niedziela, 7 kwietnia 2013

VOLBEAT - Outlaw Gentleman & Shady ladies (2013)

Dania dała światu kilka wielkich zespołów, które zdobyły światową sławę, a mianowicie MERCYFUL FATE, solowy KING DIAMOND, CORNERSTONE, PRETTY MAIDS czy DEMONICA. Jednak King Diamond od 2007 roku nic nowego nie wydał, a tutaj od 2001 roku z dużym sukcesem wdzierał się nowo powstały band na duńskiej ziemi, a mianowicie VOLBEAT, który przez ten cały czas wyrobił swój dość wyjątkowy styl, wyrobił swoją markę i jest to dzień dzisiejszy jeden z najbardziej znanych i lubianych zespołów z tamtego rejonu. 4 albumy studyjne na koncie, masa singli, koncert dvd i koncertowanie z wieloma gwiazdami. Mamy rok 2013 i długo wyczekiwany album „Outlaw Gentleman & Shady Ladies” i czy jest to album na który warto zwrócić uwagę?

Samym zespołem nigdy się nie zachwycałem się i nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem, ale kiedy przypadkiem usłyszałem „Still Counting” to spodobała mi się świeżość w muzyce tej kapeli oraz ich dość wyjątkowy styl muzyczny, który łączył heavy metal z hard rockiem i thrash metalem. W muzyce tej kapeli słychać też inspirację muzyczne z lat 60, co rzuca się kiedy się wsłucha w linie melodyjne kompozycji. Kapela powstała w 2001 r z inicjatywy Michaela Poulsena, który bez wątpienia jest gwiazdą i liderem w VOLBEAT. Ciekawa, wyjątkowa, bardziej rockowa maniera i specyficzny styl śpiewania czynią go wyjątkowym i rozpoznawalnym wokalistą. Pracę nad nowym albumem poprzedziło odejście gitarzysty Thomasa Bredahla, który był w zespole od 2006 roku. Na trasach koncertowych jego miejsce zajął Henk Shermann, czyli człowiek legenda znany z występów MERCYFUL FATE. Jednak na pełen etap został zatrudniony Roba Caggiano, który na początku roku odszedł z innego wielkiego zespołu, a mianowicie ANTHRAX. Tym większe oczekiwania były względem nowego albumu VOLBEAT. Duńska formacja wiedziała jak podgrzać emocje fanów, jak pobudzić wyobraźnię i jak zachęcić słuchaczy do sięgnięcia po nowe wydawnictwo tego zespołu. Postanowiła zaprosić jako gościa do jednego utworu samego Kinga Diamonda, który właśnie cieszy się ze swojego powrotu do metalu po ciężkiej walce z chorobą. King pierwszy raz wystąpił gościnnie co również jest warte odnotowania. Oczekiwania wielkie były względem nowego wydawnictwa i czy je spełnił o to jest pytanie?

Outlaw Gentleman & Shady Ladies” to właściwie kontynuacja tego do czego zespół nas przyzwyczaił, bowiem pojawia się tutaj rock progresywny, heavy metal, thrash metal, czy rock'n roll, jest tutaj ten specyficzny wokal Micheala, jest urozmaicony materiał, jest dopracowane, soczyste, mięsiste, wysoko budżetowe brzmienie, jest bawienie się akustycznymi patentami. Oczywiście jest urozmaicenie, jest dobrze wyważony materiał, jest masa chwytliwych i zapadających w głowie riffów czy melodie, ale przecież Rob w tym aspekcie świetnie sobie radził w ANTHRAX, zwłaszcza na ich ostatnim albumie, aczkolwiek tutaj pokazuje wszechstronność i niezwykłą biegłość w przechodzeniu między różnymi stylami i charakteryzacją. Dostarcza on kawał porządnej jazdy gitarowej, która cechuje się zadziornością, lekkością i melodyjnością. Kto kochał poprzednie albumu, ten z pewnością przekona się do tego wydawnictwa, ale atut tego nowego krążka jest taki, że może zarazić słuchaczy nie mających wcześniej styczności z tym zespołem. Mają w sobie to coś, mają ciekawe pomysły i grają dość oryginalny heavy metal z elementami hard rocka. Okładka, brzmienie, aranżacje, konstruowanie utworów wszystko zostało po staremu, jedynie zmiana gitarzysty i ciekawy gość w postaci Kinga Diamonda.

Nie mogło zabraknąć klimatycznego intra, które nasuwa oczywiście klimaty westernu tudzież muzyki country, co dowodzi jak zespół lubi mieszać, jak lubi urozmaicać swoją muzykę. „Pearl Heart” to utwór, który podkreśla, to że zespół nie ma zamiaru grać czegoś innego niż do tej pory. Jest to miks heavy metalu i hard rocka i to całkiem udany. Lekkość, rytmiczność jest tutaj prawdziwym atutem, który czyni utwór rasowym przebojem. Brak ognia, brak dynamiki? Poniekąd tak, ale w tej stylistyce bardziej rockowej zespół też spełnia się, co nie raz już pokazał. Więcej drapieżności, więcej dynamiki zespół więcej zaprezentował w „The Nameless One”, gdzie można znaleźć wpływy ANTHRAX. Pytacie się gdzie ten heavy metal, gdzie ten ostry thrash metal? A ja odpowiadam w „Deat But Rising”, w dynamicznym, ostrym „Doc Holliday” , w rozpędzonym i bez wątpienia najszybszym na albumie „Black Bart”. Fani chwytliwych melodii i zapadającego motywu czy refrenu też powinni być zadowoleni z „Cape of Out Hero” . Mocny riff, mocna perkusja są mocnym atutem heavy metalowego „The hangmans Body Count”. Zespół potrafi stworzyć ciekawe hard rockowe kawałki, z takim niezłym feelingiem i świetnie to obrazuje „My Body”, przebojowy „Lola Montez” czy „The Sinenr is You”, które mogłyby spokojnie być emitowane w jakiejś komercyjnej stacji radiowej. Z całej płyty mam dwa kawałki, które stały mi się dość bliskie sercu. Pierwszym jest dość komercyjny „The Lonesome Rider”, który przypomina „Still Counting”, czyli znów taki rock;n rollowy kawałek z gościnnym udziałem Sary Blackwood. Drugim utworem jest oczywiście mroczny, heavy metalowy i przyprawiający o dreszcze „Room 24” z gościnnym udziałem Kinga Diamonda, który wypada naprawdę znakomicie. Śpiewa znacznie lepiej niż na ostatnich swoich solowych albumach.

Warto było czekać 3 lata na nowy album duńskiej formacji, która rośnie w siłę i szybko wyrobiła sobie markę, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych kapel z tamtego rejonu. Nowy album mimo zmiany gitarzysty w pełni kontynuuje styl poprzednich wydawnictw, kładąc nacisk na przebojowość i hard rockowy feeling. Oczywiście jest i miejsce na metal i nie brakuje tutaj prawdziwych, ognistych utworów. Znakomita mieszanka heavy,thrash metalu i hard rocka, z ciekawymi aranżacjami, z pomysłowymi kompozycjami. VOLBEAT wciąż zachwyca świeżością, ciekawym stylem i graniem na wysokim poziomie. Czy tylko mi dzięki tej płycie wzrósł apetyt na nowe wydawnictwo Kinga? Tak czy siak gorąco polecam nowy album VOLBEAT!

Ocena: 8/10

4 komentarze:

  1. "Dania dała światu dwa znane i wielkie zespoły, które zdobyły światową sławę, a mianowicie MERCYFUL FATE, solowy KING DIAMOND, CORNERSTONE czy DEMONICA." - To w końcu dwa czy cztery? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy okazji zapraszam jeszcze do przeczytania mojej recenzji, niestety mniej entuzjastycznej: http://pablosreviews.blogspot.com/2013/04/volbeat-outlaw-gentlemen-shady-ladies.html

      Usuń
    2. No myslałem poczatkowo o mercyful i king dla tego zostało dwa, a potem dopisała kilka i zapomniałem to przerobić:P

      Usuń
  2. Jeszcze Pretty Maids

    OdpowiedzUsuń