piątek, 7 marca 2025
DESTRUCTION - Birth of Malice (2025)
Przed wami jeden z najbardziej zasłużonych zespołów grających thrash metal. Na scenie są od 1983r i mają na koncie 18 albumów. Jeden z przedstawicieli wielkiej 4 niemieckiego thrash metalu. Tak mowa o Destruction, którego liderem jest basista i wokalista Schmier. Uwielbiam jego manierę wokalną i jego talent do komponowania killerów. Uwielbiam go za twórczość Destruction, ale też to co zrobił z Headhunter i Panzer. Mają na koncie wiele klasyków, ale wciąż nagrywają i potrafią jeszcze nagrać coś genialnego. Przykładem tego zjawiska był "Born to Perish". Ten album dowodził temu, że Destruction przeżywa drugą młodość i stać ich jeszcze na wiele. 7 marca to ważna data, bo właśnie to jest dzień premiery 18 albumu studyjnego zatytułowanego "Birth of malice". Płyta ukazała się za sprawą Napalm Records i powiem Wam, że to jeden z najlepszych albumów jakie nagrał Schmier. Prawdziwa petarda i bomba, która niesie ze sobą zniszczenie. Szok i mega zaskoczenia. Co tu się odwaliło?
Przed Wami prawdziwa perfekcja i album dopracowany na każdej płaszczyźnie. Miła dla oka okładka, tylko jakoś brakuje mi tu rzeźnika, który często pojawiał się na okładkach Destruction. Brzmienie to prawdziwa kosa i każdy instrument nabiera niezwykłej mocy i drapieżności. Uwielbiam tego typu brzmienie, który dodaje całości drapieżności i mocy. Od razu wiadomo z czym mamy do czynienia. Schmier chyba w życiowej formie. Jego głos brzmi tutaj obłędnie. Jest moc, jest pazur, ale też coś z heavy metalu. To wszystko imponuje. Randy Black jeszcze bardziej spełnia się w Destruction niż w Primal fear. Najlepsze jest to, że nowy album Destruction to nie tylko agresywny i techniczny thrash metal, bowiem jest coś z heavy/power metalu w Primal fear, ale jest też coś z Paragon czy Accept, Prawdziwa niemiecka maszyna, która jest nie do zatrzymania. Partie gitarowe w wykonaniu Eskic/Furia to istny majstersztyk i przykład jak powinien brzmieć ten instrument w heavy metalu. Pełno tu agresji, dynami, ale i też melodyjności i przebojowości. Panowie stanęli na wysokości zadania. Jest ta jakość i agresja co na "Born to Perish", ale odnoszę wrażenie, że panuje większe urozmaicenie i jeszcze większa przebojowość. Do tego spory plus za elementy heavy/power metalowe. Nie brakuje odesłań do Headhunter czy właśnie Panzer.
Płytę otwiera stonowane i tajemnicze intro w postaci "Birth of malice". No to czas rozpocząć prawdziwą jazdę bez trzymanki. Wkracza "Destruction" i już czuć moc brzmienia, ryczące gitary, wyrazistą i pełną energii sekcję rytmiczną. Wokal Schmiera też rozrywa na strzępy. Mimo swoich lat wciąż zachwyca i pokazuje, że jest prawdziwą ikoną thrash metalu. Ten kawałek to przykład jak powinien brzmieć thrash metal. W dodatku utwór zachwyca melodyjnością i przebojowym charakterem. Dalej mamy "Cyber Warfare" i piękne wejście basu, potem przepiękne solówki gitarowe. Uwaga to kolejny killer, gdzie jest nowocześnie i bardzo agresywnie. Utwór przemyca troszkę heavy/power metalowej stylizacji, przemyca troszkę elementów Paragon. Szok, jak Destruction brzmi, jak odświeżył swoją formułę. Singlowy "no king no masters" od razu skradł moje serce, kiedy pierwszy raz miałem z nim styczność. Kwintesencja Destrcution i thrash metalu. To brzmienie, znakomity Schmier i rozpędzona sekcja rytmiczna. Gitary tną aż miło. Chce się więcej i więcej. Jakże piękna jest ta toporność w nieco bardziej heavy metalowym "Scumbag Human Race". Znów można uświadczyć coś z Paragon, coś z Accept czy właśnie wcześniej wspomniany Panzer. Tak to kolejny killer, który wyrywa z kapci. Kolejne mocne wejście ma "God Of Gore" i jakże pięknie dają czadu gitarzyści i troszkę przypomina mi to czasy "Painkiller" Judas Priest. Żadna nuta nie nudzi, każda sekunda utworu jest przemyślana. Ideał! Pierwsza połowa płyty szybko zleciała. A co kryje druga część ? Jeszcze więcej killerów. Element zaskoczenia też jest, bo mamy stonowany marszowy "A.N,G,S,T" i tutaj znów Schmier i spółka robią ukłon w stronę niemieckiego heavy metalu. Jest sporo Accept, Grave Digger czy Paragon. Jak oni to robią? Nawet wolniejszy kawałek jest jak walec, który jest nie do zatrzymania. Piękne wejście ma też "Dealer of Death", gdzie również zalatuje też coś z heavy/power metalu. Jakieś echa Paragon czy może nawet Primal Fear się znajdą. Niemiecka toporność i teutoński heavy metal daje o sobie znać w melodyjnym "Evil Never Sleeps" i znów jestem kupiony. Destruction bawi się konwencją i nie serwuje nam w kółko tego samego. To kolejny majstersztyk i przejaw geniuszu Schmiera. Ileż tu pięknych melodii i ten podniosły i łatwo wpadający w ucho refren. Jeszcze więcej agresji dostajemy w "Chains of Sorrow", ale i tutaj band nie zapomina o chwytliwych melodiach i heavy/power metalowej konwencji. Brzmi to obłędnie. Skoczny "Greed" też pokazuje, że band potrafi grać na najwyższym poziomie przez cały materiał. Miłym dodatkiem jest cover Accept w postaci "Fast as a Shark" i ten utwór pasuje do tego co gra Destruction.
Zbieram szczęki z podłogi i długo będę dochodził do siebie. Jestem w szoku co zaprezentował Destruction na tej płycie. To rasowy thrash metal, który brzmi świeżo, agresywnie, soczyście i zarazem bardzo melodyjnie i przebojowo. Mamy w tym wszystkim pewne patenty heavy/power metalowej. Dochodzi do tego wysoka forma muzyków i materiał, który jest świetnie przemyślany. Jest urozmaicenie i każdy znajdzie coś dla siebie. "Born to perish" zachwycał, a "birth of malice" to arcydzieło i jeden z najlepszych albumów tej grupy i w ostatnim czasie patrząc na gatunek thrash metalu. Ten album nie wymaga recenzji, dodatkowej reklamy. Brać w ciemno!
Ocena: 10/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zdecydowanie zgadzam się z Twoją opinią. Kapele znam od 87r gdy wydali krążek "Release from Agony". Od wydania tamtego albumu minęło blisko 38 lat, a panowie nadal w formie. Co prawda z tamtego składu został tylko Schmier , ale czy to ważne, gdy wydaje się album taki jak ten ? .Płyta o 1 w nocy wchodzi jak rozgrzany nóż w masło :D
OdpowiedzUsuń