piątek, 7 lutego 2025
DYNAZTY - Game of faces (2025)
Kto z nas nie zna twórczości Abba? Chyba ciężko być osobą, które nie słyszała hitów typu "gimme, gimme" czy "Mamma Mia". Odnoszę wrażenie, że szwedzki Dynazty próbuje być właśnie takim heavy metalowej odpowiednikiem zespołu Abba. Oba zespoły pochodzą ze Szwecji, oba zespoły stawiają na chwytliwe melodie, na przebojowość, ale co je najbardziej łączy to te refreny, które sieją zniszczenie. Dynazty to fenomen i wzór do naśladowania. To maszyna do robienia hitów i nagrywania genialnych płyt. Ten fenomen trwa od 2007r. i tak przez 9 albumów. "Game of Faces" to kolejny diament w ich bogatej dyskografii, kolejny klasyk. Każdy kto lubi pierwsze dwie płyty Beast in Black, ostatnie płyty Bloodbound, Sabaton może też powerwolf czy Crowne szybko odnajdzie się w świecie Dynazty.
Okładka tajemnicza i nieco intrygująca, a zarazem zapadająca w pamięci. Brzmienie takie typowe dla szwedzkich płyt i można poczuć klimat power metalu czy hard rocka. Skład Dynazty nie zmienił się od 2013r i każdy z muzyków to mistrz w swoim fachu. Rob Love Magnusson to spec od partii klawiszowych, od tworzenia klimatu i chwytliwych melodii. Razem z Mikem Laverem tworzą niszczycielski duet gitarowy, który rozwala system. Każda partia, każdy dźwięk tu jest na wagę złota. Nie ma chybionych pomysłów, czy nie trafionych pomysłów. Wszystko jest spójne i dostarcza niezapomnianych przeżyć. Dynazty ma swoją gwiazdę, która błyszczy najjaśniej i jest nią wokalista Nils Molin, który ostatnio pojawił sie również w New Horizon. Charyzma, technika, drapieżność i dopasuje się do każdego dźwięku niczym kameleon. Uwielbiam go i mogę słuchać non stop. Wielkie talenty to jedno, ale trzeba umieć tworzyć hity, utwory, które poruszają i zapadają w pamięć. Tak jest też na nowym albumie. To kopalnia hitów.
Album jest krótki, bo trwa 42 minuty i to wg mnie minus. Można by jeszcze z 10 minut wydłużyć owy materiał. Czas z tymi hitami mija szybko. Za szybko wg mnie. Na start mamy "Call of the night" , który imponuje przebojowością i taką świeżością. Jest moc! Dynazty w swoim żywiole. Troszkę nowoczesności, troszkę mroku dostajemy w żywiołowym "Game of faces" i znów świetny refren. Jak oni to robią? Sam utwór troszkę przypomina dokonania Beast in Black. Podobne skojarzenia wywołuje "Devilry Of Ectasy", który również czerpie garściami z Battle Beast czy Beast in Black. Słychać te powiązania między zespołami. Moim nr 1 z tej płyty został "Die to Survive" , który brzmi jak zaginiony utwór Beast in Black. Słuchając refrenu przypomniała mi się twórczość Abba. Ta umiejętność tworzenia takich podniosłych refrenów. Jest w tym magia. Pazur i drapieżność to atuty "Fire to Fight", podniosły refren wyróżnia "Dark Angel". Przepiękny jest motyw przewodni w przebojowym "Fortune Favors The brave". Partie klawiszowe robią robotę. Dużo elementów Sabaton można wyłapać w marszowym "Sole Survivor". Co za petarda! Szok i niedowierzanie. Dynazty to nie zespół, to czarodzieje. Najwięcej power metalowej maniery można wyłapać w "Phoenix" i tutaj jakieś patenty Powerwolf czy Bloodbound można wyłapać. Utwór wyróżnia dynamika i radosny charakter. Nastrojowy "Dream Of Spring" ociera się o balladę, ale to kawałek który potrafi zauroczyć pięknymi dźwiękami. Finał to również genialny "Mystery", który przemyca też sporo patentów Sabaton. Finał godny tej płyty i marki Dynazty.
14 Lutego nakładem Nuclear Blast ukaże się "Game of Faces" i to jest mocny kandydat do płyty roku. Płyta bez błędna i z miejsca jest dla mnie klasykiem. Kopalnia hitów, płyta idealna w każdy calu, która pokazuje jak tworzyć hity i podniosłe refreny. Dynazty znów to zrobił i ich fenomen trwa. Czy ktoś im zagrozi w tym roku? Będzie ciężko.
Ocena:10/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz