W
świecie heavy metalu zdarzają się czasami rzeczy absurdalne,
śmieszne, choć z drugiej strony nieco smutne jak choćby jeden z
takich dość często zdarzających się zjawisk jest fakt, że
zespół działał np. w latach 80, wydał demo i potem się
rozpadł, a dzisiaj wraca po latach żeby wydać w końcu swój
debiutancki album. Życie pisze najlepsze scenariusze, ale ten
scenariusz jaki przeżył na własnej skórze amerykański
SACRED
HEART
nie należy do wesołych. Teraz dopiero w roku 2012 za sprawą
wytwórni Pure Underground światło dzienne ujrzał ich
debiutancki album „The
Vision”
na który składają się zarówno utwory nowe jak i te
wytworzone w okresie lat 80. Jest to przede wszystkim zróżnicowanym
albumie, gdzie jest nacisk właściwie na przemyślane i zróżnicowane
kompozycje jak i dobre wykonanie. Panowie grać potrafią i to
słychać. Szczególną uwagę zwrócić należy na
osobie wokalisty czyli Keitha Vana
Tassela, który
ma
dość specyficzną manierę, a jego atutem jest skupianie się na
czystym śpiewaniu a także ciekawie brzmiące piski w górnych
rejestrach co najlepiej odzwierciedla “We’ll
Hold on till Tomorrow”.
Ogólnie
jeśli chodzi o muzykę zawartą na tym albumie można określić
jako miks heavy metalu, hard rocka i progresywnego metalu i na myśl
przychodzą takie kapele jak QUEENSRYCHE, DOKKEN czy też IRON MAIDEN
i tych ostatni wyraźnie słychać w rozbudowanym „New
Order”
czy dynamicznym, melodyjnym „The
Vision”.
Te utwory mają wiele wspólnego z żelazną dziewicą i
słychać to w formie, w melodyjności, czy też w sposobie grania
na basie przez Eda Edwardsa. Trzeba przyznać że cały materiał
jawi się jako dobrze zrealizowany, mający dobre melodie, mocne
riffy, co bez wątpienia jest główną atrakcją choćby w
takim „Time
After Time”
czy też rytmicznym i rozpędzonym „Take
Hold”.
I w ten sposób się kończy pierwsza część która
dominowała muzyka z kręgu heavy/ hard rock. Drugą część albumu
stanowią kawałki które gitarzysta stworzył już w ramach
kariery po SACRED HEART czyli pod szyldem BYRON NEMETH GROUP i ta
druga część jest w moim odczucia równia interesująca. Nie
podlega dyskusji że więcej pojawia się elementów
progresywnych spod znaku QUEENSRYCHE czy też DREAM THEATER i w tych
kompozycjach można właściwie się przekonać o umiejętnościach i
talencie jak drzemie w gitarzyście Byronie Nemethecie. Już w
„Demon's
Wing”
pojawią się te progresywne zapędy, różne smaczki, gdzie
pojawia się partie zagrane przez flet, pojawią się tez
wirtuozerskie popisy Byrona i to jest ambitna muzyka z ciekawymi
aranżacjami. Ciekawy motyw klawiszowy w
„Selfish”
przypomina nieco scenę lat 70 czyli taki WHITESNAKE czy DEEP PURPLE
i jest to kolejna intrygująca kompozycja. Troszkę wlecze się z
początku „The
Game”
ale ostatecznie przeradza się w bardzo melodyjny kawałek, który
stawia na lekkość, rytmiczność i przebojowy charakter zwłaszcza
w sferze instrumentalnej. Najbardziej pokręconą i złożoną
kompozycją jest „Dreamcatcher”
i też nie do końca jej sens pojąłem. Całość zamyka to całkiem
dobry „ What's
Done Is Done”,
który również jest rozbudowaną kompozycją trwającą
około 7 minut z licznymi smaczkami i ciekawymi urozmaiconymi motywy,
zapada tutaj w pamięci niezwykle chwytliwa melodia wygrywana za
sprawą klawiszy.
Całość
sprawia wrażenie takiej zbieraniny wszystkich wydanych i nagranych
kompozycji zarówno przez gitarzystę Byrona jak i zespół
SACRED HEART w latach 80. Ogólnie brzmi to całkiem
przyzwoicie, pierwsza cześć albumu skupia się na dynamice, ostrym
grania, gdy druga część skupia się na klimacie, wyszukanych
melodiach i bardziej ambitnym graniu, gdzie przejawia się już
progresywny charakter grania. Troszkę to jest mało spójne,
ale każda z tych części dobrze się prezentuje. Dlatego warto
posłuchać z ciekawości, a nuż coś przypadnie do gustu tak jak
mi?
Ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz