niedziela, 20 maja 2012

MAINEEAXE - Shout It Out (1984)


Jednym z dobrze prezentujących się kapel lat 80 z kręgu NWOBHM jest jak dla mnie MAINEEAXE który właściwie jak większość mniej znanych kapel w tamtym okresie nie działał zbyt długo i właściwie ich dorobek jest niewielki bo zaledwie dwa albumy. Jeśli miałbym komuś polecić coś z tego zespołu, to bez wątpienia wybrałbym debiutancki „Shout It Out” który ukazał się w roku 1984. Genezę zespołu jak i tego albumu należy upatrywać w roku 1981 kiedy to kapela została założona, a jej celem było osiągnięcie sukcesu poprzez granie w stylu SAXON, TYGERS OF PAN TANG, czy też innych brytyjskich kapel grających wówczas muzykę z kręgu NWOBHM. Uważam że ten album znakomicie definiuję co należy rozumieć przez ten styl grania. Album może wzbudzać pewne kontrowersje, bo i okładka nie wzbudza euforii podobnie jest z brzmieniem które jest średniej klasy. Natomiast kiedy odpali się płytę w odtwarzaczu to jest zaskoczenia, bo mamy do czynienia naprawdę z bardzo dobrą muzyką.

Nie byłoby atrakcji gdyby nie równy i urozmaicony materiał, który zbudowano w oparciu o dobre umiejętności muzyków. Przede wszystkim na wokaliście Mickowi Adamsanowi, który ma ciekawą manierę, śpiewa emocjonalnie i przede wszystkim energicznie. Również dobrze radzi sobie gitarzysta Jeff Stewart, który głównie stawia na proste riffy i elektryzujące solówki. Może nie jest jakimś wirtuozem gitary, ale gra z wyczuciem i precyzją. To czego jest najwięcej na albumie to szybkich, bardzo melodyjnych utworów heavy metalowych i można tu przytoczyć „Run To The Angels” z zapadającym refrenem, rytmiczny „Shout it Out” czy też rozpędzony „Cold As Ice”, który przypomina pod względem konstrukcji i motywu „Stand Up And Shout” DIO. Urozmaicenia dostarcza nieco rock'n rollowy „Bad Boys”, czy delikatna ballada „The Game” przypominająca twórczość SCORPIONS. Ogólnie zespół stawia na krótkie zwarte kompozycje i pewną odskocznią od tego jest rozbudowany i utrzymany w średnim tempie „Steel On steel” będący ukłonem w kierunku IRON MAIDEN. Jest to wg mnie najlepsza kompozycja na tym albumie, ukazująca umiejętności muzyków, które ciężko czasami wychwycić w krótkich utworach. Drugim znakomitym kawałkiem na tym albumie jest bez wątpienia dynamiczny i zadziorny „Rough trade” z pomysłowym motywem i nie zwykłą rytmicznością. Gdyby tak zespół więcej przysiedział nad materiałem i wytworzył więcej takich perełek jak te dwa utwory, to zapewne więcej ludzi by o nich pamiętało, a sam album miałby większą siłę uderzeniową.

Jeśli kocha się lekkość w muzyce, przebojowość, rytmiczność, solidność wykonania, pomysłowe i zapadające melodie, napędzający wszystko znakomity wokal, jeśli lubi się NWOBHM i granie z lat 80 to nie sposób pominąć to wydawnictwo. Słucha się to nadzwyczaj przyjemnie i ciężko wytknąć jakieś większe błędy poza brzmieniem.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz