czwartek, 9 maja 2013

CLOVEN HOOF - Cloven Hoof (1984)




Rok 1984 to właśnie wtedy ukazał się jeden z najważniejszych wydawnictw brytyjskiego heavy metalu, to właśnie w tym roku został wydany debiutancki album Cloven Hoof, który został zatytułowany po prostu „Clooven Hoof”. 

Na tym albumie zespół pokazał, że identyfikuje się z brytyjską sceną metalową, z przedstawicielami NWOBHM, z twórczością Saxon, Iron Maiden czy Judas Priest, jednak postanowił postawić na nieco inną stylistykę. Słychać zwłaszcza w mrocznym, przybrudzonym brzmienie jak i po aranżacjach, że zespół jest pod wielkim wpływem amerykańskich kapel heavy/power metalowych w stylu Attacker i wielu innych tego typu kapel. Okultystyczna i mroczna tematyka z kolei przypomina Mercyful Fate, co też wyróżnia Cloven Hoof na tle innych kapel brytyjskich. Debiutanckie wydawnictwo podkreśliło, że zespół jest dobrze zgrany, ma dobre pomysły i zna się na rzeczy. David Potter (woda) wykazał się zadziornym, specyficznym wokalem, który nadawał całości oryginalności i wyróżniało na tle innych kapel. Budząca grozę sekcja rytmiczna, z dynamiczną perkusją Kevinna Poutneya (ziemia) i mrocznym basem Lee Payne'a (powietrze). A wszystko wzmocnione grą Steve'a Roundsa (ogień), który może nie był specjalistą od technicznego grania, ale potrafił zagrać ostre, zadziorne partie gitarowe, które były melodyjne, agresywne i pełne finezji. Dzięki tym cechom debiutancki album „Cloven Hoof” szybko stał się klasykiem brytyjskiego heavy metalu. Nie można było mówić tutaj o graniu na jedno kopytu ani też o monotonii, ponieważ każda kompozycja starała się urozmaicić ową zawartość. Pojawiły się dwie rozbudowane, pełne różnych zawirowań, atrakcyjnych melodii, zwolnień i smaczków, co wyróżniały je na tle innych i mam tutaj na myśli otwierający „Cloven Hoof”, oraz zamykający „Return Of Passover”, które podkreślają, że zespół stara się przemycić kilka elementów NWOBHM. Przebojowy „Nightstalker” wyróżnia się chwytliwym refrenem i zapędami pod Judas Priest. Odesłanie do NWOBHM i pierwszego albumu Iron Maiden można usłyszeć w fantastycznym instrumentalnym „March of The Damned”, który jest jednym z jaśniejszych punktów na płycie podobnie zresztą jak epicki „The Gate Of Gehenna”. Na płycie nie zabrakło też rockowego akcentu, czego przykładem jest „Crack The Whip” w którym słychać wpływy Krokus czy też Accept. Gdzieś pomiędzy tymi kawałkami należy umieścić melodyjny „Laying Down The Law”. 

Nie ma słabych tutaj utworów, a całość dopracowana i wyrównana. Jeden z najlepszych albumów brytyjskiego heavy metalu lat 80 i to najlepsza rekomendacja dla tego wydawnictwa.

Ocena: 8.5/10

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz