sobota, 15 marca 2025

DRAGON SKULL - Chaos Fire Vengeance (2025)


 
Kiedy widzę, że jakaś kapela pochodzi z Grecji i gra muzykę z pogranicza heavy metalu i power metalu, to długo się nie zastanawiam i biorę taką płytę w ciemno. Tak też było teraz z debiutanckim albumem formacji Dragon Skull. Kapela działa od 2022r więc jest młoda i głodna sukcesu, a najlepsze jest to, że wokalista Aris Labos i gitarzysta Christos Brintzikis grają od ponad 20 lat w system Decay, który gra melodyjny metalcore i tu zaczyna robić się ciekawie. Dragon Skull 6 marca wydał swój debiutancki album i zostałem w pełni kupiony "Chaos Fire Veangeance". Album idealnie trafia w mój gust, bo słyszę tutaj miks stylistyki Persuader, Orden Ogan, ale jest też coś z running Wild, coś z 3 inches of Blood, czy może Bloodorn. Strzał w dziesiątkę.

To czerwono logo i czerwono tło jakoś skojarzyło się z płytami Manowar, czy Sacred Steel. Wojownik na szczycie przypomniał mi postać z debiutu Kreator. Okładka ma klimat i ten rycerski charakter dodaje uroku całości. Band zadbał o każde zaplecze i tu nie ma się do czego przyczepić. Samo brzmienie to uczta dla uszu i bije z niego niezwykła moc. Słuchacza przechodzą ciary i każdy instrument brzmi tu obłędnie. Perkusja, mocny bas czy ryczące i pełne finezji gitary. Stylistycznie band faktycznie trzyma się w granicach heavy/power metalu. Stawia na taki true heavy metalowy charakter i chciałoby się założyć zbroję i wyruszyć na podbój świata. Band robi to fenomenalnie i każdy utwór to prawdziwa przygoda.

Tak sekcja rytmiczna wyczynia cuda i dba o odpowiednie tempo płyty. Nie ma ściemy, nie ma nudy i panowie nie biorą jeńców. Kocham kiedy heavy metalowa płyta kryje wciągające solówki, złożone partie gitarowe i ciekawe pojedynki. Ma bić z tego życie, energia i heavy metalowa radość. To ma rozłożyć słuchacza na łopatki i pozostać na długo w pamięci. Panos i Christos jak dwa uzupełniające się elementy rozwalają system. Co za pomysłowość, za kunszt, technika i przepiękna zabawa stylistyką. Cudo! Moim bohaterem z miejsca stał się wokalista Arsis Labos, który przybliżył mi stare dobre czasy Persuader. Barwa, styl śpiewania i technika bardzo podobna do Jensa Carlssona  z Persuader. Uwielbiam tego typu głosy i tutaj znakomicie balansuje na granicy agresywności i bardziej brutalnego grania.

Minus? Czemu tylko 8 utworów? Czemu tylko 42 minuty muzyki? Można ich słuchać bez końca i to bez zmęczenia. Nie ma miejsca na zabawę w kotka i myszkę, nie ma podchodów, tylko od razu band daje nam wyraźny sygnał. "Brethren" ma moc, pazur i agresję taką typową dla Persuader, Jest rycerski feeling, jest przepiękna melodia, jest podniosłość godna Orden Ogan. Do tego te patenty wyjęte z true heavy metalu. Jak to wszystko brzmi genialnie. Szok i niedowierzanie. Czas wbić drugi bieg i dostajemy znacznie szybszy i taki ocierający się o power metal "Dragon Riders". Brak słów i tego nie da się opisać. Przejaw geniuszu. Słyszę tutaj wiele ukochanych kapel, a mimo to brzmi to świeżo i pomysłowo. Dragon Skull niczym greccy bogowie sieją zniszczenie i nie biorą jeńców. No i te partie basu, które w drugiej połowie dają o sobie znać. Cudo! Echa Manowar mamy w "Skull crusher" i tutaj wejście perkusji przypominają "Fighting the World" i znów świetnie wyróżniony bas. Panowie znają się na rzeczy i wiedzą jak podziałać na zmysły. Na płycie mamy dwa dłuższe utwory i jednym z nich jest "war Drums" i faktycznie perkusja daje o sobie znać już na wstępie. Dostajemy tu bardziej marszowe tempo, ale jak fajnie buja ten utwór od samego początku. Manowar naszych czasów, bez udziwnień. Tylko Dragon Skull, heavy metal i my wyznawcy tej muzyki. Ileż tu świetnych  melodii i pięknych partii gitarowych. Nie da się tego opisać, tutaj trzeba odpalić swój sprzęt i samemu się przekonać o potędze tego utworu. Gotowi na więcej? Uwaga nadciąga "Nampat", który jazdą bez trzymanki. Ktoś tu nieco wzorował się na Running wild, ale czy to ważne?  Motyw gitarowy pierwsza klasa i dla takich kompozycji warto żyć i odkrywać nowe zespoły.  Każdy dźwięk tutaj to czyste złoto. Wiecie co? To jeszcze nie koniec płyty. Piękne wejście gitar w "Skeleton Hand", który ma coś z Running wild i Crystal Viper. Arsis tutaj pokazuje swoje atuty i można przekonać się o w pływach Jensa Carlssona. Czas na kolejny szybki i agresywny killer. Nadciąga "Shield Maiden" , który stawia na chwytliwe melodie, na taki heavy/power metalowy charakter. Gitary podczas zwrotek inspirowane są również dokonaniami Rock'n Rolfa. Brzmi to obłędnie. Ostatni przystanek na płycie to "Blood and Souls"  i to jest drugi kolos na płycie. Riff brzmi znajomo i można tutaj doszukać się wiele wpływów. Dragon Skull robi swoje i dodaje wiele od siebie. Jest to mocne, zagrane z pomysłem i pazurem. Czysta perfekcja i szkoda tylko, że to już koniec płyty. Chce się więcej i więcej.


Cicho było o Dragon Skull. Nie byli jakoś specjalnie promowani i to trochę szokujące. Teraz to nadrobią, bo płyta wymiata. "Chaos Fire Vengeance" to płyta kompletna, bez skazy i idealna w każdym calu. Klimatyczna okładka, mocne brzmienie, przemyślane kompozycje i wyrazisty, zapadający w pamięci styl. Do tego ta jakość. Takie płyty na długo zostają w pamięci, na długo zapisują się w życiu. Debiut Dragon Skull nie brzmi jak dzieło, tylko jak arcydzieło zespołu doświadczonego, która od lat jest na scenie. Jak dla mnie fenomen i kandydat do płyty roku. Pozamiatali panowie z Dragonskull!

Ocena: 10/10

1 komentarz:

  1. Ależ to jest złoto! W 2025 nic lepszego jeszcze nie słyszałem.

    OdpowiedzUsuń