piątek, 21 marca 2025
SCULFORGE - Cosmic crusade Chronicles ...stories from the ...errr...nevermind ! (2025)
Niemiecki Sculforge w roku 2023 porwał mnie swoją pozytywną energią, wpływami Helloween, Gamma Ray, czy Hammerking. Tematyka s-f od razu przywołała na myśl twórczość Iron Savior. Band pokazał, że w tej oklepanej formule można stworzyć radosny power metal, który kipi energią. To było dwa lata, a co teraz band prezentuje w raz z premierą najnowszego krążka zatytułowanego "Cosmic Crusade Chronicles"? To dalej radosny i pełen energii power metal, który czerpie garściami od najlepszych, ale tym razem główną inspiracją okazał się Dragonforce. Płyta ukazała się 20 marca za sprawą MDD Records.
Okładka znów utrzymana w klimatach s-f i to póki co zostaje taki znakiem rozpoznawalnym sculforge, podobnie jak długie tytuły płyty. To wszystko to są drobnostki, które nie mają większego znaczenia. Liczy się to co band potrafi, to co grają i co mają do zaoferowania. Cieszy fakt, że dostajemy taki klasyczny power metal w europejskim wydaniu. Szybkie tempo, złożone i melodyjne riffy, a do tego radosny klimat i przypominają się pierwsze płyty Dragonoforce, kiedy w zespole był Zp Heart. Nie ma w tym za grosz oryginalności, do geniuszu trochę też brakuje, ale band gra to naprawdę bardzo dobrze. Znów mam niezłą frajdę słuchając ich materiału. Czasami przychodzi taki dzień, że ma ochotę się odprężyć przy takich banalnych dźwiękach. Muzyka nie jest wymagająca, ale bardzo melodyjna i przebojowa. Znakomite wehikuł czasu, które przenosi do lat 90 i takich klasycznych patentów power metalu. Fabz Mcblackscul i Polly Mcsculwood tworzą świetnie zgrany duet gitarowy, który się uzupełnia i dostarcza nam prawdziwą power metalową ucztą. Nic nowego nie tworzą, ale umiejętnie odgrzewają sprawdzone patenty. Dragonforce już tak nie gra i nie ma w sobie takiej pasji. Do tego mocno przypadł mi do gustu wokal Polly Msculwood, który poniekąd przypomina mi głos Kaia Hansena, czy frotnmanów Hammerking, a nawet ukochanego Timeless Miracle, Niby mało techniczny wokal, ale zapadł mi w pamięci.
Płyta nie jest jakoś specjalnie długa i na dzień dobry atakuje nas killer "Great Day to kill" i od razu atakuje takie radosne dźwięki. Co za pozytywna energia i bardzo udany miks Dragonforce i Gamma ray. Ja to kupuje i od razu skrada moje serce. Znajomo brzmi "Make Space Great Again" i znów ukłon w stronę Dragonforce. Sculforge bawi się konwencją i ta radość potrafi zarazić. Bije od nich taka pozytywna energia i radość z tego co robią. Nie kombinują, nie próbują na siłę być kimś innym. Taki szczery przekaz też jest ważny. Chwytliwy refren i świetne rozegrane solówki pokazują, że Sculforge jest dalej w formie. Nie zwalniamy tempa i kolejny killer to "Journey" i ten styl partii gitarowych i kicz przypominają dokonania Dragonfroce. Różnica taka, że Sculforge bije łeb na szyję ostatnie płyty Dragonforce. Wypełniają tą pustkę, za co im chwała. Co ciekawe nawet ballada "Edge of the universe" potrafi złapać za serce i jakoś przypomniał mi się Timeless Miracle. Podobny wokal i melodyjność. Band pokazuje pazur w drapieżnym "We are darkness" i znów mieszanka dragonforce i gamma ray z czasów "Powerplant" sprawiają że utwór porywa. Formuła sprawdzona i przerobiona na różne sposoby, a Sculforge umiejętnie wykorzystuje sprawdzone patenty. Oj trafia to w mój gust. Echa Primal Fear, czy iron savior można uświadczyć w cięższym i mroczniejszym "Dark Alliance" i to kolejny mocny punkt płyty. "Powerheart" brzmi jak Helloween na sterydach. Band strasznie szybko tutaj pędzi, aż chyba za szybko. Power metal pełną gębą i to w takim niemieckim stylu. Kicz wkracza w nieco przekombinowanym "Conquer The Wild", ale przebojowego charakteru nie można mu odmówić. Ten główny motyw trochę działa na nerwy, ale refren ratuje sytuacje. Co napędza Sculforge i co jest ich bronią to bez wątpienia niezwykła umiejętność tworzenia hitów, które od razu wpadają w ucho i na długo zostają w pamięci. "Order of the soul" dysponuje takim refrenem, który oddaje to co najlepsze w power metalu. Kolejny power metalowy hymn to bez wątpienia "We stand Together" i znów jest szybko, melodyjnie, zadziornie i pędzenie do przodu. Utwór rozegrany wg tego samego schematu. "Towers" to taki krótki power metalowy killer, który trwa 40 sekund. Podobny zabieg co "Fairytale" Gamma ray.
Dragonforce brzmi jak karykatura samych siebie, Freedom call nie nagrał nic ciekawego w ostatnim czasie, a Timeless Miracle to kult jednej płyty. Niemiecki Sculforge stara się zaspokoić owe żądze i dostarcza power metalową petardę, gdzie liczy się radosny klimat, niezwykle szybkie tempo i złożone i niezwykle melodyjne partie gitarowe. Uwielbiam ich za szczerość i granie takiego klasycznego power metalu. Jedni są od grania progresywnego power metalu, inny od klimatycznego i bardziej złożonego power metalu, a niektórzy jak Sculforge mają zadbać o dobrą zabawę i rozrywkę, która rozkręci imprezę. Ja tam dobrze się bawię przy ich muzyce i chętnie po znam ich kolejna wydawnictwa.
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz