czwartek, 27 lutego 2025

CHRISTIAN MISTRESS - Children of the earth (2025)


 Kto by pomyślał, że to świata wróci kapela, która swego czasu oczarowała mnie i szybko stała się lubianą przeze mnie formacją. Mowa o amerykański Christian Mistress, który działał w okresie 2008 -2016r, a potem zapadła cisza. Ta kapela pokazała, że można mieszać patenty nwobhm, doom metalu i klasycznego heavy metalu, a wszystko przesiąknięte latami 70 czy 80. Do tego specyficzny głos Christine Davis robił robotę. Po dzień dzisiejszy lubię wracać do genialnego "Possesion", gdzie nie brakuje elementów black sabbath, diamond head czy mercyful fate. Teraz po 10 latach band powraca z nowym albumem i "Children of the earth" nie robi takiej furory jak wcześniej wspomniany album, to wciąż jest to pozycja godna uwagi.

Nowy album ukaże się 7 marca nakładem Cruz del Sur Music i jest tam zawarte 33 minuty muzyki. Krótki i treściwie, ale najbardziej cieszy że band dalej trzyma się swojej stylistyki, a  głos Christine się nie zmienił. To ważne, bo bez tego nie było Christian mistress, który potrafi oczarować swoim klimatem i brzmieniem na wzór lat 70. Dobrze radzi sobie gitarzysta Tim Diedrich, który stawia na proste i klimatyczne partie. Wszystko jest tak jak być powinno, tylko jakoś zabrakło pomysłów, żeby błysnąć i siać takie zniszczenie jak wcześniej. Gdzieś uleciał ten geniusz i nie ma takiej klasy jak na "Possesion", ale to wciąż kawał dobrze skrojonego heavy metalu.

Zawartość to 8 utworów i na pewno dobrze prezentuje się "City of Gold", który jest ukłonem w stronę lat 80. Jest sporo patentów Dio, czy Black Sabbath. Jest energia i pazur, a takie otwieracze zawsze się sprawdzają. Troszkę rockowego pazura dostajemy w melodyjnym "Voiceless" i to wciąż nastrojowy i godny utwór, który pokazuje że Christian Mistress wciąż ma to "coś". Jest też energiczny "Demons Night", który stawia na zadziorny riff, szybsze tempo i klimat lat 80. Brzmi to wszystko znajomo, ale nie jest to przeszkoda.  Echa Dio można wyłapać ponownie w "Mythmaker", z kolei "Death Blade" ma bardziej hard rockowy feeling. Bardzo dobrze prezentuje się "Lake Of Memory", który też lekkim i przyjemnym utworem o zabarwieniu rockowym. Całość wieńczy przebojowy "shadow", który pokazuje  że band wciąż w formie i nie straszna im dłuższa przerwa.


10 lat kazał czekać fanom Christian Mistress, ale warto było. Wciąż stać ich na dobry materiał, który kipi klimatem i melodyjnością. Może nie jest to ta klasa co poprzednie albumy, ale to wciąż dobrze skrojony materiał. Udany powrót, choć czuje też spory niedosyt. Ten band stać na więcej.

Ocena : 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz