czwartek, 23 lutego 2023

LOVEBITES - Judgment Day (2023)


 Styczeń należał do The lightbringer of the sweden, z kolei miesiąc luty należy do Japońskiego Lovebites. Zaskoczeni? Ja na pewno. Wielkim fanem japońskiego metalu nie jest. Trzeba jednak przyznać, że tamtejsza scena metalowa kryje sporo utalentowanych zespołów i można znaleźć ciekawą i intrygującą muzykę. Słyną z tego, że potrafią grać szybko, bardzo melodyjnie i z dużą ekspresją. Zazwyczaj u mnie problem tkwi w partiach wokalnych, które mogą czasem irytować i zniechęcać by sięgać po daną pozycję. Z Lovebites jest troszkę inna bajka, bowiem Asami ma ciekawą barwę głosu i sprawdza się w górnych rejestrach. Wiem, że panie troszkę wyglądają w tych białych sukniach jak zespół weselny, ale liczy się muzyka, a nie image czy nasze uprzedzenia co do japońskiej sceny metalowej. Czas na dzień sądu dla najnowszego krążka zatytułowanego "Judgment Day".

Każdy kto kocha power metal, kto kocha Galneryus, Dragonforce, Gamma ray, czy Yngwie Malmsteena ten szybko odnajdzie się w świecie Lovebites i będzie to faktycznie miłość od pierwszego ukąszenia. Ten album pokazuje nie tylko miłość Japończyków do power metalu, ale też to że potrafią stworzyć album z górnej półki, z którego kipi energia, świeżość i pomysłowość. Tutaj wszystko mamy i band nawet zadbał, żeby całość mocarnie i zadziornie brzmiała. Lovebites to żywy przykład, że kobiety w metalu to nic złego, a wręcz przeciwnie. Też potrafią grać na najwyższym poziomie i zaskakiwać swoim talentem. Brawo dziewczyny! Warto też pochwalić wyczyny Miyako i Midori, które dają niezły popis umiejętności. Nie są im straszne szybkie, finezyjne, momentami neoklasyczne partie gitarowe. Płyta napchana hitami i prawdziwą energią, która daje osobie znać od pierwszych sekund.

Neoklasyczne wejście gitar, a potem mocny riff i tak rozpoczyna się "We are the resurrection". Co za moc, co za świeżość. Asami swoim głosem nie irytuje, lecz przykuwa uwagę i idealnie prowadzi słuchacza w te rozpędzone dźwięki gitar. Magia. Spokojnie zaczyna się tytułowy "judgment day" i najlepsze jest to, że i tak słuchacz wie że ten spokój nie będzie trwał długo. Mocne wejście gitar i czuje się jakby wylądował w świecie Iron Mask czy Yngwie Malmsteena. Tutaj koncertowy popis daje Asami i teraz już wiem że nie chciałbym tutaj nikogo innego usłyszeć. Dzięki niej mamy rozmach jak na płytach Rhapsody z Fabio. Sam utwór to power metalowa petarda.  Pozostajemy w szybkim power metalu i troszkę dragonforce czy helloween można uświadczyć w energicznym "The spirit lives on". Klasa sama w sobie i choć panie nie odkrywają niczego nowego, to grają z niezwykłą pasją i zaangażowaniem. Riff w "Wicked Witch" i ta pomysłowa melodia po prostu sieje zniszczenie.  Niby taki europejski feeling, takie znane rozwiązania, a jednak to Lovebites jest twórcą tej petardy. Więcej agresji i drapieżności znajdziemy w energicznym "Stand and Deliever".  Co za moc bije z tego kawałka! Takich petard jest więcej i to potwierdza taki killer jakim jest "Victim of Time". Niby trzymamy się cały czas tej samej stylistyki, a Lovebites nie nudzi i cały czas trzyma nas w napięciu. To jest właśnie spora zaleta tej płyty. "My orion" to rasowy przebój z lekkim i przyjemnym motywem, a dalej band znów wraca do grania na wysokich obrotach. Wystarczy odpalić petardy "Dissonance"czy "Lost in the Garden", żeby się przekonać o czym mowa. Na koniec ballada? Nie. Nie ma mowy też o epickim finale. Jest za to rozpędzony "Soldier Stands Solitarily".

Wielu wątpiło w siłę "Lovebites", wielu szydziło z dziewczyn, które tworzą ten band. Jak to tak wypada wyglądać w metalowym zespole. Jaki jest sens i czy mają szanse przebicia? Wiele pytań, wiele wątpliwości było. Jednak "Judgment Day" zmieni światopogląd u wielu słuchaczy. To płyta, która na pewno znajdzie swoich zwolenników i przeciwników. Płyta przemyślana, dojrzała i oddające piękno power metalu. Dzięki takim płytom ogień power metalu wciąż płonie bardzo mocno. Ja słabych punktów nie potrafię znaleźć, a Wy?

Ocena: 10/10

Ocena:

4 komentarze:

  1. Lubię kicz zaserwowany w rozsądnej dawce, ale te Panie trochę przesadziły 😃 Wracam do słuchania nowej płyty zespołu Alcoholica. Panowie nagrali rewelacyjną płytę i nawet żeński wokal się pojawił w kawałku I AM...i to jaki wokal 💪💪💪

    OdpowiedzUsuń
  2. Cały, no prawie cały metal to jeden wielki kicz, od otoczki towarzyszącej muzyce, poprzez okładki płyt, do samej muzyki włącznie. Alkoholica...już sama nazwa pretensjonalna, a panna Moyra ? No farbowana blondynka... czyli też kicz. Może właśnie za to kochamy to zjawisko zwane muzyką metalową. Posłuchałem i ,,I,am,, Alcoholica i ,,Stand and Devil,, Lovebites, oba kawałki dobre, ale to nie moja bajka, ja słucham teraz Majestic Ryte i się też zachwycam. Ilu nas tyle gustów, a różnorodność, ale ta prawdziwa, naturalna, a nie narzucana z ,, jakiejś góry,,- i to dotyczy nie tylko muzyki, ale życia w ogóle- to jeden z przejawów piękna naszego świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest pięknie że kaDy ma swój gust i każdemu co innego się podoba. Słuchałem alcoholica ale jak dla mnie takie se. Z kolei majestic ryte tylko dobry jak dla mnie. Plus dla nich że oddają uroku amerykańskiego power metalu. Mają w sobie to coś, ale w pełni potencjału nie wykorzystali.

      Usuń