czwartek, 14 grudnia 2023

METALITE - Expedition One (2024)



Rok 2024 zaczniemy od słodkiego power metalu z kobiecym wokalem w roli głównej. Dojdzie do starcia Elettra Storm z szwedzkim Metalite. Z jednej strony mamy dość ambitny i pomysłowy melodyjny power metal, gdzie liczy się jakość. Z drugiej strony jest działający od 2015 r Metalite, który stara się dogonić Temperance, Battle Beast czy inne wielkie zespoły z taką muzyką. Grać potrafią i robią to dobrze, z tym że na dłuższą metę jest to męczące. "Expedition One" ukaże się 19 stycznia roku 2024 nakładem Afm Records. Kto zna ich twórczość wie czego można się spodziewać. Jak ktoś nie zna to w sumie też łatwo się domyślić po okładce.

No to pomówmy o minusach. Kiczowata okładka na dzień dobry to wierzchołek góry lodowej. Problemy narastają wraz z odpaleniem płyty. Przesyt słodkich melodii, przesyt kiczu. Band niby grać potrafi i robi to umiejętnie. Jest bardzo melodyjnie, bardzo przebojowo, ale gdzieś zostaje przekroczona granica między dobrym uchwyceniem tego stylu, a przerostem formy nad treścią. Band przekracza granicę szybko i zaczyna się walka słuchacza by dobrnąć do końca. Nie jest to łatwe, bo zespół nam to zadanie utrudnia. Mamy przecież 70 minut muzyki i 16 utworów. Przesada i ktoś nie przemyślał tego. Płyta po kilku utworach męczy i nuży to formułą.

Dobre wrażenie zostawia otwierający "Expedition  One", gdzie band stara się brzmieć poważnie i stawia na mocny riff i barwne melodie. To wszystko ma sens. Po chwili atakuje mnie jakieś techno w "Aurora" i choć kawałek jest melodyjny i przebojowy, to jednak daje myślenia z czym mamy do czynienia. Dobrze prezentuje się słodki "Cyberdome", gdzie momentami wyczuwam coś z Battle Beast, co jest miłym uczuciem. Ballada "in my dreams" to też jakaś pomyłka i nie trafiony pomysł. Nijaki motyw i brak pomysłu kładzie kawałku. Potem seria słabych utworów, które niczym nie trafią na słuchacza. Bronią się dwa ostatnie utwory i zarówno  chwytliwy "Take my hand" czy przebojowy "Hurricane" potrafią poruszyć słuchacza. Dalekie to od ideału, ale przynajmniej pojawiają się jakieś pozytywne emocje.

Gdyby tak skrócić album do 9 kawałków to płyta by sporo zyskała. Tak dostajemy wymęczony materiał, który nie jest równy ani atrakcyjny na tyle, by zabawić słuchacza przez 70 minut. Band dalej trzyma się swojego stylu i pewnie ma swoich odbiorców i fanów. Ta grupa ludzi na pewno coś więcej wyciągnie z tego wydawnictwa. Ja się poddałem.

Ocena: 4.5/10
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz