środa, 22 maja 2013

U.D.O. - Steelhammer (2013)

Mając 61 lat i wciąż chęci do tworzenia muzyki metalowej nie każdy ma. Choć Udo Dirkschneider nagrał 10 albumów z Accept, z którym osiągnął największy sukces i 14 z swoim zespołem sygnowanym U.D.O. to jednak wciąż nie ma on dość. Co może nowego wnieść Udo do muzyki metalowej? Tutaj odpowiedź jest oczywista i prosta – nic. Udo tworzył zawsze muzykę w konkretnym stylu, oddając charakter niemieckiego heavy metalu. Czyli z zachowaniem kwadratowych melodii i toporności, kontynuując ścieżkę obraną już w Accept. Na wydawnictwach U.D.O ciężko było o coś nowego, o eksperymenty, jednak czternasty album o nazwie „Steelhammer” dawał nadzieje na pewien powiew świeżości. Domysły i pewne takie myśli wynikało z faktu, że w zespole Udo pojawiło się dwóch nowych gitarzystów, a mianowicie Andrey Smirnov i Kasperi Heikkinen. Zapowiedzi, okładka i świeża krew w zespole dały nadzieję, że może „Steelhammer” będzie albumem nieco innym od poprzednich. Jak jest naprawdę?

Domysły zostały poniekąd potwierdzone, bo „Steelhammer” jest albumem nieco innym od tych poprzednich, z udziałem Igora i Stefena. Pod względem gitarowym na pewno bardziej przemyślanym, ciekawszym, gdzie słychać lepszą technikę nowych nabytków. W połączeniu z lepszym brzmieniem dało to w efekcie pożądany rezultat. Wszystko brzmi mocniej, ostrzej, mroczniej i zarazem bardziej dopracowanie. Dawno tak dobrze nie brzmiał album UDO zarówno pod względem produkcji jak i gitarowym. Nie ma tej sztuczności i tego plastiku, który pojawiał się na ostatnich albumach. Stylistycznie jakiś rewolucji nie uświadczymy, bo „Steelhammer” to typowy album U.D.O. Jest to toporny, kwadratowy heavy metal wzorowanym na Accept, aczkolwiek słychać tutaj patenty też z innych rejonów niż Niemcy, co też jest zmianą na plus. Urozmaicony materiał, kilka przebojów, ostry, zadziorny wokal Udo, solidna sekcja rytmiczna i melodyjne solówki to wszystko zostało przeniesione z poprzednich albumów. Jednak trzeba zaznaczyć, że „Steelhammer” to jeden z słabszych albumów U.D.O. Choć są pewne zmiany na lepsze, to jednak za brakło gdzieś tego najważniejszego, a mianowicie hitów. Zabrakło chwytliwych kompozycji, równego materiału, który porwie słuchacza od początku aż do końca. Niestety tak nie jest. Kilka pozytywnych utworów się znajdzie. Otwierający, mocny, przebojowy „Steelhammer”, tru metalowy, stonowany „A Cry For Nation” czy też cięższy „Metal Machine” nasuwający album „Timebomb” to bardzo dobre kompozycje, które działają na zmysły słuchacza. Na wyróżnienie zasługuje taki dość nie typowy dla U.D.O kawałek w postaci „Devils Bite” w którym słychać coś z Sabaton, ale tez z nieco brutalniejszych odmian metalu. Na albumach U.D.O zawsze pojawiały się szybsze kompozycje i tutaj też się pojawiają, aleDeath Ride” i „Stay True” to trochę za mało, żeby siać zniszczenie. To tyle jeśli chodzi o ciekawe punkty na nowym albumie. Wokal Udo już też nieco gorszej jakości i to wybrzmiewa w balladzie „Heavy rain”, która jest po prostu nijaka i nudna. „Timekeeper” ma pewne przebłyski, ale całościowo też taki utwór bez werwy i polotu. Kiepskie pomysły na kompozycje to zmora nowego albumu i to słychać po materiale.

Dzień premiery „Steelhammer” miał być świętem fanów heavy metalu i Accept, jednak nie ma co świętować. Nowy album ikony niemieckiego metalu rozczarował nieco i wynika to przede wszystkim z słabszych i mniej chwytliwych kompozycji. Jeśli chodzi o zmiany jakie wniósł „Steelhammer” , zwłaszcza nowi gitarzyści to trzeba przyznać, że są to zmiany na plus. Czas pokarze, czy Udo Dirkschneider nagra coś na miarę choćby „Mastercutor” czy „Thunderball”, nie wspominając o poziomie starszych albumów.

Ocena: 4.5/10

6 komentarzy:

  1. Rozczarowuje bo nie przebija poprzednich albumów,bez żadnego nawet hitu,ale gdzieś tam w tle może sobie lecieć taka muzyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nawet jak coś się pojawia ( Steelhammer, Metal Machine) to i tak jest to dalekie od hitów z poprzednich albumów. Czyżby brak Stefana? Gitarowo album nawet fajnie brzmi, ale niestety jest słaby a szkoda.

      Usuń
  2. Jest ciężar, brak melodii...
    Mastercutor kurwa wróc!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale pitolicie,nareszcie nie usnałem przy około Acceptowym graniu, "fińczyk" na gitarze daje mocno radę, nareszcie te numery wyszły poza Kaufmannowa kwadraturę koła, to dobrze, no i nareszcie płyta brzmi jak trzeba, jest przestrzeń i jest pierdalnięcie.Proponuje sie przesiąść z kompów na normalne żródła odsłuchiwania muzyki, albo nie zabierac sie za coś, czego sie nie czuje, dwa hydrauliki na centrali to nie ten gatunek .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nie słucham na kompie, zbyt bardzo kocham muzykę żeby ją krzywdzić. Zgadzam się że udało im się wytworzyć fajne brzmienie. Ale brakuje hitów, brakuje ciekawych melodii. Mam nadzieje że popracują nad tym w ramach nowego albumu.

      Usuń
    2. Oj, pitolą,pitolą. Z miesiąca na miesiąc bardziej i bardziej.

      Usuń