środa, 25 marca 2015

NIGHTWISH - Endless Forms Most beautiful (2015)

Nie ma już Tarji w Nightwish, które wyniosła ten zespół na wyżyny. Nie ma już też Anette Olzon, który popowy wokal jakoś wpasował się na ostatnim albumie. Teraz nastała era Floor Jensen, która znana jest choćby z After Forever, Revamp czy Star One. Z pewnością jest to charyzmatyczna wokalistka, która jest bardziej uzdolniona niż Anette i z pewnością jej bliżej do Tarji. Mnie osobiście ucieszyła informacja, że to Floor obejmie rolę wokalistki Nightwish. Pojawiła się nadzieja, że nadchodzący album „Endless Forms Most Beautiful” będzie bardziej w starym stylu, że będzie bardziej metalowy. Po części udało się spełnić owe pokładane nadzieje, ale czy rzeczywiście jest to ten Nightwish za którym tak wielu tęskni.

Z pewnością ten album nie jest czymś nowym i właściwie można mówić o rozwinięciu pomysłów z poprzedniego krążka. Znów mamy koncepcyjny album, który został zainspirowany pracami Darwina i zabiera nas do krainy nauki i świata natury. Filmowy charakter materiału tylko to podkreśla jednocześnie epickość, rozmach albumu i klimat zaczerpnięty z poprzedniego wydawnictwa. Zespół znów postawił na efekty i bogate aranżacje, czyli mamy właściwie powtórkę z rozrywki. W sumie to jest nawet na miejscu, bo Nightwish to jeden z najważniejszych zespołów grających symfoniczny metal. Szkoda tylko, że zespół gdzieś traci na swojej agresji i traci heavy metalowy pazur. Na szczęście i tak „Endless Forms Most Beautiful” ma w sobie więcej energii i heavy metalu niż ostatnie dwa albumy. Słuchając nowego krążka, można poczuć się jakby zespół próbował nawiązać do „Once” i w sumie wyszło to nie najgorzej. Z pewnością nie brakuje utworów, które robią wrażenie. Najlepiej wypadają te utrzymane w starym, heavy metalowym stylu. Tu trzeba wyróżnić energiczny „Shudder before the Beautiful”, który przypomina do bólu „Storytime”, czy mocniejszy, agresywniejszy „Weak Fantasy”. To bardzo dobry początek płyty. Co ciekawe gitarzysta Empuu jakoś mało z siebie daje i właściwie za dużo go nie słychać. Więcej tutaj już robi nowy perkusista w postaci Kaia Hanto czy lider grupy Tuomas. Album słusznie promował „Elan”, bo w końcu to typowy singlowy kawałek. Prosty, chwytliwy i ma coś z „Nemo” czy „I want tears my back”. Kawałek jest spokojny, klimatyczny i przede wszystkim porywa swoim chwytliwym charakterem. Nie jest to ich najlepszy kawałek, ale z pewnością wstydu im nie przynosi. Podoba mi się znów wykorzystanie folkowych patentów i stworzenie ciekawej melodii. Jednym z najlepszych utworów na płycie jest również energiczny „Yours is an empty Hope”. Jest w końcu heavy/power metal, mocniejszy riff i pewniejszy wokal Floor, który wspiera Marco. Pierwszym zgrzytem jest na płycie balladowy „Our Decades in the Sun”, który niczego nie wnosi do całości. „My Walden” to kawałek podobny stylistycznie do singlowego „Elan” , z tą różnicą że jest bardziej zadziorny i ma w sobie więcej energii. Mocnym akcentem na płycie jest też tytułowy kawałek, który jest znów mieszanką „Once” i „Imaginaerum”. Bardzo dobra mieszanka i miło znów usłyszeć nieco mocniejsze granie w wykonaniu Nightwish, bo tego brakowało ostatnio. W podobnej tonacji jest utrzymany przebojowy „Alpenglow”, który również zabiera nas do starego dobrego Nightwish i tutaj Floor też stara się śpiewać agresywniej. Miłym dodatkiem są partie fletowe. Całość niezwykle długi, epicki kolos w postaci 20 minutowego „The Greatest show on earth”. Za dużo patosu, za dużo przepychu i filmowego charakteru sprawiają, że utwór momentami przynudza.


Każdy z nas liczył na wielkie wydarzenie i na wielki powrót Nightwish do korzeni. To udało się tylko w połowie i zespół jakby tylko trochę nawiązał do czasów „Once” co już nie lada sukcesem. Przede wszystkim „Endless forms most beautiful” to płyta energiczna, ma kopa, ale to wciąż album będący kontynuacją stylu wypracowanego na „Imaginaerum”, z tym że Floor jest lepszą wokalistką. Szkoda tylko, że nie pokazała swojego prawdziwego charakteru i tej swojej mocy z której słynie. Co by nie napisać, to trzeba oddać że jest to solidny album i jest kilka ciekawych momentów, które sprawią że łezka w oku się zakręci. Warto posłuchać, jak Nightwish prezentuje się z nową wokalistką.

Ocena: 7/10

4 komentarze:

  1. Możesz wyjaśnić niby czemu 9/10 ? bo mi się też album podoba, ale to nie oznacza że zasługuje na tak wysoką notę :P stwierdzam, że takie komentarze typu"podoba mi się 9/10" nie wiele wnoszą :p Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A cóż więcej mam napisać?;) nie mam wprawy w pisaniu muzycznych recenzji;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie każę Ci pisać recenzji tylko opinię:P, ale popartą argumentami :D

    OdpowiedzUsuń