Amerykański Wretch działał w latach 80, ale bez większego sukcesu. Dopiero teraz band pokazuje na co go stać i swój prawdziwy potencjał. Band powstał w 1984r, ale odrodził się w pełni sił w 2006 r za sprawą albumu "Reborn" i wtedy ruszyła machina. W końcu pojawił się poważny gracz, który się zna na amerykańskim power metalu. W ich muzyce słychać wyraźne wpływy Jack Starr Burning Star, Manowar, Attacker czy Fifth Angel. Po 6 latach czekania przyszedł czas na 5 album tej formacji, który nosi tytuł "Visitors". Płyta ukazała się 24 stycznia nakładem Arkeyn Steel Records.
Wretch jest nie do zatrzymania i wciąż trzyma wysoki poziom. Wiedzą jak nagrać wartościowy materiał, który będzie emanował energią, drapieżnością i zachwycał jednocześnie melodyjnością. Band czerpie garściami z klasyki gatunku i jest wierny klasyce, ale też stara się brzmieć współcześnie i świeżo. W składzie pojawił się nowy perkusista Mark Knocki, który zaznacza swoją obecność na płycie. Nie byłoby sukcesu, gdyby nie utalentowany i charyzmatyczny wokalista Juan Ricardo. To wokalista z prawdziwego zdarzenia, który potrafi nadać charakteru kompozycjom i odpowiedniego ładunku emocjonalnego. Ma siać zniszczenie i kruszyć mury. Tak też jest. Do tego dochodzą świetnie skrojone partie gitarowe. W tej sferze błyszczy duet Stephenson/Giannakos, którzy stawiają na przebojowość i zadziorność. Każdy riff robi tutaj robotę i dostarcza sporo frajdy. Słychać, że band dołożył wszelkich starań, aby album robił wrażenie od pierwszych sekund.
Materiał jest zwarty i treściwy. 38 minut muzyki zawarto w 9 kompozycjach. Płytę otwiera zadziorny i taki true metalowy "In my time of Reckoning" i słychać tu echa Manowar czy Jack Starr Burning Star. Od razu słychać, że mamy do czynienia US power metalem. Od razu wpada w ucho utwór nr 2, czyli "The Voice" , który utrzymany jest w podobnej konwencji. Do tego dochodzi ten uroczy wokal Juana, który idealnie pasuje do takiego grania. Pewne echa NWOBHM można wyłapać w "Chernobyl", który pokazuje że nawet proste patenty potrafią oczarować. Tytułowy "Visitors" też ma swój urok i potrafi oczarować stonowanym charakterem i epickości. Najostrzejszy utwór na płycie to na pewno "Trapped in a lucid dream" i "Dystopia", a najlepsze jest to można tutaj doszukać się elementów neoklasycznych.
Wretch nie tworzy niczego nowego, a jedynie odkurza stare oklepane patenty, który nadaje świeżości i połysku. Znają się na rzeczy i wiedzą jak porwać tłum. Kopalnia hitów i pomysłowych riffów. Panowie nie zawodzą, a ich nowy album to prawdziwa uczta dla fanów US power metalu.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz