wtorek, 21 lutego 2023

ROBIN MCAULEY - Alive (2023)



Robina Mcauley'a nie trzeba nikomu przedstawiać. To jeden z najważniejszych głosów w hard rockowej muzyce. To również rozpoznawalna postać w wytwórni Frontiers Records.  Znamy go dobrze z Survivor, płyt Micheala Shenkera, czy właśnie Black Swan, który mocno zapadł mi w pamięci. Teraz powraca z nowym solowym albumem zatytułowanym "Alive" i z pewnością jest to pozycja dla maniaków hard rocka.

Widzę sygnaturę Frontiers Records i już wiem czego mogę się spodziewać. Jest zaleta tych płyt i w sumie przekleństwo. Te płyty mają wiele wspólnego ze sobą, a czasami brzmią bardzo podobnie. Słuchając "Alive" tez można odnieść wrażenie, że już gdzieś to się słyszało. Ta mieszanka melodyjnego metalu i hard rocka, z nutką AOR jest łatwo do rozpoznania. Do tego to czyste i pełne emocji brzmienie, które ma podziałać na zmysły. To są znane chwyty frontiers records, ale trzeba przyznać, że zdają egzamin. Na płycie dobrą robotę robi też gitarzysta Andrea Seveso czy wszędobylski Alessandro del vecchio. Panowie wiedzą co mają robić i robią to bardzo dobrze. Muzyka jest lekka, działa na emocje, a nie brakuje też miłych dla ucha melodii, chwytliwych refrenów i ta muzyka faktycznie płynie. Troszkę może brakuje pazura i takiego elementu zaskoczenia. Nie zmienia to faktu, że to wciąż naprawdę pozycja godna uwagi.

Na płycie znajdziemy 11 kompozycji i każda potrafi zaciekawić słuchacza. Otwieracz "Alive" to treściwy, hard rockowy kawałek o zabarwieniu heavy metalowym. Przypominają się hity Black Swan. Pomysłowy riff dostajemy w "Dead as a bone" i tutaj znów balansujemy między melodyjnym metalem i hard rockiem. Troszkę momentami czuje się jakbym słuchał Voodoo Circle.  Dalej mamy nieco cięższy i bardziej zadziorny "Feel Like Hell". Potem utrzymujemy się w podobnej stylistyce, aż do "Fading Away", który ma troszkę bardziej luźną formę. Jest to dość ciekawie zagrane i dodaje płycie troszkę świeżości.  Warty uwagi jest też przebojowy "Who i am" czy dynamiczny "Stronger than before".

Fani Robina Mcauley'a nie będą zawiedzeni, podobnie jak fani wytwórni Frontiers Records i ich różnych projektów muzycznych. Nie ma rewolucji, ani też przejawu geniuszu muzycznego. Jest za to kawał solidnego hard rocka z nutką melodyjnego metalu. Dobrze się tego słucha, ale czy jest to płyta o której będziemy rozmawiać za parę lat? Raczej nie. Mimo wszystko polecam zapoznać się z "Alive", bo to wartościowy krążek w swojej kategorii.

Ocena: 7/10

4 komentarze:

  1. not another review of Frontiers records! The worst label

    OdpowiedzUsuń
  2. Co nie pasuje z Frontiers Records? Konkretnie proszę, a nie ogólniki i jeszcze w języku Szekspira. Tu polskie forum, więc w języku ojczystym proszę, a jak nie to niech autor wykasowuje. Porządek być musi. Opinie opiniami, ale takie zajawki po angielsku bardzo irytujące są.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co mu nie pasuje q tej wytwórni. Jasne ich płyty są bardzo podobne ale na bardzo wysokim poziomie. Gdy sięgam po płyty z tej wytwórni to wiem że nie trafię na gniota. Dużo perełek kryją

      Usuń
  3. Hm, może jakiś niedowartościowany członek bandu, któremu płytę wydano albo odmówiono wydania. Pewnie się nie dowiemy, tylko będzie takie gdakanie, że niedobry wydawca.

    OdpowiedzUsuń