środa, 20 listopada 2013

CHASTAIN - Surrender To No One (2013)

Największą tegoroczną niespodzianką wciąż pozostaje powrót amerykańskiego Chastain. W latach 80 ten zespół wydał sporo interesujących albumów, które dzisiaj można śmiało nazwać kultowymi. Zespół jednak w latach 90 przeszedł spore zmiany i właściwie w zespole został lider David T. Chastain i tak sytuacja wyglądała do 2004 roku, potem zespół popadł w nie pamięć. Taka sytuacja wyglądała do tego roku, kiedy świat obiegła informacja, że Chastain wraca i z składem bliższym z lat 80, bo oprócz gitarzysty Davida, wrócił basista Mike Shimmerhorn no i wokalista Leather Leone, która przyniosła zespołowi największy rozgłos i przyczyniła się do jego kultowego statusu. Zespół powraca nie tylko z bardziej klasycznym składem, ale też z nowym albumem zatytułowanym „Surrender To No One”.

Amerykańska scena w tym roku naprawdę przeżywa drugą młodość i wiele znanych formacji w tym roku powraca z nowym albumem. Powracają kapele które w latach odnosiły sukces i błyszczały pomysłowością i niezwykłą siłą przebicia. Liczyłem po cichu, że z takim składem, że mając na wokalu Leather Leone uda się Chastain nawiązać trochę do pierwszych płyt. Niestety nadzieja jest matką głupich i otrzymałem płytę inną niż się spodziewałem. Przebojowość, dynamikę, lekkość zastąpiła toporność, brud i ciężar. David T Chastain w latach 80 wygrywał sporo ciekawych melodii, nie szczędził swoich popisów gitarowych i ocierał się nawet często o shredowe granie. Na nowym albumie bardzo tego brakuje i przez to nowy album brzmi tak dość nie typowo. Jednak mimo tych zmian udało się nagrać album bardzo amerykański. Jest ciężar, ocieranie się o cięższe partie gitarowe, jest agresywny wokal Leather Leone i solidne partie gitarowe. Sekcja rytmiczna momentami jest nieco ospała, ale jest ten ciężar i mocne uderzenie, co jest jak najbardziej na plus. Najbardziej daje się we znaki brak ciekawych melodii i przebojów, które by zapadały w pamięci. Kompozycje może i urozmaicone, ale mimo tego album potrafi nudzić brakiem zaskoczenia i elementami, który by przyciągały uwagę. Ot co solidne granie, które ni to grzeje ni to ziębi. „Stand and Fight” to solidny otwieracz, ale od razu też sygnalizuje że grania z lat 80 nie ma. Stonowane tempo, średnich lotów riff i brak ciekawego refrenu. Aczkolwiek udana melodia i amerykański charakter ratuje kompozycje. „Call Of The Wild” przypomina mi bardziej tegoroczny Metal Church niż stary poczciwy Chastain. Żywsze tempo jest w „Freedom Within” jednak i tutaj czegoś brakuje. Ciekawszych popisów Davida? Ciekawszej melodii? Na pewno utwór nie jest zły, ale Leather leone pokazuje, że wciąż ma charyzmę i zadziorność w swoim głosie. Mimo upływu lat wciąż brzmi znakomicie. Dobrym utworem jest tutaj również rytmiczny „Rise Up”. Echa lat 80 słychać w mroczniejszym „Evil awaits Us”. Cięższy „Surrender To No One” też ma w sobie coś intrygującego i zwłaszcza mroczny klimat może się podobać. Reszta utworów mniej atrakcyjna i w podobnym tonie utrzymana.

Od ostatniego albumu Chastain minęło 10 lat, od ostatniego wydawnictwa z Leather Leone 23 lata, więc nowy krążek jest ważnym wydarzeniem roku 2013. Kapela powróciła z nowy albumem, ale nie udało się nawiązać do starego stylu, do kultowych płyt z lat 80. David nie gra tak jak kiedyś, nie stawia na pomysłowość i lekkość, woli ciężar i mrok. Za mało dynamiki i przebojowości, za to za dużo topornych kompozycji. W tym wszystkim najlepiej wypada Leather Leone. „Surrender To No One” zachował przynajmniej amerykański charakter co może się podobać. Płytę raczej zaliczam do tegorocznych rozczarowań.


Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz