piątek, 23 lipca 2021

WINGS OF DESTINY - Memento Mori (2021)

 

46 minut klasycznego heavy/power metal w symfonicznej oprawie, gdzie spotykają się style wypracowane przez Rhapsody, Helloween czy Gamma ray i czy trzeba coś więcej fanowi power metalu? Myślę, że nie! Wings of Destiny wywodzi się z Kostaryki,a serwuje iście europejski power metal w klasycznym wydaniu. Najnowsze dzieło "Memento mori" z pewnością umacnia pozycję zespołu i jest obowiązkową pozycją dla fanów power metalu.

Band nie tworzy nic nowego i to trzeba sobie wyjaśnić na samym początku. Oni nie są od wyznaczania nowych trendów, czy tworzenia nowego odłamu metalu. Wings of destiny to band który kocha power metal i z miłości do tego gatunku tworzy muzykę szczerą, przemyślaną i niezwykle dojrzałą. Fundamenty są tutaj sprawdzone i patenty nie raz już słyszeliśmy, ale band wszystko robi po swojemu i ten ich autorski charaktery słychać od pierwszych dźwięków. Kto zawiódł się na nowym Helloween tutaj poczuje się niczym w domu.

Anton Darusso w tym roku już błyszczał w Magic Opera i podobne emocje wzbudza w Wings of Destiny. Mistrz w swoim fachu i jego głos sieje zniszczenie w każdej kompozycji. Dzięki niemu wiem, że to power metal z prawdziwego zdarzenia, a nie jakaś marna podróba. Momentami brzmi niczym Kiske, czy Fabio Lione co jest sporym atutem. Andres i Cristian to duet gitarzystów, który funkcjonuje po prostu bez błędnie. Szybkość, chwytliwe melodie, mocne riffy i magiczny klimat, to wszystko tu jest. Brawo panowie, bo jest to autentyczne a nie na siłę kopiowanie wielkich kapel.

Zaczyna się podniośle w "Playing with Fire" i nie wiele można wywnioskować z pierwszych dźwięków. Kiedy wkraczają gitary i słychać zadziorny głos Antona to dostaję gęsiej skórki. To się nazywa power metal, gdzie klasyka spotyka nowoczesne brzmienie i agresywność. No jest moc, a to przecież dopiero początek, a band jeszcze wszystkich kart nie odkrył. Dobra zwalniamy w "Death wish" i odnoszę wrażenie, że tutaj ktoś nasłuchał się Gamma ray i tylko głosu Kaia mi tutaj brakuje. Co za świetny hicior. Wszystko brzmi niczym marzenie i czemu Helloween nie mógł tak błyszczeć na swoim nowym albumie? Ciekawe zaczyna się "Holy grail", jest bowiem pianino i balladowy feeling. Nie to nie jest ballada, a kolejna power metalowa perełka. Ta kompozycja ma mocne zabarwienie neoklasycznego power metalu i momentami spotykamy tutaj twórczość Iron mask z pierwszych płyt. Jest niesamowity klimat i rozmach, a całość kusi dynamiką i obłędnymi zagrywkami gitarowymi. Band nie idzie na łatwiznę i urozmaica swój nowy materiał. "Shadowland" zaskakuje formułą i stylistyką, bowiem mamy stonowane tempo, nieco mroczniejszy feeling, a całość ma bardziej heavy metalową stylistykę. "Reborn Immortal" to utwór nieco bardziej progresywny w swojej konwencji, choć ma coś z Edguy czy Gamma ray. Stary dobry helloween z czasów keepera mamy w chwytliwym i przebojowym "My freedom". Jednak lata lecą, a power metal wciąż ma się dobrze i może czarować swoich fanów. Dziękuje Wings of destiny za takie perełki jak właśnie "My freedom". Partie basu w "Of dwarves and men" są niezwykle mocne i zapadają w pamięci. Ten kawałek to prawdziwa petarda i band jeszcze bardziej przyspiesza. Tytułowy "Memento mori" to kolejny ukłon w stronę neoklasycznego power metalu i brzmi to niczym miks Iron mask i At vance. Oczywiście to kolejny killer na płycie i taka definicja stylu Wings of destiny. Na koniec dostajemy "theater of tragady", który imponuje rozmachem, energią i zadziornością. Idealne zakończenie tej magicznej płycie.

Jak szybko zleciało te 46 minut. Nie ma tutaj smętów, a całość imponuje ciekawymi aranżacjami, pomysłowością i świeżym podejściem do tematu. Idealnie wyważona płyta z muzyką power metalową i tutaj jest wszystko o czym można sobie zamarzyć. Uzdolniony wokalista, świetnie zgrani gitarzyści i pomysłowe kawałki, które potrafią rzucić słuchacza na kolana. Mega zaskoczenie i jak dla mnie to jedna z najlepszych płyt roku 2021. I jak do tego ma się nowy Helloween?

Ocena: 9.5/10


2 komentarze:

  1. I nareszcie mogę się zgodzić, album faktycznie jest godny 9+/10. Wreszcie w tym roku album, który jest przebojowy, brzmi przynajmniej dobrze, porywa riffami i solóweczkami oraz ciekawymi konstrukcjami kawałków.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest naprawdę petarda, tylko gdzie to kupić ??? cd oczywiście

    OdpowiedzUsuń