wtorek, 4 września 2012

EMERALD - Unleashed (2012)

Czy tylko ja mam wrażenie, że żyje w świecie wtórności, gdzie ciężko o własne pomysły? Owa zaraza dotyka zarówno kinematografii i muzyki. Przeróbki, tworzenie na czymś sprawdzonym, kopiowanie i granie czegoś co już kiedyś grał. Tak dzisiaj właściwie przedstawia się świat muzyki i ciężko o coś naprawdę genialnego. Oczywiście są takie albumy, gdzie mino wtórności jest na czym zawiesić ucho, gdzie muzyka ociera się o geniusz, jednak jest też sporo mielizn i średnich kapel, które mimo swoich lat, dużej ilości płyt nie przekonują. Tak też jest z szwajcarskim EMERALD, który został założony w roku 1995 i jeśli ktoś chce przeczytać całą historię zespołu to odsyłam do oficjalnych stron zespołu. Ważne jest to, że obecnie zespół wydał nowy, już 6 album w swojej karierze, czyli „Unleashed”. Czy ten album zmienia coś w ich twórczości? Czy zmienia poziom granej muzyki? Niestety nie. W dalszym ciągu jest to solidny, czasami tylko przeciętny melodyjny power metal. Ciężko o coś dobrego z tego gatunku i dużo jest takich płyta jak ta. Dynamiczna, energiczna, miła w słuchaniu, lecz bez większego szału bo to przecież wszystko już było. Do czego można porównać ich granie? Do IRON FIRE, STEEL ATTACK, troszkę do EDGUY. Sam zespół nie stroni od wpływów IRON MAIDEN, JUDAS PRIEST co słychać zwłaszcza w wokalu Thomasa Winklera, który łączy manierę Dickinsona i Halforda i jest to bez wątpienia jeden z mocniejszych atutów zespołu. Jak słychać nowy nabytek zespołu, dał zespołowi nieco świeżości, stając się jego atutem. Ponadto zespół też inspirował się takimi kapelami jak JAG PANZER, czy też CRIMSON GLORY. Zespół może gra wtórnie, może nie powala oryginalnością, może nie nagrał też nie wiadomo jak mocnego dzieła, lecz dobre brzmienie, który podkreśla zadziorność albumu, a także solidny, trzymający dobry poziom materiał, który potrafi zauroczyć ową melodyjnością kompozycji, czy też przebojami które tutaj się pojawiają.

Wpływy IRON MAIDEN dają o sobie znać w początkowej fazie “Face of Evil” . Co od razu przykuwa uwagę to dobrze rozegrane partie gitarowe i muszę przyznać, że duet Werro/Vaucher spisuje się całkiem dobrze. Jest mocny, zadziorny riff, nie brakuje tez energicznych solówek, a więc można rzec, że zespół standard spełnia. Z kolei “F.T.M.” mimo swojego nieco ciężkiego charakteru, cechuje się niezwykłą rytmicznością i dynamiką. Kolejny utwór który błyszczy pod względem melodyjności i chwytliwości w sferze refrenu i właściwie pierwszy gdzie można poczuć urozmaicenie sekcji rytmicznej. Do power metalowych petard, które stanowią podstawę owego albumu należy również dynamiczny „Eye of the Serpent” z niesamowitym popisem wokalnym Winklera i te wpływy NWOBHM świetnie się wpisują w power metalową konwencję. Materiał jest w miarę równy i śmiało można mówić o zróżnicowaniu. Już pierwszym takowym urozmaiceniem jest tutaj ballada “A Past Never Born” gdzie słychać klimat BLIND GUARDIAN i GRAVE DIGGER, do tych ostatnich Winkler wokalnie próbuje nawiązać i wychodzi mu to nadzwyczaj dobrze. Folkowe zacięcie, fajny, tajemniczy klimat, melodyjny motyw i sporo nawiązań do takiego EDGUY to cechy „Harleking”. Z kolei „Blessed” stawia na rycerski metal, na bojowy, nieco epicki wydźwięk i gdzieś się przewija IRON MAIDEN, czy też MANOWAR. „Ancient Mystery” ma pewny cechy komercyjnego grania i sporo rockowego zacięcia i jest to wg mnie najsłabszy utwór na płycie. Wszystko zamyka najdłuższy na albumie „Wrath of God”, gdzie zespół daje upust nieco progresywnemu zacięciu.

Płyta, która prezentuje muzykę na dobrym poziomie o rzemieślniczym charakterze. EMERALD nagrał solidny krążek, który spełnia podstawowe kryterium słuchalnego albumu z kręgu power metalu. Są melodie, jest dynamika, są energiczne partie gitarowe, mocny i podniosły wokal, który napędza to wszystko. Są i przeboje i jest zróżnicowany materiał, więc nie ma co narzekać, tylko brać i słuchać, bo jest kilka dobrych momentów. Album jakich pełno, album wtórny ale miły dla ucha.

Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz