wtorek, 4 lutego 2025
WILD CHARGE - Wild Charge (2025)
Ktoś najwidoczniej mocno wzoruje się na twórczości Iron maiden. Amerykański Wild Charge właśnie 31 stycznia wydał swój pierwszy album zatytułowany "Wild Charge". Już sama okładka przypomina okładkę "Women in Uniform", ale jest też coś z "Senjetsu" i do tego główna postać wygląda trochę jak eddie. Stylistycznie band też po części gęsto nawiązuje do NWOBHM. Sięgając po "Wild Charge" trzeba pamiętać, że mierzymy się tutaj z solidnym wydawnictwem i na pewno nie czymś co powali na kolana.
Wild Charge stawia na prostą i mało wymagającą muzykę, która przenosi nas do początku lat 80, do złotej ery NWOBHM. Mamy elementy iron maiden, czy angel witch, jest nutka hard rocka, a wszystko zagrane bez większej kombinacji. W tej formacji pierwsze skrzypce gra gitarzysta i wokalista Seb Agini, która robi swoje, ale brakuje mu na pewno obycia i techniki w sferze śpiewania. Ten aspekt wymaga na pewno poprawy i dopracowania. Lepiej już wypada warstwa instrumentalna, zwłaszcza partie gitarowe wygrywane przez duet Agini/Mcleod . Jest nacisk na łatwe melodie, na prostą strukturę i partie. Kto szuka czegoś ambitniejszego to poczuje rozczarowanie.
To co dostajemy tutaj to 30 minut muzyki, więc bardziej pasowałoby określenie mini album. Płyta jest dobrze skrojona i nastawiano na dobrą rozrywkę. Piękne klasyczne otwarcie mamy w "City Hunter" i słychać wpływy NWOBHM i Iron maiden. Wokal troszkę kuśtyka, wtórność bije z tego kawałka to fakt, ale utwór potrafi zaskoczyć prostą formuła i przebojowością. Dalej mamy nieco hard rockowy "Live for the Fight" i tutaj troszkę zabrakło pomysłu na główny riff i melodie. W sumie "Honor & Pride" to też tylko solidne rzemiosło. Znów słychać spadek formy i dopiero energiczny "Crystal Witch" pokazuje potencjał tej grupy i znów sporo patentów iron maiden można wyłapać. Właśnie w takim szybszym graniu band wypada najlepiej. W końcu jakiś pomysłowy riff i odpowiedni ładunek energii. W podobnej konwencji utrzymany jest melodyjny "Samurai steel", czy zadziorny "Stardust Crussaders".
"Wild charge" to solidny debiut, który zabiera nas w rejony nwobhm, wczesnego Angel Witch czy Iron maiden. Jest klimat lat 80, kilka godnych uwagi riffów czy melodii, a całość troszkę wtórna, momentami przewidywalna. Band grać potrafi, ale muszą nieco doszlifować swój styl i aspekt komponowania hitów. Zobaczymy co przyszłość przyniesie.
Ocena: 6/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz