piątek, 22 marca 2013

BROCAS HELM - Into the Battle (1984)

Miecze w górę metalowi bracie, przybrać zbroję, dosiadać swoich koni, czas wyruszyć na wojnę, a jak na wojnę to z amerykańskim zespołem BROCAS HELM. Nie będziemy brać jeńców, nie będzie litości i jest to czas, aby siać zniszczenie. Kto zna moc MANOWAR, kto jest fanem heavy metalu lat 80, kto wychował się na twórczości MANILLA ROAD, wczesnym IRON MAIDEN, MANOWAR, czy CIRITH UNGOL ten powinien oddać hołd amerykańskiemu zespołowi BROCAS HELM, który zaistniał dzięki dwóm świetnym albumom, zwłaszcza debiutanckim „Into The Battle”.

Amerykańska kapela, która została założona w 1982 roku jakby podpisała pakt z samymi bogami, gdyż mimo tylu lat wciąż mają status aktywny, choć nic nowego nie nagrali. Kapela, która nie ma najwyższych lotów brzmienia na swoim albumie, która ma specyficznego wokalistę, który stawia na surowość, drapieżność, szorstkość nie powinna przetrwać swoich czasów i zdobyć uznanie słuchaczy. A jednak tej kapeli udało się przezwyciężyć to, a wynika to z tego, że zespół stworzył ciekawy styl i nagrał znakomite kompozycje, które wyznaczały formułę grania epickiego true metalu obok takiego MANOWAR. Tematyka związana z średniowieczem i wojnami jest tutaj obowiązkowa i płyta też w pełni oddaje ten charakter. Surowość, lekki brud, lekki chaos, a wszystko przemyślane i bardzo klimatyczne. BROCAS HELM na swoim debiutanckim albumie uformował swój styl, który zawiera elementy amerykańskiego epic metalu, brytyjskiego NWOBHM w stylu ANGEL WITCH, czy IRON MAIDEN, hard rocka z lat 70, czy też nieco mroczny, bojowy klimat, który przenosi na samo pole bitwy. Naturalne, lekko przybrudzone brzmienie nie tylko nadaje płycie klimatu, ale również znakomicie współgra z partiami gitarowymi Bobiego Wrighta, który wie co to melodyjność, atrakcyjne granie, chwytliwe melodie, złożona forma utworów, bogate aranżacje wypchane znakomitymi, finezyjnymi solówkami czy tez riffami. Jego gra, specyficzny wokal, który jest taki nieco barbarzyński świetnie współgrają z owym nieco przybrudzonym brzmieniem. Dla jednych wokal czy brzmienie może być minusem, ale nadaje to debiutanckiemu albumowi wyjątkowości i odpowiedniego wyjątkowego, epickiego charakteru. Jest to jedna z tych cech, które wyróżniają ten zespół. Jednak prawdziwe zniszczenie można siać nie za sprawą brzmienia, lecz kompozycji, a te są tutaj naprawdę wyjątkowe i ponad czasowe, wciąż mimo lat przyprawiają o ciarki i wciąż brzmią świeżo.

Już w otwierającym „Metallic Fury” pachnie bitwą, wojną, prawdziwym epickim klimatem i tutaj już słychać owe skrzyżowanie NWOBHM, hard rocka czy true ehavy metalu i świetny dobór linii melodyjnej, specyficzny wokal, pomysłowo zagrane partie gitarowe przez Bobiego sprawiają, że jest to utwór magiczny. BROCAS HELM to kapela amerykańska, jednak w przypadku „Into The battle” nie słychać jakoś tego i bardziej można zakwalifikować ten utwór do NWOBHM i grania spod znaku IRON MAIDEN czy ANGEL WITCH. Nieco rock'n rollowy, energiczny „Here To Rock” ma coś z MOTORHEAD i z pewnością urozmaica ten materiał. Czy można stworzyć ponad 3 minutowy epicki kawałek z mrocznym, wręcz doom metalowym klimatem charakter i elementami NWOBHM? Słuchając „Beneath a Haunted Moon” stwierdzam, że można. Dalej mamy rockowy „Warriors of The dark” i melodyjny przerywnik w postaci „Preludius”, jednak nie sieją one takiego zniszczenia jak choćby następny w kolejce „Ravenwreck”, który wyróżnia się hard rockowym feelingiem i intrygującymi, finezyjnymi, bardzo melodyjnymi solami gitarowymi i jest to kolejna petarda na tym albumie. Pomysłowość i ciekawa aranżacja wyróżniają z pewnością na tle innych kompozycji taki „Dark Rider”. Energiczna, urozmaicona i taka w brytyjskim stylu sekcję rytmiczną wyraźnie słychać w dość dynamicznym, nieco rockowym „Night Siege”, a całość zamyka dość mroczny „Into The Thilstone”.

Nie ma dłużyzn, nie ma wypełniaczy, smętnych melodii, nie ma mowy o nudnej muzyce. Debiutancki album tej formacji zapewnił kapeli pewne miejsce w gronie epickich formacji grających true metal przesiąknięty bojowym klimatem. Klasyka amerykańskiego heavy metalu, którą trzeba po prostu znać i jeżeli lubi się heavy metal lat 80, NWOBHM czy epicki wydźwięk ten nie będzie zawiedziony.

Ocena: 9.5/10

3 komentarze:

  1. Ocena zawyżona, muzyka zbyt chaotyczna. Nie każdy grał US Power na najwyższym poziomie jak Omen, Jag Panzer czy Liege Lord i tu chyba kolega nie dostrzegł róznicy poziomów między tymi kapelami.

    Poza tym to nie jest oryginalna okładka :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. łoo matko... a co z tego, że to nie jest oryginalna okładka?? Pojawiła się przy okazji wznowienia tak więc jest jak najbardziej na miejscu...A co to znaczy ocena zawyżona?? według Ciebie ?? może i tak, ale według Łukasza jest taka a nie inna. Wolno mu. Widzisz, piszesz, że Omen czy Jag Panzer grał na najwyższym poziomie. Jak dla mnie nic bardziej mylnego. Znam dziesiątki bandów, które według mnie grały bardziej magicznie od wymienionych przez Ciebie.

      Usuń