Niemiecki Dragonsfire po piętnastu latach milczenia powraca w odświeżonym składzie z nowym albumem zatytułowanym „Rebirth of the Beast”. Płyta ukazała się 29 sierpnia i z pewnością trafi w gusta maniaków heavy/power metalu spod znaku Primal Fear, Gamma Ray, Mystic Prophecy czy Brainstorm. Długa przerwa wyszła zespołowi na dobre – materiał jest ciekawy, zadziorny i dopracowany, a całość zasługuje na uwagę.
Stylistycznie Dragonsfire wciąż porusza się w rejonach klasycznego heavy/power metalu, czerpiąc garściami z dorobku gatunku. Stawiają na agresję, mocarne riffy, chwytliwe melodie i sporą dawkę przebojowości. Choć trzon stylistyczny pozostał niezmienny, to słychać wyraźny krok naprzód – zespół bardziej dba o detale, aranżacje i dramaturgię utworów. Album jest spójny, dynamiczny i wyjątkowo nośny.
Ze starego składu ostał się duet gitarowy Timo Rauscher i Matthias Bludau, którzy pozytywnie zaskakują świeżymi pomysłami. Nie brakuje tu kreatywnych riffów ani efektownych solówek, a cały materiał jest przemyślany i dobrze rozplanowany. W 2018 roku do grupy dołączył basista Peter Schäfer oraz wokalista Dennis Ohler, natomiast w 2024 skład uzupełnił perkusista Elias Bludau. Nowa konfiguracja personalna działa jak dobrze naoliwiona maszyna – każdy z muzyków wnosi coś od siebie, a największym atutem jest bez wątpienia wokal Ohlera, który dodaje całości power-metalowej mocy i przebojowego charakteru.
Już otwierający album „We Ride” udowadnia, że Dragonsfire jest w formie – drapieżny riff i wpadający w ucho refren momentalnie wciągają słuchacza. Agresywny i nieco mroczniejszy „Speak of War” przywodzi na myśl najlepsze dokonania Primal Fear. Zespół błyszczy szczególnie w szybkich, energetycznych petardach pokroju „Preacher”, które są dowodem na znakomitą kondycję grupy. Retro klimat lat 80. pojawia się w bardziej hardrockowym „80s Boys”, który – mimo że nie odkrywa niczego nowego – słucha się z przyjemnością. Na uwagę zasługuje także zadziorny i bardziej stonowany „Charge Ahead” oraz pełen bojowej energii „Dragon Never Surrender”, będący kwintesencją stylu kapeli.
„Rebirth of the Beast” to album dynamiczny, spójny i pełen koncertowych killerów. Całość trzyma równy, wysoki poziom, a choć Dragonsfire nie odkrywa nowych terytoriów, to gra to, co fani heavy/power metalu kochają najbardziej. Dopóki muzyka wywołuje uśmiech na twarzy i przyjemność z odsłuchu – nie ma powodów do narzekania.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz