Włoski muzyk Fillipo Tezza powraca z nowym albumem. Jeszcze niedawno mogliśmy delektować się krążkiem "Key to Your Kingdom" z 2024 roku, a już doczekaliśmy się jego czwartej płyty studyjnej zatytułowanej "Echoes from the Winter Silence". Album ukazał się 19 września nakładem Elevate Records. W dalszym ciągu mamy do czynienia z radosnym power metalem w duchu Helloween, Sonata Arctica czy Insania.
Poprzedni album był solidny, lecz nie wniósł nic szczególnie nowego do gatunku. Najnowsze wydawnictwo jest naturalną kontynuacją "Key to Your Kingdom" – to rasowy europejski power metal w klimacie lat 90., ale Fillipo wciąż nie potrafi przebić się ponad poziom solidnego rzemiosła. Całość słucha się przyjemnie, choć brakuje tu elementu zaskoczenia czy efektu „wow”. Należy jednak pochwalić, że jako jednoosobowy projekt Tezza radzi sobie naprawdę dobrze – jest nie tylko kompozytorem i instrumentalistą, lecz także całkiem przyzwoitym wokalistą, który stara się dorównać ikonom gatunku. Partie gitarowe są poprawne i klasyczne, choć momentami przewidywalne i nieco wyświechtane.
Album składa się z ośmiu utworów. Już na otwarcie dostajemy energetyczny "For a New Hope", który brzmi niczym hołd dla wczesnego Helloween – szybko, radośnie i bardzo przebojowo. Świetnym riffem wyróżnia się "The Shining Path", jeden z ciekawszych fragmentów płyty. Chwytliwy motyw przewodni i brzmienie w stylu Gamma Ray z lat 90. sprawiają, że utwór zapada w pamięć. "One Last Sacrifice" to dynamiczna, wielowątkowa kompozycja z interesującymi przejściami i dopracowanymi partiami gitar. Instrumentalny "Tides of War" wypada znakomicie i stanowi miły przerywnik. Nieco mniej porywa ballada "This Journey Begins", przy której wkrada się odrobina nudy. Dużo więcej energii ma rozpędzony "Sacred Fire". Finał płyty to prawdziwa uczta dla fanów power metalu – czternastominutowy "Winter of Souls" to rozbudowana, epicka suita, w której dzieje się naprawdę dużo. Tezza stara się zaskoczyć słuchacza rozbudowaną strukturą i wielowarstwowością kompozycji, co sprawia, że jest to idealne zwieńczenie albumu.
Fillipo Tezza nagrał album solidny i spójny, ale wciąż daleki od najwyższego poziomu. Brakuje mu świeżych pomysłów na riffy i bardziej oryginalnych motywów gitarowych – większość jest poprawna, lecz przewidywalna. Mimo to całość słucha się z przyjemnością, a fani gatunku z pewnością znajdą tu wiele radości.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz