środa, 3 lipca 2013

HELLISH WAR - Keep It hellish (2013)

Długo swoim fanom kazał czekać na nowy album brazylijski Hellish War. Od momentu kiedy powstała tj 1995 zacząłem śledzić poczynania tej formacji. Powodów było kilka, a jednym z takich głównych był europejski wydźwięk kapeli. Do tego wszystko znana mi stylizacja określana mianem heavy/ power metalu w rycerskiej formacji. W roku 2001 ukazał się debiutancki „Defender Of Metal”, który był znakomitym nawiązaniem do wczesnego Helloween z okresu „Walls Of Jerycho”, płyt Manowar, czy Majesty. Surowsze brzmienie i wokal Rogera Hammera będący mieszanką Kaia Hansena i Erica Adamsa. W podobnej konwencji udało się utrzymać drugi album, który był nagrany w nieco innym składzie. Zmieniła się sekcja rytmiczna, ale konwencja pozostała ta sama. Heavy/ speed/ power metal w europejskim wydaniu z wyraźnymi wpływami niemieckiego Helloween. 7 lat przyszło czekać na drugi krążek i mogło się wydawać że na nowy album przyjdzie krócej czekać, jednak los po raz kolejny sprawił, że nowy album „Keep It Hellish” ukazał się po 5 latach przerwy.

Głównym powodem takie stanu rzeczy było zawirowanie wokół stanowiska wokalisty. W końcu pojawił się Bil Martins, który zastąpił Rogera Hammera i to z nim nagrano nowy album. Niby dalej jest to granie melodyjne do jakiego nas zespół przyzwyczaił, dalej jest to granie na pograniczu heavy/ power metalu, z tym że dużo jest cech speed metalu. Tym razem zespół w mniejszym stopniu czerpał z Helloween, a więcej z Running Wild. Świetnie to słychać w „Fire and Killing” , klimatycznym „Phantom Ship” czy energicznym otwieraczu „Keep It Hellish”. Bil Martins jest innym wokalista, bardziej heavy metalowym co sprzyja takiemu graniu, takiej stylizacji. Konstrukcja utworów nie uległa zmianie. Dalej zespół skupia się na kreowaniu długich, złożonych motywów, dużej dawce popisów gitarowych. Te są tutaj jak zwykle melodyjne, zagrane ze starannością i smakiem. Mimo długich czasów kompozycji nie ma mowy o nudzie. Volcano i Job już o to zadbali. Może takich pojedynków na solówki słyszało się już nie raz, ale w tym roku ci panowie pokazali jak grać zgrabny heavy/speed/ power metal. Gloria, bitwy, metal są tematem utworów, choć nie brakuje też tematyki nawiązującej do Running Wild. Bardziej epicki metal z wpływami Majesty czy Manowar odnajdziemy w takich „The Chalange”. Najszybszym utworem na płycie jest bez wątpienia „Masters of Wreckage”. Bardzo dobrze wypada instrumentalny „Battle at Sea”, który oczywiście nawiązuje do Running Wild nie tylko w ramach tytułu kawałka. Jeżeli miałbym wskazać najsłabszy utwór to bym wybrał taki nijaki „Scars”, który niczym nie zaskakuje. Pozytywne wrażenie wywiera epicki „The Quest” i „Darkness Ride” z wpływami Blind Guardian.

Brazylijski Hellish War powraca po latach z nowym wokalistą i nowym albumem by kontynuować dalej swoją misję. Kapela pokazała, że dalej wie jak grać melodyjny i godny uwagi heavy/speed/ power metal. Jednak mimo bardzo dobrego poziomu jest to wydawnictwo słabsze od tych wcześniejszych. Pozycja obowiązkowa dla każdego kto gustuje w takich graniu, zwłaszcza jeśli ma słabość do Running Wild.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz