sobota, 31 marca 2012

UNISONIC - Unisonic (2012)


Odliczenie do najbardziej wyczekiwanej przeze mnie płyty czas zakończyć. 30 marca premierę światową miał debiutancki album UNISONIC. Kapela która przyciąga swoją uwagę z wielu powodów, ale głównym powodem dla którego tyle szumu było ostatnio wokół tego zespołu to bez wątpienia dwa wielka nazwiska, a mianowicie Kai Hansen ( GAMMA RAY, ex HELLOWEEN) oraz Micheal Kiske (ex HELLOWEEN). Reszta muzyków choć znana, choć również może się pochwalić bogatym cv to jednak nie budzili oni takiego entuzjazmu wśród fanów muzyki metalowej jak ci dwaj panowie. Muszę przyznać że wraz z dniem 30 marca zostały spełnione moje marzenia. Przede wszystkim zawsze myślałem jakby to było jakby Kai grał muzykę hard rockową? Czy dalej by tworzył takie znakomite kompozycję i czy dałby radę zmniejszyć prędkość melodii na wolniejszy? Innym marzeniem było, żeby w końcu Kiske przestał tracić czas na jakieś projekty, a założył swój własny zespół w stylu hard rock/ heavy metalu nawiązujący do stylu z HELLOWEEN, a także pierwszego albumu solo. Ostatnim moim takim wielkim marzeniem było usłyszeć tych dwóch świetnych muzyków w jednym zespole. Wszystkie te moje skryte marzenia zostały spełnione jednego dnia. To co było największym pytaniem to co zespół w którym znaleźli się ci dwaj herosi będzie grał? Power metal? Heavy metal? Hard Rock? I do czego będzie to podobne? Debiutancki album „Unisonic” to właściwie płyta hard rockowa i ten gatunek jest tutaj motywem przewodnim, ale zespół stworzył na tyle zróżnicowany album, na tyle ciekawą muzykę, w której można wyłapać power metalowe patenty jak i elementy wyjęte z melodyjnego heavy metalu. I to jest bez wątpienia atut tego krążka. Kiedy większość kapel nagrywa monotonną i zazwyczaj przewidywalną i opartą na schematyczności muzykę, tak UNISONIC idzie na przekór wszystkim. Pewnie jesteście ciekawi czy mamy drugi HELLOWEEN, czy dostaliśmy może przypadkiem coś pokroju klucznika. Już odpowiadam, nie jest to z całą pewnością drugi HELLOWEEN, ale to wcale nie oznacza, że nie ma tutaj pewnych patentów, które odsyłają nas do przeszłości, a tak muszę przyznać, że udało im się stworzyć swój własny styl w miarę oryginalny, który jest w sumie wypadkową solowego KISKE, PLACE VENDOME, HELLOWEEN, czy też GOTTARD. Odpowiadając na kolejne pytanie, czy dostaliśmy coś na miarę klucznika? Odpowiedź brzmi tak, tylko że hard rockowego. Takiego melodyjnego, bujającego hard rocka już dawno nie słyszałem.

Każda kompozycja właściwie ma swój własny charakter, coś pozwala ją odróżnić od innych, a mimo to wszystko stanowi harmonijną całość. Album zaczyna się właściwie od ...power metalowego „Unisonic” który trafił na mini album i do niego nakręcono klip. Śmiało można rzec że kompozycja idealna na zachętę i do promocji wydawnictwa. Dlaczego? Bo jest tutaj dużo HELLOWEEN, GAMMA RAY. Wystarczy w słuchać się w moty przewodni tego albumu, w melodyjność, przebojowość, strukturę utworu, w energiczne solówki, czy też iście HELLOWEENowy refren. Jest to zarazem najszybsza kompozycja na albumie i mogę tylko zaspoilerować że drugiej takiej nie ma i w ogóle power metalu tutaj jest na tym albumie w mikroskopijnej ilości. „Souls Alive” to jedna z niewielu kompozycji w której nie maczał Kai Hansen. Jedna z tych kompozycji która już była znana nam słuchaczom już bodajże w roku 2011, jednak to była wersja demo. Teraz mamy Kai w zespole, a więc było pewne że kawałek będzie brzmiał nieco inaczej. I tak też jest. Kompozycja brzmi bardziej melodyjnej, jest więcej przestrzeni, a cała reszta jednak bez większych zmian. Sama kompozycja jest świetnym przykładem jak tworzyć melodyjny metal z przebojowym refrenem. Jednak nic tak nie cieszy jak kolejny przebój w historii Hansena. „Never Too Late” to dowód na to że Kai jest nie tylko bogiem power metalu ale i hard rocka. Zawsze wierzyłem że Kai jest geniuszem muzycznym, ale zawsze właściwie był związany z power metalem, heavy metalem, a tu nagle bóg power metalu dołącza do hard rockowej kapeli i to był szok. Jak sobie poradzi w nowym świecie, w nieco innym gatunku. Ta kompozycja zaspokoiła moją ciekawość w 100% potwierdzając wielkość Kai oraz jego elastyczność. Riff prosty, zadziorny, rytmiczny i przede wszystkim jak przystało na hard rock...buja. Jest do tego taki idealny pod głos Kiske refren. Dennis Ward też pokusił się o własne kompozycje, gdzie nikt mu nie pomagał w procesie tworzenia i tak powstał melancholijny „I've traid” który przypomina choćby taki PLACE VENDOME oraz bardziej metalowy „Renegade” z jakże miłym refrenem, który uwypukla to co najlepsze w glosie Michela, który brzmi na tym albumie nadzwyczaj wyśmienicie. W takiej formie już nie był dawno, a ostatnie występy raczej były słabe i Kiske żył w cieniu siebie samego, ale z tym już koniec. „Star Rider” to jeszcze inny kaliber kompozycji, trochę GOTTARD, trochę QUENN i wyszedł dość ciekawy miks. Może się tutaj podobać rozplanowanie sekcji rytmicznej jak i sama pomysłowość w przypadku konstrukcji. Kai Hansen stworzył jeszcze dwa własne kawałki, a są nimi przebojowy „Never Change Me” czy też fenomenalny „King For A Day” gdzie można poczuć true metalowy feeling zwłaszcza w motywie przewodnim i w tej całej mocnej sekcji rytmicznej, a także nieco power metalu w rozpędzonych solówkach. No i pierwszy raz słychać też wyraźnie Kaia na wokalu który śpiewa tutaj refren i robi to znakomicie. Ciekawostką będzie dla niektórych że pomysł pierwotny na ten utwór Kai miał już podczas sesji „Keeper Of the Seven Keys”. UNISONIC to przede wszystkim chwytliwy, melodyjny, hard rockowy, rytmiczny riff, który spełnia swoją rolę i buja, a także zapadający refren, który w ustach Kiske jest murowanym przebojem i takimi najlepiej odzwierciedlającym oryginalny, swój typowy charakter muzyki UNISONIC jest rytmiczny, zadziorny „My Sanctuary” czy też nieco HELLOWEENowy „We Rise” który ma jeden z piękniejszych refrenów jakie słyszałem i takie momenty po prostu zostają w człowieku na całe życie. Całość zamyka piękna ballada autorstwa Kiske czyli „No One Ever Sees Me” która może nie jest najlepsza balladą jaką słyszałem zarówno pod względem pomysłu jak i aranżacji, ale ma ciepły, spokojny klimat, wzruszający wokal Micheala i przyjemny dla ucha refren.

Unisonic” to album jedyny w swoim rodzaju, przebojowy, melodyjny i zróżnicowany. Nie można powiedzieć złego słowa ani o produkcji ani o formie muzyków. Można za to długo się wypowiadać o zaletach tego albumu. Najważniejsze dla mnie jest fakt, że znów mogę usłyszeć Kiske w jego własnym zespole, że Kiske jest formie czy też pierwszy występ Kaia Hansena w hard rockowym zespole. Miło, że ci dwaj muzycy znów są razem w jednym zespole, kto wie może teraz zwołują świat jako kapela hard rockowa. Po kilkukrotnym wysłuchaniu owego wydawnictwa śmiało mogę stwierdzić, że jest to możliwe. Strażnik siedmiu kluczy w wersji hard rockowej? Jak najbardziej i poziom równie wysoki. Płyta roku w kategorii hard rock i wątpię żeby to ten tytuł był w jakikolwiek sposób zagrożony.


Ocena: 10/10

8 komentarzy:

  1. Polecam bonus track "Over the Rainbow". Jestem zwolennikiem szybszego tempa, a tu taka perełka...
    "No One Ever Sees Me" bardziej pasuje na solową płytę Kiske i jest elementem na tej płycie raczej zbędnym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak też właśnie odczułem że ballada jakby nieco słabszym elementem jest, bo właściwie cały czas jest w miarę energicznie. Ale sama ballada jest przyjemna dla ucha i bije większość popowych, wolnych kawałków jakie Kiske miał w solowej karierze, więc nie ma co narzekać. A sam album świetny, hard rock taki jaki lubię i czekam na kolejny krążek:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z osobą (bo nie wiem, czy to facet, czy dama) odnośnie "Over the Rainbow". Dla mnie to najpiękniejszy moment na płycie, która przyznam - rozwaliła mnie. Oczywiście oprócz utworu ostatniego, niemożliwie nudnego. Polecam edycję japońską. Jest na niej dodatkowy utwór "The Morning After". Perełka.Ja bym go umieścił na podstawowej wersji albumu, a wymęczony "No One Ever Seas Me" podarował w prezencie Japończykom. Mała strata dla reszty globu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy wam Over The Rainbow kojarzy się z taki "Catch The Rainbow" RAINBOW, czy też "Keep The Flames Alive" REVOLUTION RENNAISANCE? Tak piękna ballada. Akurat Morning After jakoś mniej mi przypadł do gustu:P

    OdpowiedzUsuń
  5. POWER WAR. gościu, doskonałe te Twoje recenzje, naprawdę podziwiam robotę, doceniam tez miłość do Hansena , bo wielka jak moja (lecę właśnie do NANCY na koncert GammaRAY/SCORPIONS),z UNISCONIC jednak mocno tu przeszarżowałeś , poniżej właściwa recenzja tej płyty, 7/10 to i tak tylko dla Kaia:

    OdpowiedzUsuń
  6. "..M.Kiske ogłosił,że metalową muzykę porzuca. Na szczęście już dosyć dawno słowa nie dotrzymał, a założony wspólnie z basistą D.Wardem w 2009UNISONIC(UC) grupujący znane nazwiska dawał spore nadzieje na pojawienie się istotnego wzmocnienia niemieckiej sceny melodicmetal.Nadzieje te wzrosły jeszcze bardziej gdy w roku 11 dołączył sam K.Hansen i pełną parą ruszyły prace nad pierwszą płytą ,w którą wkład kompozycyjny Hansena jest bardzo istotny.
    Po cichu mówiło się o"starym"HELLOWEENMark II,tym bardziej ,że zaprezentowane przed premierą "Uc" kompozycje jasno wskazywały obrany przez zespół kierunek muzyczny.
    Gdyby "NoOneEverSeesMe" autorstwa Kiske umieszczony został na początku a nie końcu płyty ci najbardziej niecierpliwi słuchacze mogli by poczuć się oszukani niemetalowym charakterem tego bladego songu rockowego album otwiera jednak tytułowy "Uc", dynamiczny i keeperowski okraszony doskonałymi solami gitarowymi , pogodny i przebojowy.
    Jest dużo HWEEN, jest tam gdzie kompozycje są autorstwa Hansena i w jakimś stopniu to odniesienia nie tylko do Keeperów ale i do "PinkBubblesGoApe" jak w "NeverTooLate", przyjemnym wpadającym w ucho numerze "NeverChangeMe" czy też łagodnym spokojnym "KingForADay" o nieco festiwalowym charakterze. Z tego typu utworów najlepsze wrażenie sprawia jednak "MySanctuary" prowadzony w umiarkowanym tempie iz doskonałym rozległym wokalem Kiske.
    Ogólnie to gdy Kiske śpiewa melodicpower metalowe refreny to zawsze skojarzenia się pojawiają, także w mało w sumie hellowenowskim poza refrenem "WeRise".Tu na uwagę zasługuje gitarowy dialog przypominający najlepsze lata UFO i stylizowany na schenkerowską manierę.
    UC to jednak nie tylko Kiske i Hansen, to również Ward i kilka kompozycji jest przede wszystkim albo wyłącznie jego autorstwa. Coś z PINKCREAM 69 musiało tu zostać przemycone i melodicrock metal radiowego mainstreamu niemieckiego na przeciętnym poziomie słychać w "Renegade"i"I'veTried" gdzie jednak wokal Kiske jest fantastyczny.
    "SoulsAlive" to przykład dosyć dobrej aczkolwiek zupełnie niczym się nie wyróżniającej kompozycji melodicpower w łagodniejszej formie z nieuzasadnioną dawką melancholijnego rocka zaś "StarRider" to ugładzony space melodicmetal, który może kiedyś dawno temu pasował by do chwilowego ostudzenia nastrojów przy okazji śledzenia przygód Żelaznego Zbawcy.
    Rzecz jasna nie chodzi o to, że nie zaprezentowano Keepera numer 4 i że nie jest to płyta z muzyką jednoznacznie ukierunkowaną na odbudowanie chwały "dawnego" HWEEN.
    Chodzi raczej o to, że prawdziwie ekscytującego melodicpower i melodicheavy jest tu niewiele i to w większości schematyczna rutyna i suma doświadczeń muzyków grających podobne rzeczy na co dzień w innych zespołach teraz i wcześniej.
    Najwięcej tu zapewne "PinkiBubblesGoApe", niestety bez zdecydowanie wyróżniających się hitów.Ogromną zaletą jest robota gitarzystów i zarówno sola jak i dialogi M.Meyera i K.Hansena są rewelacyjne i znacznie przewyższające poziom kompozycyjny utworów, w których się znalazły.
    Kiske bez wątpienia nadal należy do czołówki wokalistów melodyjnego metalu przy czym jednak we wspólnym projekcie z A.Somerville zaprezentował się barwniej. Za udane należy uznać towarzyszące mu chórki i b.wokale, jednak do poziomu porywających sporo tu brakuje.
    Sekcja rytmiczna specjalnie się tu niczym nie wyróżnia a gra Zafiriou zdradza objawy braku zaangażowania.Produkcyjnie album dopracowany w szczegółach, nawet w dosyć sprytny sposób, bo zarazem power metalowy i rockowy co pod tym względem rozszerza krąg odbiorców o konsumentów mocniejszego radiowego rocka.
    Jako wydarzenie medialne projektUC jest na pewno w roku 2012 istotnym punktem rock/metalowego programu.Muzycznie wnosi jednak mało ciekawego.Sławne nazwiska gwarantują wysoki poziom wykonania muzyki jakiej wiele i jak coraz częściej zbywana jest milczeniem."http://metalmelodicsound.metalcave.org/articles.php?article_id=2943

    OdpowiedzUsuń
  7. Hehe dziękuje za słowa uznania, po prostu lubię dzielić się swoimi opiniami na temat danych albumów, a co do Unisonic zaskoczyłeś mnie tak szeroką wypowiedzą, pozwolę sobie skomentować co nieco. Recenzję znam bo obaj znamy się właściwie współpracowaliśmy na forum muzycznym metalcave, a potem i ja trochę zagościłem na owym serwisie, a potem przerzuciłem się na solo:P Być może i jest to bardziej trzeźwe podejście. Ale gdy ja słucham tego albumu to po prostu się nie nudzę, mam 11 przebojów i nawet tutaj krytykowana ballada bardzo mi się podoba. Jest to na co czekałem tyle lat w wykonaniu Kaia, a więc hard rockowe songi o lekkim zabarwieniu melodic i power metalu. Jest też wyborna współpraca gitarowa i to słychać, sporo ciekawych melodii, zróżnicowania, ciekawych smaczków. Album o dziwo mimo jasnych określonych struktur jest bardzo zróżnicowany. Mnie się wydaje że ludzie liczyli chyba na drugi keeper of the seven keys na stary helloween stąd takie narzekanie, ja chciałem hard rockowy album i go dostałem i ten w tej kategorii jest wyśmienity, jak znasz inne z podobnej kategorii który brzmi lepiej to proszę podaj:P Mi na myśl przychodzi SUNSTORM, poniekąd KISSYN DYNAMITE czy też DEVIL TRAIN ale te płyty nie są tej klasy co UNISONIC. Jeszcze raz dzięki za skomentowanie i wyrażenie swojej opinii, przez to blog staje się barwniejszy:D Pozdr.

    OdpowiedzUsuń