wtorek, 25 marca 2025

ASKA - Knight Strike (2025)


 
Długo kazał czekać swoim fanom amerykański Aska na nową porcję muzyki. Ostatni album "Fire Eater" ukazał się w 2013r. To była świetna dawka amerykańskiego heavy metalu z nutką epickości i rycerskim charakterem. Ta muzyka porywała i potrafiła skraść serca nawet najbardziej zatwardziałego rycerza. Co się zmieniło w obozie Aska przez ten czas? W roku 2023 dołączył do zespołu gitarzysta Eric Halpern, który ma za zadanie wspierać George;a Calla. Erica możecie kojarzyć z Helstar czy Leatherwolf.  13 kwietnia ukaże się za sprawą BraveWords Records 7 studyjny album formacji Aska, który nosi tytuł 'Knight Strike" i jest to premiera której nie możecie przegapić.

Perkusista Danny White i wokalista i gitarzysta George Call grali w Cloven Hoof. basista  Keith Knight grał w Warrion, a Eric to Helstar. Jak widać gwiazdorska obsada, która kojarzy nam się  z heavy/power metal i daje pewną gwarancję jakości. Faktycznie tak jest. Materiał jest przemyślany i dobrze zagrany. Nie mogło być inaczej, zwłaszcza że muzycy doświadczeni, a poprzednie wydawnictwo potrafi pozytywnie zaskoczyć. "Knight Strike" to płyta zadziorna, bardzo heavy metalowa, klasyczna i urozmaicona. Każdy znajdzie coś dla siebie. Band zgotował materiał, który trwa godzinę i najlepsze że album nie nudzi. Dobra robota! Imponuje również soczyste i drapieżne brzmienie. Szata graficzna również na wysokim poziomie. Aska i wszystko jasne.

Na start dostajemy singlowy "1944" i od razu wiadomo co nas czeka i co prezentuje ze sobą Aska. Sam riff mocno judasowy i każdy dźwięk, każda sekunda po prostu skrada serce. Niby nic nowego, a zachwyca jakby panowie odkryli coś nowego. Uczta dla fanów heavy metalu. Troszkę toporności i mroku wkrada się w "Queen of Mirrors", ale wypada to wybornie. Do tego te popisy wokalne pana George;a. Cudo i faktycznie przypominają się płyty Cloven hoof z Callem na pokładzie. Klasycznie i w stylu lat 80 utrzymany jest "soul Stealer" i jest w tym hard rockowy duch. Jest też nastrojowy i nieco rockowy "Love then Oblivon" i tutaj też band potrafi zauroczyć aranżacją. 8 minutowy kolos w postaci "Black flight" to ukłon w stronę Black Sabbath z czasów Tony Martina, to też nutka Omen czy Manowar. Kawałek nastawiony na klimat i urozmaicenie. Co za piękny riff zdobi "Together" i tutaj band pokazuje moc, szybkość i drapieżność. Prawdziwa heavy/power metalowa petarda! Duża dawka melodyjności i przebojowości to atuty "Janissary". Oj wpada szybko w ucho. Ciarki przechodzą również przy "Skoll & Hati", który przemyca patenty Cloven Hoof, Iron maiden i Judas Priest. Pomysłowy motyw przewodni, świetna praca gitarzystów i niszczący wszystko głos Calla. Brzmi to bezbłędnie. Chce się więcej i więcej. Jest jeszcze jeden kolos. "The Lie" to utwór który w pierwszej fazie ma klimat doom metalowy i pełno tutaj patentów black sabbath, candlemass, a potem nabiera takiej nieco bardziej melodyjnego charakteru i rycerskiego klimatu. Pojawiają się wpływy Iron maiden i Manowar. Piękne zwieńczenie całości.

Aska powraca w wielkim stylu. 11 lat oczekiwania, ale warto było. Znów dostajemy heavy metalową ucztę dla zmysłów. Jest klasycznie, ale zarazem współcześnie. Jest zadziornie, ale i melodyjnie. Jest mrok, ale jest tez pozytywna energia. Bije z tego albumu naprawdę niezła energia i do tego band nie trzyma się kurczowo jednego motywu. Cały czas czymś zaskakuje. To jest klasa sama w sobie.

Ocena: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz