czwartek, 23 listopada 2023
EMERALD RAGE - Valkyrie (2023)
Debiut amerykańskiej formacji Emerald Rage, który ukazał się w 2021r wspominam bardzo dobrze. To była solidna porcja heavy/power metalu, który był skierowany przede wszystkim do fanów Running wild, Omen, czy Manowar. Rycerski klimat i udane pomysły na kompozycje sprawiły, że płyta mogła się podobać. Teraz band powraca z nowym dziełem i "Valkyrie" to swoista kontynuacja "High King". Płyta ukazała się nakładem Stormspell Records, który słynie z dobrych płyt z kręgu klasycznego metalu. Czy i tym razem jest podobnie?
Amerykański Emerald Rage idzie po linie najmniejszego oporu porzucając wszelkie próby eksperymentowania, szukania oryginalnego stylu, czy prób zaskoczenia słuchacza. Band obrał drogę rozwijania pomysłów z debiutu. Tak więc nie brakuje dużej dawki wpływów Running wild, które są wszechobecne. Przede wszystkim w partiach gitarowych, solówkach, riffach i motoryce poszczególnych kompozycji. Do tego głos Jake;a Wherley'a też jest mocno inspirowany manierą Rock'n rolfa. Brakuje już tylko tematyki pirackiej. Okładka może nie zachwyca, a samo brzmienie też takie tylko dobre, bez fajerwerków. Band podszedł do tego bardzo ostrożnie. Zresztą materiał i stylistyka też jest zachowawcza i bezpieczna. W końcu takie oklepane i dobrze odgrzane kotlety znajdą swoich miłośników. Na plus, że niezbyt dużo jest muzyki w klimatach Running Wild. Tutaj spory plus dla emerald Rage.
Najdłuższy na płycie jest "Paradiso". 10 minutowa podróż po dźwiękach, które od razu zabierają nas do twórczości Running Wild. Brzmi to trochę jak taka składanka różnych motywów, ale jest to dobrze zagrane i można śmiało powiedzieć, że to mocny punkt programu "Valkyrie". Kolos również pojawia się na otwarcie. "Prince of the moon" to utwór urozmaicony i przeplatający różne ciekawe zagrywki. Troszkę mniej Running wild, a więcej agresywniejszego heavy/power metalu. Wstęp "Archangels" brzmi niczym kopia "Whirlwind", ale sam utwór brzmi zupełnie inaczej, choć energia i melodyjność jest na podobnym poziomie. Kawał dobrej dawki starego running wild.Pomysłowo zaczyna się też "Desolation" i choć nie brakuje tutaj energii czy chwytliwości, to gdzieś zaczyna przeszkadzać oklepana formuła i odgrzewanie kotletów. Band mało daje od siebie, przez co ciężko przebić się do pierwszej ligi. Tytułowy "Valkyrie" niby miał być bardziej epicki, bardziej rycerski, ale też nie wyszło tutaj wszystko tak jak trzeba. Jakbym miał wskazać najlepszy kawałek na płycie to wskazałbym "Saints & heretics". W końcu band czymś zaskoczył, a sama formuła prezentuje się o wiele lepiej. Sam riff wgniata w fotel i to jest Running wild ze swoich najlepszych lat. Rasowy hicior i gdyby tutaj było więcej takich perełek, to na pewno ocena byłaby znacznie wyższa, a sam band może by się przebił do grona najlepszych zespołów młodego pokolenia. Rozpędzony i niezwykle melodyjny "A broken Silence" to rasowy killer w power metalowej oprawie. Natomiast "Stone monkey" to nie potrzebny wypełniacz.
Emerald Rage zrobił swoje i nagrał najlepszy album jaki potrafił. Nie ma może niczego oryginalnego, a band nie próbuje zaryzykować by stworzyć coś świeżego. Kto lubi prosty i łatwo wpadający heavy metal z elementami Running wild, ten dobrze trafił i będzie czerpał prawdziwą radość z zaprezentowanego materiału. Satysfakcja gwarantowana. Każdy inny słuchacz, który szuka czego ambitnego może odpuścić sobie "Valkyrie". Taka jest prawda.
Ocena: 8/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz