środa, 22 maja 2013

WITCH CROSS - Axe To Grind (2013)

Do łask ostatnio powracają stare kapele heavy metalowe, które działały w latach 80, które nagrywały solidne i godne zapamiętania albumy, dla których los nie był już tak łaskawy. Przykładem tegorocznych takich powrotów jest choćby formacja Satan, Midnight Messiah czy też w końcu Witch Cross. Ta duńska formacja zapisała się w kartach duńskiego heavy metalu, jako energiczna kapela, która w swojej muzyce zawierała elementy power metalu i Nwobhm. Właśnie w takiej postaci zaprezentowali się na debiutanckim „Fit For Fight” z 1984 roku. Jednak na wydaniu tego wydawnictwa się zakończyła się działalność zespołu. Wtedy w roku 2012 została ogłoszona nowina, że zespół wraca do grania i tworzenia. W składzie pozostali gitarzysta Mike Wlad, perkusista Anders Ac Hjort oraz basista Jan Normark. Funkcję wokalisty objął Kevin Moore znany z występów w Graham Oliver Saxon, zaś drugim gitarzystą został Paul Martin. Na koncertach się oczywiście nie skończyło i zespół postanowił uraczyć fanów nowy albumem o tytule „Axe To Grind”.

Nieco zmieniony skład duńskiej formacji, wybranie Chris Tsangarides jako producenta i długa przerwa w graniu nie przyćmiła drogi obranej przez zespół na debiutanckim albumie. Mimo upływu lat zespół postanowił dalej kontynuować swoją misję grania energicznego, melodyjnego i przebojowego heavy metalu z elementami power metalu i Nwobhm. Ten ostatni element zostaje podkreślony nie tylko sekcją rytmiczną, czy też tym co wygrywają gitarzyści Martin/ Wlad, którzy stawiają na prostą formę i na zadziorność. Mimo braku wirtuozerskich popisów ten element tutaj wypada naprawdę dobrze, co wynika z doświadczenia muzyków i z chęci oddania najlepiej lat 80. Urozmaicenie, duża dawka energii i dużo atrakcyjnych melodii to cechy, które nadają nowemu albumowi uroku i czynią go niezłym kąskiem dla fanów heavy metalu lat 80. Nawiązanie do Nwobhm można dostrzec nie tylko w kwestiach wcześniej wspomnianych, ale również w manierze wokalnej Kevina, który przypomina styl i technikę Biffa Byfforda. To wszystko przyczynia się do tego, że materiał jest atrakcyjny dla potencjalnego słuchacza i jeszcze łatwiejszy w odbiorze. Mówiąc o zawartości, trzeba mieć na uwadze, że nie ma słabszych momentów czy też wypełniaczy. Choć ciężki, stonowany „Part Of The Machine” czy nieco hard rockowy „Awakening Pandors Box” nie należą do najlepszych utworów na płycie. Jeżeli jest się fanem heavy metalu lat 80, twórczości Saxon, czy Judas Priest to nie można pominąć ostrego „Demon in The Mirror” , dynamicznego „Ride With The Wind” czy też przesiąkniętego Judas Priest „Metal Nation”. Czasy kiedy Iron Maiden tworzyło ciekawe i melodyjne instrumentalne kompozycje znakomicie przypomina „Axe To grind”. Epicki wydźwięk to nie jedyna zaleta „Bird Of Prey” bo co dla niektórych będzie również zaletą wystąpienie Marty Gabriel z Crystal Viper. Do grona najlepszych kompozycji na płycie trzeba też bez wątpienia zaliczyć „Lost Without Warning”.

Wciąż debiut ma w sobie magie i wciąż zachwyca przebojowością i energią. Nowy album nie przebił „Fit For Fight”, ale z pewnością wstydu nie przynosi, ba godnie kontynuuje to co zespół za prezentował na tamtym wydawnictwie. Kto lubi heavy metal lat 80, dużo dawką energii i atrakcyjne melodie czy też granie w stylu Judas Priest czy Saxon ten powinien czym prędzej odpalić nowy album duńskiej formacji, która powraca po kilkunastu latach nie bytu.

Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz