niedziela, 14 kwietnia 2013

SODOM - Epitome of Torture (2013)

14 albumów studyjnych, 4 albumy koncertowe, 4 komplikacje i 32 lata działalności. Takimi dumnymi statystykami może się pochwalić niemiecka kapela thrash metalowa, która działa do dziś, nieustannie od roku 1981. Kapela ta od lat nagrywała solidne albumy, wypracowała sobie styl nie do podrobienia, który pozwolił zespołowi awansować do największej trójki niemieckiego thrash metalu. Ta kapela właśnie cieszy się wydaniem nowego albumu, który potwierdza ich wielkość i fakt, że zawsze nagrywali bardzo dobre albumu. O jakim zespole mowa? Oczywiście o SODOM, który w tym roku z wielką dumą prezentuje „Epitome of Torture”.

Ostatni album tej formacji ukazał się w 2010 roku i był to „In War And Pieces” i kto pamięta tamten album, jego dopracowanie, agresywność, melodyjność, dopracowanie ten z pewnością przekona się bez większych oporów do „Epitome of Torture”, który jest swoistą kontynuacją. W dalszym ciągu mamy wysokobudżetowe brzmienie, które podkreśla soczystość perkusji, czy też ostrość partii gitarowych. Ponownie można uświadczyć dopracowanie materiału i wysoką formę muzyków. Mimo swoich lat lider grupy, czyli basista i wokalista Tom Angelripper śpiewa wciąż agresywnie, bez kompromisowo i w swoim stylu, a pomysły na utwory mu się jeszcze nie skończyły, co zresztą na albumie to słychać bardzo dobitnie. Gitarzysta Barnemann w zespole jest od 1997 roku i się już dawno wpisał w konwencję zespołu i to on nadaję zespołowi tej ostrości, tych mocnych, prawdziwie thrash metalowych solówek, motywów. Pod tym względem SODOM niszczy konkurencję, bo partie gitarowe są pełne agresji, brutalności, ale mają też aspekt melodyjny, ba nawet przebojowy. Nie jest to też takie melodyjne jak to ostatnio miał okazje pokazać KREATOR. SODOM brzmi dalej jak stary SODOM tak więc starzy fani nie będą marudzić, a i ci którzy nie mieli z nimi do czynienia mogą się przekonać, bo nowy album ma cechy, które sprawiają ze jest dobry albumem, żeby zacząć też przygodę z tym zespołem, ale czy jest możliwe, żeby ktoś ich nie znał? Wątpię. Wracając do muzyków, nie można zapomnieć o perkusiście Makka, który jak zwykle wyczynia cuda i sprawia, że materiał jest szybki, energiczny, po prostu mocny. Norma utrzymana, ale przecież ten zespół już do tego nas przyzwyczaił.

To, że mamy do czynienia z SODOM już daje nam znać bez zagłębiania się w zawartość okładka, czy też logo. Pod tym względem widać gołym okiem, że to wielki SODOM w swojej całej okazałości. Jednak co przesądza o potędze nowego albumu, to nie detale, okładka, czy naprawdę z górnej półki brzmienie, lecz właśnie przemyślana i znakomita zawartość, która odzwierciedla brutalność czy też agresję, z której zawsze słynął SODOM. Co ciekawe nie brakuje w tym wszystkim melodyjności, chwytliwości, czy przebojowości. Nie ma tutaj też mowy o graniu na jedno kopyto, a zespołowi mimo graniu agresywnie udało się wykreować zróżnicowany materiał, który zapada w pamięci. Zaczyna się spokojnie, klimatycznie i „My Final Bullet” prezentuje też heavy metalowe oblicze zespołu, które tutaj się objawi w paru momentach. Sam utwór dość dynamiczny, agresywny, czyli to co fani SODOM lubią najbardziej. Tutaj też można się przekonać, że na tym albumie pojawia się przebojowość czy też melodyjność co słychać po tym otwieraczu. Te cechy związane z przebojowością wyraźnie dają o sobie znać w energicznym „S.O.D.O.M.”, który jest prawdziwym killerem i moim kawałkiem z całej płyty. Cały album promował „Epitome Of Torture” czyli można rzec kawałek, który znakomicie podkreśla co to jest niemiecki thrash metal z owymi kwadratowymi melodiami i lekką dozą toporności. Regułą szybko i do przodu zespół posłużył się w dynamicznym „Stigmatized” czy też w melodyjnym „Shoot Today Kill Tommorow”. Więcej heavy metalu słychać w dość ciężkim „Cannibal” i jest to może nieco słabsze ogniowo tego krążka, ale to wciąż solidne granie. Jeśli chodzi o takie heavy metalowe wcielenie to dobrze one wypada w takich utworach jak „Into The Skies of war” czy też zamykający „Tracing The Victim”. Do grona szybkich killerów śmiało można zaliczyć melodyjny „Katjuscha” czy też „Invoke The Demons” , który podkreśla znakomicie, że mimo heavy metalowych zalotów jest to wciąż thrash metalowy SODOM.

Nie jest to może klasyka na miarę „Agent orange” ale ten najbardziej wyczekiwany album thrash metalowy nie zawiódł i jest to jeden z najlepszych albumów thrash metalowych roku 2013. Wysoka forma SODOM utrzymana, co podkreśla że ta marka nigdy nie zawodzi i nie bez podstaw należy ten zespół do wielkiej trójki niemieckiego thrash metalu. Gorąco polecam!

Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. Mistrzostwo!!! druga najbardziej metalowa płyta tego roku Attacker i Sodom rządzą AVE \m/.

    OdpowiedzUsuń