona i spójna, zrezygnowano z komercji i nudnych pomysłów, wrócili do korzeni. To dobrze rokuje na przyszłość i tego się trzymajmy.

Ocena: 8/10

5 komentarzy:

  1. Solidny materiał,dobrze się słucha.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała płyta jest świetna ale Wailing Wall ma najlepszy riff \m/.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, tak łatwo Wam wybrać najlepszy kawałek?:D Ja bym chyba wybrał Confession albo znakomity bonus:D Szkoda że ten motyw nie został bardziej rozwinięty:D

    OdpowiedzUsuń