poniedziałek, 12 marca 2012

AGE OF ARTEMIS - Overcoming Limits (2012)


Kolejny wtórny zespół, grający słodki power metal wypłynął na powierzchnię. Młody AGE OF ARTEMIS właściwie debiutuje przed cały światem za sprawą albumu „Overcoming Limits” i jest to pozycja, która zainteresuje fanów takiego grania jak choćby HELLOWEEN, ANGRA, ALMAH, czy też innych kapel podobnie grających. Debiutancki album był przygotowanym z dużym spokojem i dopracowaniem. Zajęło to zespołowi właściwie 3 lata od czasu założenia kapeli tj 2009 roku. Gdy się tak dokładnie przyjrzymy albumowi AGE OF ARTEMIS to można dostrzec kilka elementów pasujących do ANGRY. Wystarczy spojrzeć na okładkę i sposób jej pomalowania, od razu przypomina to mi okładki frontowe ANGRY. Również też dopieszczona produkcja albumu skonstruowana przez Edu Felushiego też jest identyczna jak na płytach ANGRY i ALMAH, ale to akurat zrozumiałe, bo ten pan współpracował już z tymi wielkimi zespołami. No i oczywiście ten sam kraj pochodzenia, a mianowicie Brazylia. W sferze bardziej muzycznej też można wyczuć sporo powiązań z muzyką i stylem ANGRY. Podobnie skonstruowane melodie, czasami nieco połamane, nieco przesiąknięte progresywnością, czasami nieco wszystko zbyt przekombinowane i do tego Alrito Netto który swoimi możliwościami, manierą nieco przypomina mi Andre Matosa. Niestety, żeby polubić AGE OF ARTEMIS i ich debiutancki album to trzeba jednak darzyć nieco sympatią działalność zespołu ANGRA. Niestety brazylijska legenda power metalu jakoś nigdy nie uderzała w mój gust muzyczny i do dziś właściwie fenomenu tej kapeli do końca nie pojmuję. To też słuchanie debiutanckiego albumu młodej kapeli nie należał aż do takich przyjemnych jak mogło by się wydawać.

Czego nie można odmówić zespołowi to niezwykłej precyzji i dopracowania materiału pod względem detali i różnorodności. Bo zespół miesza tutaj gatunkami, różnymi elementami i na element zaskoczenia nie można narzekać. Otwarcie albumu w postaci „What Lies Behind... „ bardziej przypomina mi wszelkiego rodzaju symfoniczne kapele, które stawiają na bogactwo muzyczne, przepych i podniosłość. Fani RHAPSODY będą zadowoleni. Na albumie są zarówno słabe jak i mocne momenty. Jednym z jaśniejszych punktów na krążku jest bez wątpienia „Echoes Within”, który ma radosne podejście HELLOWEEN, podniosłość RHAPSODY i złożoność strukturę, dynamikę zespołu ANGRA. Tak jest to do bólu wtórne power metalowe granie jakiego pełno na rynku. Jednak forma w jakiej podaje to debiutancki zespół jest godne uwagi i może wzbudzić zachwyt nie u jednego słuchacza. Bojowe chórki, dynamiczna sekcja rytmiczna, ambitnie brzmiące solówki w wykonaniu Soto/Grego i czysty, podniosły wokal Netto dostarczają niezapomnianych przeżyć. Znajomo brzmi tez taki „Mystery” ale to równie udana kompozycja co poprzednia. Co w niej jest takiego uroczego? Przede wszystkim urozmaicona partia perkusyjna Pedra Sena i muszę przyznać że jest on jednym z mocniejszych ogniw zespołu. Do tego dochodzi tutaj sporo progresywnych smaczków i chwytliwy refren spod znaku HELLOWEEN. I co ciekawe zespół najbardziej przemawia do mnie za sprawą szybkich, energicznych kawałków jak choćby zadziorny „Break Up The Chains” z nieco mocniejszym, cięższym riffem. Równie okazale się prezentuje melodyjny „You'll See”, który ma ciekawe elementy wyjęte z symfonicznego metalu i znów dynamika i melodie ratują sprawę. Moją ulubioną kompozycją jest „Till The End” i tutaj mamy encyklopedyczny przykład jak grać melodyjny power metal, chwytliwy z dużą dawką energii. Gdyby tak album był uzbrojony więcej w takich petard to być może bym miał do czynienia z jednym z lepszych albumów z tego gatunku. Niestety tyle co mocnych punktów jest też słabych i za każdym razem właściwie gdzie zespół stara się porazić ambicją, klimatem, pomysłowością, to co nie wychodzi do końca tak jak powinno. „Take Me Home” brzmi jak kawałek jakieś formacji popowo – rockowej. ' Truth In Your Eyes” jak dla mnie nieco nijaki, nieco przesłodzony, nieco zbyt komercyjny. „One last cry” to niby nastrojowa ballada, no niby, bo jakoś nie porwała mnie i nie złamała mojego serca. I gdzieś pośrodku umieszczę prawie 10 minutowy „God, KingsAnd Fools” który ma sporo ciekawych melodii i zróżnicowanych melodii. Mamy upust progresywnym inspiracją muzyków i może się podobać złożoność i konstrukcja tego kawałka. Jak dla mnie nieco jest to zbyt długa kompozycja i momentami nieco nudzi, ale całościowo zespół się obronił w kolosie pokazując że nie mają większych problemów z skonstruowaniem nieco dłuższej kompozycji.

Płyta może się podobać, bo jest i zróżnicowany materiał wypchany zarówno szybkimi jak i bardziej nastrojowymi, spokojnymi kompozycjami. Może się podobać ich wykonanie, dbałość zespołu o szczegóły jak i warsztat techniczny, które robi nie małe wrażenie. Można odnieść wrażenie że to nie kapela debiutująca, ale formacja mająca kilku letni staż i doświadczenie. „Overcoming Limits” to dopracowany pod względem muzycznym jak i technicznym album, jednak problem jest dla mnie to że sporo nawiązań do ANGRY za którą nie przepadam. Jest sporo ciekawych momentów, zwłaszcza szybkie, power metalowe petardy w wykonaniu kapeli robią wrażenie, ale niestety jest tez kilka słabych momentów które psują całościowy obraz tego krążka.

Ocena : 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz