poniedziałek, 3 marca 2025
OWLBEAR - Feather & Crawl (2025)
Czas się przekonać, czy amerykański Owlbear to tylko sezonowa atrakcja roku 2023, czy band faktycznie stać na coś więcej i czy jest to gwiazda młodego pokolenia? Minęły 2 lata od debiutu, a teraz amerykańska formacja wydała swój drugi album zatytułowany "Feather & Claw". Płyta ukazała się za sprawą wytwórni Alone Records 28 lutego 2025r. Co cieszy to na pewno fakt, że dalej zostajemy w stylistyce klasycznego heavy metalu, z nutką epickości, a nawet doom metalu. Znajdziemy tutaj wpływy Visigoth, Crystal Viper, Manilla Road czy Iron maiden. Band czerpie garściami z najlepszych i sam stając się kapelą wyjątkową, która potrafi siać zniszczenie i dostarczyć materiał najwyższej jakości. Owlbear potwierdza, że to band który staje się gwiazdą młodego pokolenia.
Brawa dla zespołu za nazwę zespołu i wykreowanie własnej maskotki, która pojawia się na okładkach płyt. Jest klimat fantasy, który swoje odzwierciedlenie znajduje w zawartości. Zadbano o to, żeby brzmienie było nieco przybrudzone, takie true heavy metalowe i wprowadzało trochę mroku i klimat lat 80. Zabieg się udał. Sekcja rytmiczna znów dba o to, żeby była odpowiednia dynamika i szybkość. Jeff Taft i Katy Scary tworzą zgrany duet gitarowy, którego pojedynki na solówki są główną atrakcją Owlbear na nowej płycie. Sporo drapieżności i przebojowości w tym uświadczymy. Co na pędza ten band, to bez wątpienia wyjątkowy i charyzmatyczny głos Katy scary. Co za moc, co za talent, no robi to wrażenie.
Nowy album to 10 starannie przygotowanych kompozycji. Każda zasługuje na uwagę, każda niesie coś ze sobą. Otwieracz "As Arrows hail" to skoczny kawałek, o przebojowej konstrukcji. Utwór fajnie buja, a przy tym przemyca elementy nwobhm, ale nie tylko. Majstersztyk. Echa Crystal Viper czy też Running wild można uchwycić w rozpędzonym "Shadow Of the Dragon", który kipi energią i pomysłowością. Choć nie ma tu nic odkrywczego, to brzmi to świeżo i bardzo chwytliwe. Kawałek szybko wpada w ucho. Nieco wolniejsze tempo dostajemy w stonowanym "Crawl from the Carcass" i tutaj mamy troszkę hard rocka i troszkę doom metalu. Kawałek nastawiony na mroczny klimat i mniej agresywną formułę. Dalej dostajemy rozpędzony "Altar Of Earth" i jest w tym troszkę iron maiden, troszkę visigoth, troszkę Heavy Load. Utwór oddaje hołd dla lat 80 i to jest rasowy killer. Pozytywne emocje wywołuje klimatyczny "Song of the Grey Witch", który zaczyna się tajemniczo i epicko. Utwór nabiera rozpędu i drapieżności w dalszej części. Klasycznie brzmi też "Hawkriders of The Wasters", który też niczym wehikuł czasu przenosi słuchacza do lat 80, gdzie powstawały wielkie rzeczy. Rasowy hicior, który pokazuje potencjał Owlbear. Band przyspiesza w "Wild Shape" i tutaj band pokazuje też pazur i agresję. Mocna rzecz! Dużo energii niesie ze sobą " Devastation Be My name" i to również pełen true heavy metalowego pazura utwór. Płyta nie nudzi i tutaj hit goni hit. Album bardzo wyrównany, pełen energii i znakomitych motywów. Coś z Manowar można uchwycić w "Bloodsilver" i ten utwór po prostu sieje zniszczenie. Na sam koniec zostaje nastrojowy i marszowy "The Fall of Netheril", w którym band stawia na klimat i epickość. To tylko pokazuje, jak elastyczny jest Owlbear.
Owlbear rośnie na prawdziwą gwiazdę, która zna się na rzeczy i jest w stanie przygotować materiał wysokiej jakości. Nowy album jest jeszcze bardziej dopracowany i każdy element ze sobą współgra. Dostajemy album, gdzie znajdziemy szybkie killery, ale też klimatyczne kompozycje, gdzie jest miejsce na mrok i epickość. Sporo tutaj klasycznych patentów, a Owlbear błyszczy pod względem kompozytorskim jak i aranżacyjnym. To było do przewidzenia, że Owlbear nie zawiedzie i nagra album, który będzie godnie prezentował się w roku 2025.
Ocena: 9.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz