poniedziałek, 15 lipca 2024

WALLOP - Hell on Wheels (2024)


 Miło wspominam debiut niemieckiego Wallop, który pokazywał potęgę niemieckiego heavy speed metalu, gdzie nie brakowało miłych patentów rodem z płyt Accept, Warlock, czy Running Wild. To był rok 1985 i "Metallic Alps" i teraz mamy rok 2024. Alpy na okładce "Hell on Wheels' to nie przypadek, z resztą podobnie jak rozpędzony pociąg, który nie zna litości, który zniszczy wszystko co stanie mu na drodze. Niemiecka toporność jest, mroczne, przybrudzone brzmienie, klimat lat 80 jest, mocne i zadziorne riffy i masa elementów sięgających klasycznych płyt Accept, Warlock, Paragon, czy Grave Digger. Warto było czekać na "Hell on wheels", czyli trzeci pełnometrażowy album formacji Wallop, którego początki sięgają 1983r.

Wallop to przede wszystkim specyficzny i zadziorny wokal Mikka Wega, za sprawą którego płyta ma klimat lat 80 i czuć tą niemiecka manierę.  Druga gwiazda to Andreas Lorz, który wygrywa złożone i pełne pomysłowości solówki. Nie brakuje też typowych, topornych riffów rodem z płyt Accept czy grave Digger. Ta płyta to hołd dla niemieckiego metalu i znakomicie definiuje co składa się na styl niemieckiego teutońskiego heavy metalu. Tu mamy niemiecki heavy metal w pigułce i każdy znajdzie coś dla siebie.

Mroczny "America 4-4-0" to taki miks Paragon i Accept, a wszystko rozegrane z pomysłem i niezwykłym luzem. Oj wpada to w ucho. Szybki, agresywny "Battle Cry" też nie kryje wpływów Paragon, choć jest też sporo elementów Grave Digger. Jest moc i lepszego otwieracza nie można było wybrać. Takie riffy jak ten w "World on Fire" to ja uwielbiam. Prosto i do cela. Nie ma udziwniania, tylko klasyka. Podobne emocje wywołuje "Hellfire", który jest jednym z ostrzejszych kawałków na płycie. Riff po prostu wgniata w fotel. Ileż w tym pasji i miłości do heavy metalu.  Band pokazuje pazury w energicznym "Stand Up" i sam refren też brzmi jakoś znajomo. Tytułowy utwór zawsze wzbudza wielkie zainteresowanie i ma być wizytówką płyty. Tutaj jest tak samo. "Hell on Wheels", brzmi troszkę jak Accept i nieco zapomniany X-wild. Sam riff niezwykle przebojowym i do tego nieco mroczniejszy klimat. Band potrafi bawić się konwencją i zrobić nam wycieczką do klasyków niemieckiej sceny metalowej. Taki jest "Strike down", który czerpie z Accept, Grave digger czy X wild. No jest to prawdziwe cudo. Coś z Warlock mamy w przebojowym "Darkness Comes Rising", choć sam początek taki troszkę w stylu iron maiden. Na finał musi być coś ekstra i z wykopem. Dostajemy rozpędzony, nieco speed metalowy "one track mind". Znowu gdzieś tam ocieramy się o stylistykę Paragon. Idealne podsumowanie całości.

Kochacie niemiecki heavy metal? Wychowaliście się na Accept, Warlock, Paragon czy Grave Digger?  Kochacie toporność, mocne riffy, mroczny feeling, przybrudzone brzmienie i klimat lat 80? To z pewnością "Hell on wheels" od Wallop jest płytą wymarzoną dla Was. Prawdziwy strzał między oczy. Wehikuł czasu jednak istnieje i zwie się Wallop!

Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. Niezły kopniak, wprost w splot słoneczny, słoneczny, bo nieźle tym topornym, ale i subtelnie mrocznym, i niezwykle selektywnym brzmieniem rozświetlili WALLOP te piekielne kręgi piekła Dantego. Aż prosi się, żeby polecieć dalej i dłużej ,, Boską...,, , albo i ,,Nie-boską komedią,, Alighieri,ego, albo i Krasińskiego... Napiszę, a jakaś tuskurwa, znów wypir..oli to w niebyt... W każdym bądź razie, ta muzyka razi, pozytywnie razi... razi też piekielnym chłodem, w codziennie zniewalające lipcowe upały...

    OdpowiedzUsuń