środa, 30 maja 2012

VICTIM - Power Hungry (1984)


Kiedy oczekiwanie na nowości płytowe czasami przeradza się w czerwoną gorączkę, kiedy nie ma zbytnio nic ciekawego w danym miesiącu, kiedy ma się ochotę na stary porządny heavy/speed metal to nie pozostaje nic innego jak operacja poszukiwawcza w starociach. I tak w ramach grzebania w latach 80 znalazłem amerykański VICTIM, który powstał na początku lat 80 i zostawił po sobie nie wielki ślad na scenie metalowej w postaci dwóch albumów. Na szczególną uwagę zasługuje ich pierwsze wydawnictwo czyli „Power Hungry” gdzie mamy do czynienia z dynamicznym heavy/speed metalem z elementami hard rocka. Tak więc nie ma większych problemów z wyłapaniem tutaj wpływów JUDAS PRIEST, PRETTY MAIDS czy KROKUS. I choć VICTIM nie grał niczego innego niż większość kapel w tym okresie, to jednak moc przekazu, sposób porwania słuchaczy była po ich stronie i ten aspekt opanowali do perfekcji. Również aspekt tworzenia przebojów i łatwo zapadającej muzyki która opierała się na przebojowości, melodyjności i prostocie, a wszystko zbudowane w oparciu o imponujący warsztat techniczny. Wokalista Rocky Reiger może nie jest jakiś utalentowanym śpiewakiem, ale ma charyzmę, potrafi zaśpiewać w wysokich rejestrach, tak samo dobrze radzi sobie gitarzysta Mike Pfahler też nie jest jakimś wirtuozem gitary, ale potrafi stworzyć dobrą, rytmiczną i zadziorną oprawę do wokalu.

Co przemawia przez ten równy i dynamiczny materiał? Energia, szybkość, melodyjność, zwięzłość kompozycji, co wyeliminowało nie potrzebne dłużyzny, jakieś zbędne patenty. Zawartość bardzo łatwo wpada w ucho i nie trzeba środków przeciwbólowych. „On The Steeet Tonight” to definicja stylu tej kapeli w pigułce. Choć takiego grania było pełno, choć wieje tutaj wtórnością, to jednak trzeba przyznać, że sporo w tym energii i radości. Nie da się zaprzeczyć, że pomysłowość a także solidne wykonanie, nacisk na melodie sprawia że nic więcej do szczęścia nie trzeba. Pojawiają się kompozycje zagrane na skraju heavy metalu i hard rocka tak jak to ma miejsce w zadziornym „Keep Cumin” czy też rytmiczny „She's A Savage”. Materiał jest urozmaicony i to przyzna każdy słuchacz który zapozna się z opisywanym tutaj albumem. Fani JUDAS PRIEST przekona bez wątpienia ostry „Victim” zaś fani speed metalu, który przesiąknięty jest nieco DIO, PRETTY MAIDS mogą się delektować dynamicznym „Power Hungry” czy też „The Bridge” i trzeba przyznać, że w tym wszystkim odnalazła się o dziwo piękna ballada „Erin” który ma i romantyczny klimat i dobrze zrealizowaną aranżację, tutaj zespół zagrał wg mniej najambitniej.

Każda cząstka tej płyty potrafi zauroczyć swoją prostą, starannością, precyzją wykonania. Mamy zarówno dobrze wykreowane brzmienie, choć i tak nie jest to szczyt marzeń prawdziwych smakoszy czystych i dopieszczonych brzmień. Oczywiście mamy też dobrze stworzony materiał, który oferuje słuchaczowi czystą heavy metalową frajdę, dostarczając masę ciekawych melodii, przemyślanych kompozycji, które kreują się jako przeboje. To co zabezpiecza przed nudą, przed zepsuciem albumu przez wtórność, to nie tylko przebojowość i wcześniejsze zalety ale też zwarty i zwięzły materiał który trwa tylko 25 minut. Rzecz warta poświęcenia uwagi.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz