Do łask ostatnio
powracają stare kapele heavy metalowe, które działały w
latach 80, które nagrywały solidne i godne zapamiętania
albumy, dla których los nie był już tak łaskawy.
Przykładem tegorocznych takich powrotów jest choćby formacja
Satan, Midnight Messiah czy też w końcu Witch Cross. Ta
duńska formacja zapisała się w kartach duńskiego heavy metalu,
jako energiczna kapela, która w swojej muzyce zawierała
elementy power metalu i Nwobhm. Właśnie w takiej postaci
zaprezentowali się na debiutanckim „Fit For Fight” z 1984 roku.
Jednak na wydaniu tego wydawnictwa się zakończyła się działalność
zespołu. Wtedy w roku 2012 została ogłoszona nowina, że zespół
wraca do grania i tworzenia. W składzie pozostali gitarzysta Mike
Wlad, perkusista Anders Ac Hjort oraz basista Jan Normark. Funkcję
wokalisty objął Kevin Moore znany z występów w Graham
Oliver Saxon, zaś drugim gitarzystą został Paul Martin. Na
koncertach się oczywiście nie skończyło i zespół
postanowił uraczyć fanów nowy albumem o tytule „Axe To
Grind”.
Nieco zmieniony skład
duńskiej formacji, wybranie Chris Tsangarides jako producenta i
długa przerwa w graniu nie przyćmiła drogi obranej przez zespół
na debiutanckim albumie. Mimo upływu lat zespół postanowił
dalej kontynuować swoją misję grania energicznego, melodyjnego i
przebojowego heavy metalu z elementami power metalu i Nwobhm. Ten
ostatni element zostaje podkreślony nie tylko sekcją rytmiczną,
czy też tym co wygrywają gitarzyści Martin/ Wlad, którzy
stawiają na prostą formę i na zadziorność. Mimo braku
wirtuozerskich popisów ten element tutaj wypada naprawdę
dobrze, co wynika z doświadczenia muzyków i z chęci oddania
najlepiej lat 80. Urozmaicenie, duża dawka energii i dużo
atrakcyjnych melodii to cechy, które nadają nowemu albumowi
uroku i czynią go niezłym kąskiem dla fanów heavy metalu
lat 80. Nawiązanie do Nwobhm można dostrzec nie tylko w kwestiach
wcześniej wspomnianych, ale również w manierze wokalnej
Kevina, który przypomina styl i technikę Biffa Byfforda. To
wszystko przyczynia się do tego, że materiał jest atrakcyjny dla
potencjalnego słuchacza i jeszcze łatwiejszy w odbiorze. Mówiąc
o zawartości, trzeba mieć na uwadze, że nie ma słabszych momentów
czy też wypełniaczy. Choć ciężki, stonowany „Part Of
The Machine” czy nieco hard rockowy „Awakening
Pandors Box” nie należą do najlepszych utworów na
płycie. Jeżeli jest się fanem heavy metalu lat 80, twórczości
Saxon, czy Judas Priest to nie można pominąć ostrego „Demon
in The Mirror” , dynamicznego „Ride With The Wind”
czy
też przesiąkniętego Judas Priest „Metal
Nation”.
Czasy kiedy Iron Maiden tworzyło ciekawe i melodyjne instrumentalne
kompozycje znakomicie przypomina „Axe To
grind”.
Epicki wydźwięk to nie jedyna zaleta „Bird Of
Prey”
bo co dla niektórych będzie również zaletą
wystąpienie Marty Gabriel z Crystal Viper. Do grona najlepszych
kompozycji na płycie trzeba też bez wątpienia zaliczyć „Lost
Without Warning”.
Wciąż
debiut ma w sobie magie i wciąż zachwyca przebojowością i
energią. Nowy album nie przebił „Fit For Fight”, ale z
pewnością wstydu nie przynosi, ba godnie kontynuuje to co zespół
za prezentował na tamtym wydawnictwie. Kto lubi heavy metal lat 80,
dużo dawką energii i atrakcyjne melodie czy też granie w stylu
Judas Priest czy Saxon ten powinien czym prędzej odpalić nowy album
duńskiej formacji, która powraca po kilkunastu latach nie
bytu.
Ocena:
7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz