środa, 6 marca 2013

WOLFCHANT - Embraced By Fire (2013)

Pora trochę wyjść poza świat heavy czy power metalu i przyjrzeć się albumowi, który bardziej można zaszufladkować do gatunku pegan/folk metal, w którym oczywiście słychać wpływy melodyjnego death metalu, heavy czy power metalu. Ten album to nowe wydawnictwo niemieckiego zespołu o nazwie WOLFCHANT, czyli „Embraced By Fire”. Za specjalistę tych wyżej wspomnianych gatunków się nie uważam i są w tej dziedzinie więksi znawcy, podobnie jak w dziedzinie samego zespołu, bo znam tylko ich wcześniejszy album, który zapadł w pamięci za sprawą pomysłowości i wykonania, że nie wspomnę o samym stylu muzycznym. Mimo tych czynników uznałem, że chcę was też zarazić tym zespołem i przede wszystkim uczulić na nowy album, który ma predyspozycję do bycia płytą roku 2013.

Pewnie się zastanawiacie o czym ten autor pisze, że znów przeżywa jakiś tylko dobry album, no cóż wystarczy sięgnąć po płytę i argumenty same będą do nas przemawiać. Już na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z znakomitą okładką, który utrzymana jest w takim klimacie fantasy i sam styl jej zrobienia daje nam podstawę, żeby myśleć, że mamy do czynienia z znakomitym, dopracowanym i przemyślanym albumem i tak też jest w dalszej fazie zapoznawania się z albumem. Nie trzeba być znawcą tych gatunków, ani samego zespołu, żeby dać się mu oczarować, żeby dostrzec jego perfekcję, wykonanie i styl jaki obrał sam zespół. Perfekcja i potęga te albumu tkwi w szczegółach, które są dopracowane, przemyślane i takie pełne świeżości, żeby nie użyć słowa oryginalne, bo jednak gdzieś podobne dźwięki już w swoim życiu słyszałem. Innym jakże ważnym atutem płyty jest brzmienie, które jest z górnej półki. Soczyste, krystaliczne czyste, ale z drugiej strony drapieżne i mocne. Takie brzmienie to prawdziwa uczta dla słuchacza, a kiedy uwypukla piękno wykonania, te bogate i zrobione z wielką pompą aranżacje, ten epicki klimat, pomysłowość w zakresie kompozytorstwa, kiedy uwypukla umiejętności muzyków, a także znakomitą zawartość, to tylko zacierać ręce.

„Embraced By Fire” to już piaty album tej formacji, która została założona w 2003 roku i nie będę was męczył listą wyczynów muzyków, ale trzeba podkreślić, że wyczyniają tutaj niezłe popisy. Gitary są mocne, drapieżne, energiczne, pełne melodii i wraz z klawiszami tworzą niezwykłą atmosferę taką bojową, wręcz epicką, a pojedynki wokalne między Lohki i Nortiwnem są pełne pomysłowości i również sprawiają, że album jest świeży, bardzo epicki. To jest prawdziwe widowisko, show, które od początku do końca powala na kolana swoim rozmachem, wykonaniem, pomysłowością, melodiami i klimatem. Dawno nie słyszałem tak epickiego albumu zrobionego z takim rozmachem. Najlepiej oddają te wszystkie odczucia i te słowa tutaj przytoczone same kompozycje, które są największym argumentem przemawiającym za tym, że jest to jeden z najlepszych albumów tego roku.

Zaczyna się od epickiego, utrzymanego w nieco symfonicznym klimacie „Intro”, które brzmi jak ścieżka dźwiękowa do jakiegoś filmu. Niesamowity klimat, emocje, aranżacje, rozmach, które już od początku robią niezwykłe wrażenie, a słuchacz czeka na pierwsze uderzenie. Takowym jest „Embraced By Fire”, w którym słychać zarówno folk/pegan metal, a także coś z power metalu i to jest mieszanka wybuchowa, zwłaszcza kiedy całość przesiąknięta klawiszami i epickim charakterem. Bardziej true metalowy wydźwięk ma tutaj „Element”, który ukazuje nieco bardziej rytmiczne i bojowe nastawienie zespołu. Folk metal i epicki klimat mocno jest piętnowany w melodyjnym „Turning Into The Red”, zaś o power metal ociera się energiczny „Einsame wacht” i nie przeszkadza nawet w tym wszystkim ojczysty język kapeli, pomimo że nie lubię niemieckiego słuchać. Również coś z power metalu słychać w przebojowym „Autumns breath”. Końcówka to dwa bardziej rozbudowane, urozmaicone kawałki, które również ukazują epicki charakter i podniosłość i zarówno „Freier geist” i melodyjny „Winters Triumph” zasługują na szczególną uwagę.

Wiedziałem, że zespół WOLFCHANT gra znakomicie, wiedziałem, że mają potencjał i są zdolni do wszystkiego, ale nie sądziłem że będą wstanie nagrać prawdziwe arcydzieło, z epickim wydźwiękiem, dopracowaniem i świeżością, gdzie kompozycje to prawdziwe killery, gdzie każdy szczegół został dopieszczony i jedyne co można zarzucić, to że album jest krótki, bo trwa tylko 43 minuty, ale przynajmniej nie jest wydłużany na siłę, Znakomity album, pełen emocji, niesamowitych aranżacji, to trzeba po prostu usłyszeć. Prawdziwa uczta dla fanów melodyjnego grania i póki co jeden z najlepszych albumów roku 2013!

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz