sobota, 12 maja 2012

BLACK VIRGIN - Most Likely To Exceed (1986)


Wbrew pozorom mroczna okładka i nieco złowieszcza nazwa zespołu w postaci BLACK VIRGIN nie jest związane z jakimś black metalem , a heavy / speed/ power metalem prosto z ameryki. Oprócz intrygującej okładki i nazwy zespół wzbudził pewną nie pewność kiedy ktoś zobaczył w ich składzie młodziutką Cathy Burke, która o dziwo nie zajmowała się śpiewaniem, a waleniem w gary. W owej roli radziła sobie całkiem przyzwoicie, zresztą podobnie jak reszta muzyków. Na uwagę zasługiwał mroczny i nieco thrash metalowy wokal gitarzysty Kenniego Lienhardta, który może nie powalał techniką czy charyzmą, ale zadziorność była znaczącym autem w tym przypadku. Co warto jeszcze wiedzieć o nich? Zaczynali w roku 1982 r i na debiutancki album przyszło czekać aż do roku 1986 kiedy to światową premierę miał „Most Likely To Exceed”. Album szybko przepadł w gąszczu innych ciekawych rzeczy i w sumie nic dziwnego bo sam grania nieco podziemny i mało w tym atrakcyjności, brak wysokiej rangi brzmienie, brak też jakiegoś ciekawego rozplanowania, umiejętności muzyków co najwyżej dobre, jednak dla fanów heavy metalu w stylu DEAF DEALER, DEATH MASK, ATTAXE, REAPER czy METAL CHURCH może to być album który wzbudzi większe zainteresowanie.

Kiedy brzmienie albumu jest garażowe, umiejętności muzyków są co najwyżej dobre i ze wszystkich stron doskwiera wtórność i mało przekonujące rozwiązania, jedyne co może uratować album to same kompozycje, konstrukcja i wykonanie ich. Trzeba przyznać, właśnie że kompozycje same w sobie brzmią dobrze, momentami bardzo dobrze i czasami zapomina się o tych wszelkich wadach, bo muzyka jest dynamiczna, zwarta i treściwa. Mroczny klimat, zadziorność, nieco thrashowego ciężaru i nieco heavy metalowej melodyjności i to się sprawdza co słychać w otwierającym „Night Riders” czy też tytułowym „Most Likely To Exceed” . Mroczny klimat i surowe partie gitarowe Kenniego, które są co najwyżej dobre/przeciętne i nie ma zbytnio nad czym się zachwycać, bo nie ma ani jakiś atrakcyjnych melodii ani wysokiej klasy technik doskwierają słuchaczowi w takim „Blood Brothers”. Jednym z najlepszych utworów na płycie jest bez wątpienia nieco thrash metalowy „Life After Life” który ma ciekawie rozplanowaną sekcję rytmiczną i jest urozmaicenie i pomysłowość. Szkoda że ta kompozycja właściwie przyćmiewa inne nieco jednorodne utwory. W gronie ciekawych kawałków możne też wyróżnić drapieżny „First To The Worst” . Gorzej się prezentują bardziej rasowe metalowe kawałki jak w przypadku ponurego „Heavy metal Mad” czy też rytmiczny „Hand Over Fist”.

Nie ma mowy o genialnym albumie, który kusiło by soczystym i dopracowanym brzmieniem czy zróżnicowanymi przebojami i właściwie jest to przeciętny album, który jest dynamiczny i melodyjny. Niestety poziom muzyczny poszczególnych kompozycji jak i umiejętności muzyków mogą pozostawić wiele do życzenia . Mimo wszystko można tego posłuchać, kiedy ma się czas na zagłębianie się w tajniki heavy metalu lat 80.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz