sobota, 29 sierpnia 2020
HELL FREEZES OVER - Hellraiser (2020)
Heavy/ speed metal w stylu lat 80 rozwija się na dobre i co raz więcej pojawia się kapel idących w tym kierunku. Kocham taką stylistykę i z miłą chęcią sięgnąłem po debiutancki krążek Hell Freezes Over zatytułowany "Hellraiser". Tym razem jest to propozycja prosto z Tokyo. Kapela działa od 2013r i nie boi się czerpać garściami z twórczości Enforcer, Rocka Rollas, czy Skull Fist. Nic w tym złego, jeśli robi się to na poziomie i tworzy się przy tym własną muzykę. Debiut wart grzechu!
Okładka ma coś z pierwszych okładek Iron Maiden. Jest tajemnicza i pełna grozy postać, jest podobne tło i klimat, a także nutka kiczu. Czuć klimat lat 80. Ten klimat zostaje przeniesiony na proste, nieco przybrudzone brzmienie. Band gra prosty i chwytliwy heavy/speed metal. Mamy hity, energiczne riffy i przemyślane i pełne swobody solówki. Najważniejsze, że band stawia na klasyczne, sprawdzone chwyty. Siła tkwi w charyzmatycznym wokaliście Treble Gainer, który nadaje całości pazura i klimatu lat 80. Hirotomo i Ryoto dają czadu w sferze partii gitarowych i cały czas pojawiają się ciekawe zagrywki. Panowie sięgają po patenty z lat 80 i to przedkłada się na miły odsłuch tego debiutu.
Wszystko zostało przemyślane, a najlepsze w tym wszystkim to przede wszystkim materiał. Czy można lepiej zacząć album niż od rozpędzonego i zadziornego "Hellraiser"? Utwór zachwyca prostym motywem i dużą dawką energii. Na taki heavy/speed metal zawsze warto czekać. "Roadkill" to rasowy killer i tutaj można w pełni się przekonać jak świetny jest ten band. Kapela potrafi wykorzystać patenty Accept czy Judas Priest co potwierdza heavy metalowy "Grant You Metal". Oj czuć klimat lat 80 i to jest piękne. Przyspieszamy w "Burn Your Life" i jest speed metal, a nawet coś z Motorhead czy Agent Steel. Jest też coś z Iron Maiden w "The last Frontier" i coś z Enforcer w "Overhelm" , który promował ten album. Na sam koniec dostajemy perełkę w postaci "Eternal March of Valor" i to piękny instrumentalny kawałek utrzymany w klimatach iron maiden.
Bardzo udany debiut i jest tutaj wszystko co potrzebuje wysokiej klasy album z heavy/speed metalem. Wyrazisty wokal, melodyjne solówki, chwytliwe riffy i duża dawka energii. Poukładany album i dużo się tutaj dzieje. W zespole drzemie ogromny potencjał i mam nadzieje, że kolejne płyty jeszcze pozwolą się rozkręcić kapeli.
Ocena: 8.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
fajna w sumie strona ale miałbym małą uwagę,mianowicie w 2019 roku w listopadzie ukazała się płyta zespołu DIMHAV która umknęła Twojej uwadze,chciałbym poznać Twoją opinię,piszę to nie bez powodu,na vocalu jest w/g mnie jeden z najlepszych wokalistów na świecie[DANIEL HEIMAN]
OdpowiedzUsuńJa ją słuchałem już dość dawno i mam dziwne skojarzenia. Niby to power niby progres-pomieszane i tak naprawdę nie wiem co słucham. Lubię zmiany tempa i przeskoki klimatyczne ale tu to tworzy jakby chaos. Długość utworów po 10 min nie ma tu przełożenia na jakość bo mieszanka jest wszystkich stylów a tak naprawdę słuchacz potrzebuje tego co lubi a nie pomieszanie z poplątaniem. Nawet mi się podoba ale do Lost Horizons nie ma szans. Tam był konkret i pokaz sił a to prawie już 20 lat temu. Ech jak ten czas leci a często wracam do obu krążków i nie nudzi się po tylu latach. Tu niby jest dobrze ale nagla siada i nie wiem po co, lepiej podzielić na 5 min i wiem co przeskakiwać. Mam wrażenie że twórcy nie bardzo wiedzieli jak przyciągnąć słuchaczy więc próbowali każdego zadowolić . Niestety chyba coś nie wyszło ale i tak te6/10 można dać. STEFAN
OdpowiedzUsuń