niedziela, 12 września 2021

SEVEN SPIRES - Gods of Debauchery (2021)

Rok minął od czasu wydania "Emerald Seas", czyli drugiego wydawnictwa amerykańskiego Seven Spires. Tym razem band powraca z dojrzałym i epickim "Gods of Debauchery", który jest czymś więcej niż symfonicznym metalem. Band tutaj nie boi się wplatać elementy melodyjnego death metalu w stylu Children of bodom czy Kalmah. Nie brakuje też oczywiście grania w stylu Epica, czy Amaranthe. To wszystko czyni nowy album Seven Spires na pewno wartym uwagi wydawnictwie.

Co by się nie działo to pierwsze skrzypce gra tutaj wokalistka Adrienne Cowan, który potrafi śpiewać klimatycznie i podniośle, ale też i brutalnie. To za jej sprawą płyta jest urozmaicona i nie raz potrafi zaskoczyć słuchacza. Oczywiście Jack Kosto też wykreował tutaj sporo ciekawych zagrywek gitarowych i pod tym względem też dużo się dzieje i nie ma miejsce na nudę. Jednak nie wszystko jest piękne, bo są słabsze momenty i sam materiał jest zbyt długi. Skrócić album o kilkanaście minut i juz byłoby lepiej.

Do grona ciekawych kawałków na pewno zaliczę tytułowy "Gods of Debauchery", który ma coś z z Epica, ale też sporo elementów z death metalu. Imponuje szybkość i agresja w "The cursed muse", który oddaje w pełni styl Seven Spires i pokazuje potencjał tej grupy. Głos Adrienne jest po prostu niesamowity. Z kolei takie utwory jak "Dare to live" budują ciekawy tajemniczy, nawet nieco filmowy klimat. Dużo symfonicznych rozwiązań znajdziemy w "Oceans of time" czy "Dreamchaser". Na płycie jest 16 kawałków i każdy coś innego wnosi. Niestety troszkę tego za dużo i momentami wkrada się nuda.

Troszkę szkoda, bo zmarnowano potencjał. Band miewa ciekawe pomysły, ale nie są w pełni wykorzystane i czasami przesadzają z aranżacjami. Jednak mimo pewnych wad, to wciąż płyta godna uwagi i miewa naprawdę mocne momenty.

Ocena : 6/10
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz