poniedziałek, 11 marca 2013

WALLOP - Metallic Alps (1985)

Chcielibyście posłuchać jakiegoś starego albumu z lat 80, ale nie macie żadnego pomysłu, nie wiece co jest godne uwagi? Macie ochotę na heavy/speed metal przesiąknięty muzyką ACCEPT, RUNNING WILD, czy też WARLOCK? Chyba mogę wam udzielić pomocy, bo sam ostatnio przeżywałem podobny problem i rozwiązaniem okazał się wówczas niemiecki zespół WALLOP, który powstał w 1983 r i zaistniał na rynku muzycznym wyłącznie za sprawą debiutanckiego albumu „Metallic Alps” i choć zespół nie wspiął się na metalowe alpy, które były zdobyte już przez inne tuzy heavy metalu, to jednak udało się zbliżyć do nich i to nie tylko pod względem stylu, ale też poziomu.

Skromna okładka, a także mało znana komu nazwa raczej nie zachęca, jednak mało kto mógłby przewidzieć, że za tym się kryje znakomity materiał, który cechuje się dynamiką, melodyjnością, energicznością, zadziornością i przebojowością. Materiał jest zwarty i szybki, co z pewnością nie jednemu słuchaczowi się spodoba, bo nie ma dłużyzn, ani też jakiś wypełniaczy, wolnych, smętnych utworów. Choć płyta jest przesiąknięta szybkimi utworami, utrzymanymi w stylizacji speed metalowej ( „Running Wild” , „Monsters”, czy „Metalize”) to jednak można znaleźć, też nieco inne utwory, które mają inne cechy. Weźmy taki „Reveal The Lies”, który swoją melodyjnością, zadziornością i wykonaniem przypomina kompozycje STEELER i jest to taka krzyżówka melodyjnego metalu z heavy metalem jaki został wypracowany przez ACCEPT choćby. Z kolei owa toporność, ciężar i nieco mroczny charakter eksponowane są dość wyraźnie w „Sleathy World”. Kto lubi dynamikę, melodyjność ten z pewnością zauroczy się w energicznym „Lack of Power” i w podobnym stylu jest utrzymany „Idols Die Too”. Znakomicie wypada lekki, rockowy „Metallic Alps” czy też stonowany i nieco spokojniejszy „69” .

Historia tego zespoły kończy się na tym albumie, który był ich jedynym wydawnictwem. Płyta mimo wtórnego charakteru, mimo oklepanych patentów wypada naprawdę bardzo dobrze. Duża w tym zasługa mocnego, zadziornego, nieco surowego brzmienia albumu, który kreuje mroczny klimat, a także sprawia, że wyczyny muzyków stają się bardziej naturalne i zapadające w pamięci. No bo jak tutaj nie pamiętać partii gitarowych Andreasa Lorza, który stawia na dynamikę i melodyjność, trzymając się stylu jaki preferowało wielu niemieckich gitarzystów. Pojawia się drapieżność, melodyjność oraz charakterystyczne dla niemieckiego metalu kwadratowe melodie i toporność. W pamięci zapada również mocna, dynamiczna sekcja rytmiczna, która nadaję albumowi mocnego kopa, a także wokalista Mick Wega, który momentami przypomina wczesną manierę Kaia Hansena. Ci którzy mają wątpliwości to odsyłam do materiału zawartego na płycie bo to jest argument, który nie idzie odeprzeć. Znakomity heavy/speed metal odzwierciedlający to co się grało na niemieckiej scenie metalowej w latach 80. Gorąco polecam!

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz