wtorek, 26 listopada 2013

HELL - Curse And Chapter (2013)

Każdy ma swoją wizję piekła. Wiem że ciężko sobie wyobrazić to miejsce, ciężko wykreować taki obraz w myślach, ale jest coś na tyle intrygującego i mrocznego w piekle, że kapele metalowe nawiązują do niego dość często. Znajdą się nawet kapele o nazwie Hell jak choćby formacja z Wielkiej Brytanii, która została założona w 1982, ale swój debiutancki album wydała w 2011 roku. Jeśli chodzi o Hell to stara się wykreować odpowiedni klimat jaki najlepiej oddawałby wizję piekła i to za pomocą klimatu, brzmienia i samych kompozycji. „Human Remains” był udanym albumem, jednak zespół nie spoczywał nam laurach i w tym roku wydaje nowy album zatytułowany „Curse And Chapter”, który bije poprzednika pod każdym względem.

Kapela przeżyła swoje piekło, żeby w końcu wydać debiutancki album i powrócić do świata żywych po tylu latach, ale trud jaki zadał sobie zespół opłacał się. Pojawił się zespół, który nie tylko zawiera w swojej muzyce patenty charakterystyczne dla NWOBHM, ale też stara się stworzyć swój styl, oddać jak najlepiej wizję piekła. I ta sztuka udaje im się. Nowy album pod tym względem wypada znakomicie. Przede wszystkim mroczne i takie dość ciężkie brzmienie uzupełnia klimat wykreowany za sprawą instrumentów i wokalu Davida Bowera. Ten muzyk w dalszym ciągu jest znaczącym elementem całej machiny Hell. To on nadaje kompozycjom urozmaicenia i mistycznego klimatu.”The Disposer Supreme” jest tym utworem, który obrazuje jaki mroczny klimat panuje na płycie. Jest napięcie i epickość w tym wszystkim i już otwierający „Gehennae Incendiis” daje nam to poczuć. W muzyce Hell można wyłapać inspiracje Mercyful Fate, Venom, Satan czy Portrait, ale Hell tutaj stara się wykreować własny styl, w którym jest coś z NWOBHM, ale też heavy/power metalu, a nawet muzyki progresywnej. Wszystko wymieszane z zachowaniem odpowiednich proporcji. Bardziej progresywny „Darkangel” pokazuje, że zespół odnajduje się w bardziej złożonych kompozycjach. Płyta wypada lepiej do poprzedniej choćby ze względu na przebojowy charakter, który jest piętnowany choćby w takim dynamicznym „End ov Days” czy Acceptowym „Faith Will Fall”. Nawet większa dawka melodyjności nie zaszkodziła muzyce Hell, ba przyczyniła się do jej atrakcyjności. „Land Of the Living Dead” znakomicie nam obrazuje tą cechę. Andy Sneap i Kev Bower dają czadu jeśli chodzi o popisy gitarowe i dzieje się tutaj sporo. Nie brakuje dynamiki, agresji, ani mroku czy melodyjności. „Deathsquad” to mój faworyt, który najlepiej oddaje mój zachwyt nad tym elementem.

Nie trzeba grzeszyć, żeby trafić do piekła, bowiem brytyjski Hell zgotował nam prawdziwe piekło na ziemi, w którym jest mrok, agresja, prawdziwe zło, który przyprawia o dreszcze. Nowy album tej formacji potęguje te uczucia w nas i pokazuje, że można nagrać znakomity album heavy metalowy, który nie trzyma się kurczowo sprawdzonych patentów. Płyta o wiele ciekawsza od debiutu i to wszystko dzięki bardziej przemyślanej zawartości. Miłe zaskoczenie jeśli chodzi o rok 2013.


Ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. Mnie ten album totalnie rozczarował :( Nie odnalazłem tu w ogóle mistycznego klimatu, w ogóle nie ma tu klimatu... ZERO! Te wszystkie chóry jak dla mnie totalnie nie pasują do żadnej kompozycji w której się znalazły, wyskakują w najmniej odpowiednim momencie, wszystko to jakieś takie bez ładu i składu, a wokal to po prostu męka!! Trudno zliczyć momenty w których gość zamyka się choć na chwile, odnoszę wrażenie, że nie daje się wyszaleć gitarom (a powinien bo one ratują to CD), ciagle męczy tym swoim histerycznym śpiewem. Ta płyta mnie po prostu...zdenerwowała :) pod koniec odsłuchu miałem chęć rzucić nią o ścianę. Pozbyłem się jej jednak w bardziej humanitarny sposób i więcej nie chcę słyszeć o HELL... Jak to dziwnie bywa z oceną płyty. Tobie Łukaszu się podoba, Szaman również zachwycony a ja??...brrrr :)

    OdpowiedzUsuń