Jak odnaleźć swoje miejsce na scenie
metalowej w obecnych czasach, w których pojawia się pełno
kapel grających podobnie? Jak zdobyć serce słuchaczy, którzy
już właściwie sporo słyszeli? Albo przekonać tych wszystkich
wybrednych słuchaczy mających gdzieś średnie granie? Dobre
pytanie. Amerykański zespół o nazwie Borrowed Time
najwidoczniej znalazł idealne rozwiązanie. Wystarczy stworzyć
muzykę wzorowaną na starych kapelach z lat 80, zawrzeć w swoim
stylu troszkę patentów z twórczości Black Sabbath,
Manilla Road, czy Iron Maiden i już ma się zagwarantowane
zainteresowanie ze strony słuchaczy. Debiutancki album „Borrowed
Time” miał swoją premierę 25 października i jest to pozycja
obowiązkowa dla fanów heavy metalu przesiąkniętego NWOBHM
czy latami 80.
Cały materiał zawarty
na debiutanckiej płycie jest przejrzysty i poukładany, a to nie
zawsze się udaję przy nagrywaniu pierwszej płyty. Choć kapela
jest stażem bardzo młoda, to wie jak skomponować kompozycje godne
uwagi. Choć słychać inspiracje latami 80 i kapelami z tamtego
okresu, to jednak Borrowed Time próbuje stworzyć coś
własnego. Może nie ma tutaj oryginalności, ale nie ma też prób
stania się drugim Iron Maiden czy Manilla Road. Muzycy wiedzą co
chcą grać i w jaki sposób, a to słychać już od pierwszych
minut. Otwieracz „Wallow in the Mire” przesiąknięty
jest NWOBHM, Iron Maiden, ale nie tylko. Ktoś powie po co tworzyć
takie kolosy? A choćby po to żeby posłuchać popisów
gitarowych Matta Prestona, który bez większych problemów
potrafi wygrać ciekawe melodie i stworzyć nie powtarzalny klimat.
Odgrywa on tutaj kluczową rolę, zresztą podobnie jak wokalista J
Priest, który śpiewa technicznie, ale z charyzmą. Pasuje on
do heavy metalowego grania, ale też również do mocniejszego
grania z pogranicza power/thrash metal jak to ma miejsce „A
Titan's Chain”. Brzmieniowo tutaj udało się odtworzyć
okres lat 80 i to brytyjskie brzmienie daje tutaj osobie znać. To co
gra Borrowed Time może się podobać od strony stylistycznej, no bo
jak się tutaj oprzeć muzyce z pogranicza heavy metalu
przesiąkniętego latami 80? Wszystko opiera się na urozmaiconej
sekcji rytmicznej, niesamowitym, klimatycznie głosie J. Priesta i
popisach gitarowych Matta. Ten ostatni pozwala sobie na
instrumentalne kawałki jak „Dark hearted” czy
„Transcendental Knavery” w których eksponuje
swoje umiejętności i talent, który z pewnością posiada.
Aby taki album miał siłę przebicia na rynku muzycznym musi
posiadać przynajmniej kilka przebojów, które pozwolą
zapaść w pamięci słuchaczy. W tej kwestii Borrowed Time też
sobie dobrze poradził i wystarczy posłuchać melodyjnego
„Libertine” czy bardziej stonowanego
„Pygmalion”. Moim faworytem pozostał „The
Thaumaturgist” i to pewnie dlatego że słychać tutaj
wpływy Kinga Diamonda. Borrowed Time to jednak spec od długich,
rozbudowanych kompozycji, w których liczy się zaskoczenie i
epicki charakter. Nie da się ukryć, że taki „Dawn For The
Glory Ride” czy „Of Nymph and Nihil” to
mocne punkty tej płyty i Borrowed Time w pigułce.
Borrowed Time zwrócił
moją uwagę i czuję że nie tylko moją. Takie albumy nie odpuszcza
się, takie wydawnictwa przyciągają rzeszę słuchaczy i zostają
na długo w pamięci. Amerykański zespół dopiero zaczyna
swoją przygodę z muzyką i sporo jeszcze przed nimi. Początek
znakomity i owocuje ciekawą twórczość zespołu, dlatego
będę ich obserwował. A póki co każdemu fanowi heavy metalu
polecam znakomity debiut Borrowed Time. Na pewno nie pożałujecie!
Ocena: 8.5/10
Fanem jestem odkąd usłyszałem demko- lekko łeb świdrujący otwieracz, brzdąkanie na akustyku, cover Manilla Road i miażdżący cios na zakończenie pod nazwą "Sailor on the Seas of Fate!" Cóż za genialny zespół! Polecam też Ghost Tower w którym gra tutejszy gitarzysta, podobne klimaty, wokal.
OdpowiedzUsuń