sobota, 15 września 2012

FLYING SKULL - Darkness (1992)

Szukanie starych albumów z kręgu heavy/power metalu z lat 80/90 jakieś kilka minut, co zależy od tego, czy szukamy czegoś konkretnego, czy na wyczucie. Pobranie danego albumu kolejne kilkanaście minut. Nagranie na płytę kolejne kilkanaście minut i plus kilka godzin na zapoznanie się z danym wydawnictwem. Euforia z tego że wynalazło się rzadki zespół, który nagrał znakomity album o którym mało kto wie- bezcenne. Kto lubi STORMWITCH, GRAVESTONE,ACCEPT, TRANCE, HELLOWEEN, kto ma bzika na punkcie niemieckiej sceny heavy metalowej lat 80/90 ten śmiało może rozpocząć poszukiwania FLYING SKULL. Jest to kapela która została założona w roku 1985 i na swoim koncie ma tylko dwa albumy. W 1992 r ukazał się debiutancki album „Darkness” i co by nie napisać jest to kawał porządnego niemieckiego metalu z elementami power metalu. Może pojawiają się patenty i znajome dla słuchacza, może i gdzieś były takie rozegrania, to jednak muszę przyznać, że FLYING SKULL ma swój własny styl, który przejawia się w znakomitym wokalu Achim Nohl, który nie jest rasowym topornym śpiewakiem, który przytłacza materiał, oj nie. Tutaj kłania się specyficzna charyzma pokroju Kaia Hansena i nie jest może technicznie nie wiadomo jakim wokalistą, ale styl śpiewania, emocje, czystość, klimat i włożone w to serce sprawiają, że jest to mocny punkt stylu FLYING SKULL, na który składają się: surowe, ale i ostre brzmienie, dudniąca i pędząca do przodu sekcja rytmiczna, która nasuwa takie kapele jak ACCEPT, czy też HELLOWEEN, energiczne partie gitarowe znakomitego duetu Uschwa/Seager z których litrami wylewa się melodyjność, rytmiczny wydźwięk, a wszystko rozegrane z lekkością, radością do muzyki i nie ma nic na siłę. W skrócie FLYING SKULL to mieszanka melodyjności, epickości z finezyjnymi gitarami.

Co kryje się za pod ta mroczną, klimatyczną okładką, od której nie można oderwać wzroku? Dynamiczny, urozmaicony, napchany przebojami materiał, który trwa 40 minut. Nawiązanie do Stephena Kinga i „Tommyknockers” w kawałku o podobnym tytule to znakomite otwarcie płyty. Utwór dysponuje ciekawym klimatem a stylistycznie mamy udaną mieszankę heavy metalu, hard rocka i NWOBHM. Średnio tempo z chwytliwą melodią i zapadającym refrenem czyni ten utwór pierwszym rasowym przebojem. „Nightwalk” to już inna para kaloszy. Tutaj pojawia się szybsza sekcja rytmiczna, ostrzejszy riff, mocniejsze granie nawiązujące stylistycznie do speed/power metalu i to z jakim skutkiem. Co ciekawe mimo owej szybkości, ostrzejszego wydźwięku dalej można mówić o przebojowym charakterze. Klimat i motyw przypominający muzykę z horroru „Coś” słychać w klimatycznym, rozbudowanym „Lonesome Child” z wyraźnymi wpływami brytyjskiego rocka i z dobrze wpasowanymi elementami balladowymi i power metalowym rozpędzeniem kiedy jest to potrzebne. Trzeba przyznać, że zespół znakomicie sobie radzi z dłuższymi kompozycjami, gdzie trzeba wykazać się pomysłowością, żeby nie zanudzić słuchacza, gdzie trzeba pokazać talent aranżacyjny, gdzie trzeba urozmaicać motywy, nie tracąc przy tym na epickim klimacie. Takie kompozycje, jak rytmiczny, z hard rockowym zacięciem i epickim klimatem „Annie” , czy też mroczny i urozmaicony „The Unknown Day” zasługują na osobny tekst i sławę po wszech czasy. W podobnej stylistyce utrzymany jest epicki „Darkness” z średnim tempem i motywem wzorowanym na dokonaniach MANOWAR. Rasowym szybkim, dynamicznym utworem o wyraźnych wpływach speed/power metalu jest przebojowy „Hawkeye”, zaś „Child Of Ice” to heavy metalowy niszczyciel nawiązujący do największych tuz metalu nie tylko z Niemiec, aczkolwiek pierwsze skojarzenie to ACCEPT.

Szokujące jest to że ta kapela nagrała tylko dwa albumy, szokujące jest że debiutancki nie odniósł większego sukcesu, bo jest to czysta perfekcja. No ale cóż tak jest czasami, że kapele z dużym potencjałem przepadło w gąszczu bardziej komercyjnych rzeczy. „Darkness” to album, który owszem ma elementy charakterystyczne dla niemieckiej sceny, ale nie jest to też rasowy niemiecki krążek. Nie ma toporności i kwadratowych melodii, w zamian jest sporo brytyjskiego wydźwięku. Można się zachwycać tym co wyprawiają muzycy, brzmieniem, przebojami, melodiami i energicznymi pojedynkami na solówki. Dynamit! Gorąco polecam i mam nadzieję, że wzrośnie zainteresowaniem tym albumem jak i zespołem.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz