środa, 3 października 2012

THY MAJESTIE - ShihuangDi (2012)

Jak symfoniczny power metal to Włochy, jak Włochy to nie tylko RHAPSODY , to także istniejący od 1998 roku THY MAJESTIE. Kapela właśnie po 4 latach ciszy powraca z 5 albumem o dość dziwnym tytule tj „ShiHuang Di” ale nie ma się co dziwić skoro jest to koncept album poświęcony historii cesarza Chin. Trzeba przyznać że epicka historia jest pełna zwrotów akcji i intrygująca i w połączeniu z bogatą formą, z różnymi smaczkami, czy też całą tą złożoną aranżację sprawia wrażenie niezwykłego przedsięwzięcia, jednak czy do prawdy tak jest? Czy to co może się wydawać na początku, po skorupie do prawdy jest tak samo po oderwaniu skorupy? Otóż włoski zespół mimo dwóch zmian personalnych (pojawienie się nowego wokalisty – Alessio Taormina, a także klawiszowca Giuseppe Carruba) stara się sprawić wrażenie, że grają muzykę intrygującą na wysokim poziomie, niestety do końca tak nie jest. Oczywiście można tutaj dostrzec kilka zalet, jak choćby gościnny udział wokalisty Fabio Lione z RHAPSODY, nie dopuszczenie do dominacji wpływami dalekiego wschodu i pojawiają się czasami takie motywy które budują klimat, ale bardziej mają na celu podkreślenie charakteru i epickości warstwy lirycznej. Do zalet na pewno też można zaliczyć umiejętne wykorzystanie orkiestracji, które nie do końca z dominowała nowy album i można poczuć że album jest metalowy, że właśnie tradycyjne instrumentarium złożone z sekcji rytmicznej i gitary odgrywa w muzyce włochów główną rolę. Sekcja rytmiczna jest energiczna, zróżnicowana, więc nie można się nudzić, wokal Aleesio też jest zadziorny, podniosły i ma dobry warsztat techniczny, nie ma co świetnie pasuje do owej muzyki, jedynie pewne zastrzeżenia mam do gitarzysty Simone Campionego, który oczywiście wygrywa ostre i melodyjne partie, podniosłe i bardziej mroczne, jednak mam wrażenie i to niemal przy każdym utworze, że wdziera się w to wszystko chaos, brak ułożenia w obrębie kompozycji, brak jakiś zapadających melodii, motywów i co jak co ale do RHAPSODY czy SOUND STORM pod tym względem daleko. Bez wątpienia jeden z najbardziej istotnych minusów tego albumu. Wracając do zalet nie można zapomnieć że całość ma drapieżny charakter i mocny wydźwięk, a wszystko za sprawą soczystego brzmienia, który nastawione jest na wyeksponowanie gitary. Choć jest sporo zalet to jednak ciężko strawić kompozycje jakie znalazły się na tym albumie.

Budowanie klimatu od początku, od samego intra jest tutaj oczywiście na plus, podniosłość, orkiestra, tajemniczość i byłoby wszystko dobrze gdyby kompozycje same w sobie byłyby godne uwagi. Do grona najlepszych zaliczę dynamiczny, ostry i melodyjny „Seven reings”, szybki „Harbringer Of New dawn”, przypominający „Farewell” zespołu AVANTASIA melodyjny i rozbudowany „Ephemeral” który jest najmocniejszym punktem na albumie, również na pochwałę zasługuję „Under The Same Sky”w dużej mierze za dynamikę, za energiczność, szaleństwo. Reszta kompozycji jakoś nie przemówiła do mnie. Albo są zbyt spokojne, zbyt zakręcone, chaotyczne, albo po prostu całe instrumentarium nie podoba mi się na tyle żeby wspomnieć o danej kompozycji.

THY MAJESTIE w dalszym ciągu tworzy muzykę podniosłą, o bogatej formie, muzykę, która definiuje to czym jest symfoniczny power metal i choć muzykom nie brakuje wyszkolenia technicznego to jednak album ma sporo nie dociągnięć. Najwięcej w sferze gitarowej, no i kompozycyjnej. Utwory wydają się być momentami chaotyczne, bez pomysłu i nowy album włochów skierowany jest do fanatyków gatunku, ale daleko im do SOUND STORM, czy RHAPSODY.

Ocena: 5.5/10

3 komentarze:

  1. A ja aż ściągnę;)

    a tytuł nie tyle co dziwny co orientalny przynajmniej na nasze warunki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to już lepiej z tej tematyki posłuchać nowy RHAPSODY:D Ta opisana tutaj płyta nie należy do grona płyt, które łatwo i przyjemnie się słucha i raczej nie zapadnie ci w pamięci:P Dobrze radzę:P Ściągnij sobie "Ascending To infinity" :D

      Usuń
  2. Absolutnie się nie zgodzę. Jestem psycho fanem Rhapsody od Dawn of Victory i uważam, że to ShihuangDi to genialny album i wciągnął mnie bardziej niż wszystkie ostatnie dokonania obu Rhapsody. Jest klimat, są oryginalne melodie, jest w końcu całość przyprawiona lekko wyczuwalnymi orientalnym nutami. Dla mnie po prostu 10/10!
    Boliwar

    OdpowiedzUsuń