piątek, 16 lipca 2021

POWERWOLF - Call of the wild (2021)

Największe zespoły heavy metalowe powstały w latach 80 i wiele z nich do dziś robi furorę i jest wzorem do naśladowania. Gwiazdy power metalowe swoje pierwsze kroki stawiały w latach 90. W dzisiejszych czasach rodzą się jeszcze wielkie gwiazdy, ale rynek jest bardziej nasycony i wiele z nich brzmi tak samo. Jednak zdarzają się perełki, który wyróżniają się i idą własną ścieżką. Taki właśnie jest Powerwolf. Od kilku ładnych lat idą swoją ścieżką i mają swój własny styl. Debiut był nijaki i toporny, ale od czasów "Lupus Dei" band wydaje same wysokiej klasy albumy. Stali się gwiazdą i zawsze mam ogromne oczekiwania względem ich nowych wydawnictw i co ciekawe zawsze udaje im się spełnić moje wymagania. "Call of the wild"  to najnowsze dzieło niemieckiej ekipy, który oddaje to co najlepsze w muzyce Powerwolf, a przy tym band odkrywa jeszcze bardziej swoje ambicje w zakresie symfonicznego metalu.

"Call of the wild" powiela schematy poprzednich płyt i to nie powinno dziwić. Przebojowość, lekkość, rozmach, urozmaicenie to jest to co tutaj znajdziemy. Można odnieść wrażenie, że jest tutaj więcej symfonicznych patentów. Jest podniosłość, jest rozmach i głos Attila Dorna idealnie pasuje do takiego grania. Dalej oczywiście główną rolą odgrywają motywy kościelne, motywy związane  z wilkami i to jest nasz ukochany Powerwolf w swojej pełnej okazałości. Nie wiem jak oni to robią, bo pomimo że balansują na granicy zjadania swojego ogona, to wciąż brzmią świeżo i wciąż serwują nam pierwszoligowe przeboje. Bracia Greywolf to zgrany duet gitarowy i panowie grają z niezwykłym polotem i pasją. Lata lecą, a oni wciąż czarują i błyszczą tak jak za czasów "Bible of the beast". Ten zapał wciąż jest i pomysłów póki co nie brakuje. Najlepsze jest to, że płyta zawiera krótkie utwory. Choć każdy utwór nie trwa dłużej niż 4 minuty, to ma się wrażenie jakby zawarto tutaj motywy niczym w jakimś kolosie. To jest specjalność Powerwolf.

Do rzeczy. Piękna okładka kryje wiele motywów i wciąga w ten magiczny świat wilków. Muzyka to cud, miód, malinka i prawdziwa uczta dla fanów Powerwolf. Każdy wie jak wygląda płyta Powerwolf. Szybki, rozpędzony, energiczny otwieracz. Taki właśnie jest power metalowy "Faster than the flame". Można rzec, że to klasyczny Powerwolf. Podniosła, klimatyczna ballada też oczywiście jest i w tej roli czaruje nas "Alive or Undead". Brzmi to niczym jakiś musical, no czysta magia. Ostatnio też na dobre wpisały się kawałki w języku niemieckim i tutaj też znalazło się miejsce na taki utwór. "Glaubenskraft" wciąga nas swoim mrocznym klimatem i pokazuje, że Powerwolf bez względu na język potrafi rzucić na kolana.  Schemat schematem ale trzeba przyznać, że całość ma niezły wydźwięk niczym symfoniczny power metal. Dobrze to słychać choćby w takim "beast of gevauden". Niczym Powerwolf jaki znam, a chórki i rozmach jasno dają sygnał, że band mocno inspiruje się symfonicznym power metalem. Kolejny przebój z tej płyty to dobrze znany nam "Dancing with the dead" i znów gdzieś można poczuć się niczym w jakimś musicalu. Zadziorny i mroczny "Varcolac" brzmi jakby nagrał w okresie "Bible of the beast". Zaskakuje bez wątpienia nieco folkowy "Blood for blood" czy przebojowy "Call of the wild", który jest kolejnym power metalowym killerem. Płyta trzyma równy poziom i pewnie każdy znajdzie tutaj swoje perełki, a moją prywatną jest "Sermon of Swords". Jeden z najlepszych utworów jakie stworzył Powerwolf. Ten refren to jest po prostu coś pięknego. No jest moc i już wiemy dlaczego powerwolf to jeden z najlepszych zespołów naszych czasów.

Powerwolf nie gra speed metalu, nie gra też hard rocka, w ich krwi płynie mieszanka heavy/power metalu z dużą dawką symfonicznego pazura. Mają swój charakter, swoją wizję i ją realizują. "Call of the wild" to swoista kontynuacja poprzednika, choć może więcej tutaj tych symfonicznych rozwiązań. Powerwolf jest sobą, nie idzie za trendami i nikogo nie klonuje. Brawo Powerwolf i nie zmieniajcie nic i róbcie swoje. Gwiazda naszych czasów. Powerwolf nie ma sobie równych i wciąż jest fenomenem dla mnie.

Ocena: 10/10
 

10 komentarzy:

  1. Najbardziej zróżnicowany aranżacyjnie album i może nie taki stricte powermetalowy w każdym utworze jak poprzednio,ale i tak ten stuff a może i dlatego jest wysokiej klasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. włąsnie power metal stricte moze jest w 3 utworach? tak dużo sie dzieje i jest kilka zaskoczeń, ale to wciąż jest powerwolf i to jest piekne :)

      Usuń
  2. encyklopedia metalu18 lipca 2021 14:25:00 CEST

    Eee słabe to i nudne...to samo pitolenie w kółko i taka kalka samych siebie to już trzecia płyta z rzędu.
    Nudniejsze w tym roku będzie chyba tylko Iron Maiden i ta trójka (wraz z Helloween) to będzie top3 tegorocznych porażek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak helloween i uroni to takie top porażek haha

      Usuń
    2. encyklopedia metalu18 lipca 2021 21:31:00 CEST

      Niech ci będzie, Helloween nie przebija może Agent Steel i Therion w rankingu badziewia roku, ale Dyńki to czołówka zawiedzionych nadziei po względem oczekiwań, nakręconych marketingowym kołowrotkiem.
      A ten southern-rockowy klip Ajronów to twoim zdaniem co zwiastuje? Tak mogą pisać tylko ci którzy Book Of Souls po pierwszym odsłuchu nie wyrypali o razu przez okno.

      Usuń
    3. Mam takie same odczucia, ten ich nowy styl to już oklepana formuła bylejakości, gorsza niż stare dobre "blessed and possesed".

      Usuń
  3. Kalka ,,The Sacrament of Sin" i zjadanie własnego ogona przykryte ładnymi zagrywami i świetnymi zaśpiewami Attili otrzymuje dychę? Płyta ogólnie MAX na 6+/10, nie porywa zupełnie niczym i nie wiem czym tu się ekscytować w refrenie ,,Sermon of Swords". Oczekiwałem na tę płytę dość mocno, ale niestety, zawiodłem się. Jest w tym słabym roku kilka pozycji, które ,,nowy" twór Powerwolf wręcz dominują.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czołem! Co do Powerwolf, to przesłuchałem kilka kawałków i wcale mnie to nie bierze, chyba nie moja bajka... Natomiast wydaje mi się, że trochę przesadzacie z krytyką nowego Helloween. Też myślałem, że będzie to płyta wybitna, arcydzieło i przyznaję, że nie jest, ale nie zmienia to faktu, że to bardzo dobry, ciekawy album, który byłby inaczej odebrany, gdyby nie nasze potężne oczekiwania a wrzucanie go do wora z rozczarowaniami, to moim zdaniem przesada. Tyle o tym-pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. encyklopedia metalu21 lipca 2021 17:32:00 CEST

      Niestety, oczekiwania były bo to Helloween z Michaelem i Kaiem, a zaprzęgnięto do tego potężną machinę marketingową. Ci co bronią płyty wskazują zwykle na świetną formę koncertową tego składu, próbując ominąć mizerotę materiału studyjnego. Gdyby Dyńki nagrały kolejną nudną płytę z Derisem to by pewnie oscylowało w granicach 6/10, a tak to bieda panie...

      Usuń
  5. Forma koncertowa to jedno a płyta drugie. Nie widzę tutaj związku... Nie zgadzam się, że płyta jest mizerna. W mojej ocenie po dobrym miesiącu słuchania 7.5-8/10. Aczkolwiek zgadzam się, że mogło być znacznie lepiej...

    OdpowiedzUsuń