Ci którzy znają i wielbią
METAL CHURCH również znają jak własną kieszeń amerykański
zespół o nazwie HERETIC, który przez długi
czas był postrzegany jako zespół jednego znakomitego albumu
„Breaking Point” z roku 1988. Była to znakomita mieszanka
speed/power metalu z elementami heavy i thrash metalu. Można rzec
klasyka z lat 80 i cały czas gdzieś tam rozmyślało się jaki
byłby drugi album. Celowo użyłem czasu przeszłego, bo taki stan,
z jedną wydaną płytą to już przeszłość. To co było nie
możliwe właściwie stało się możliwe. Kapela po 23 latach
reaktywowała się i wydała właśnie w tym roku swój drugi
album „A Time Of Crisis”. Zanim skupimy się na samym
albumie warto wspomnieć w kilku słowach o historii zespołu.
HERETIC to zespół, który został powołany do życia w
1985 roku za sprawą gitarzysty i lidera grupy Briana Korbana. Wraz z
pierwszym wokalistą Julianem Mendezem nagrali w 1986 mini album,
potem jego miejsce zajął znany wszystkim fanatykom power/thrash
metalu Mike Howe, z którym nagrano właśnie „Breaking
Point”, który został bardzo szybko zapisany w historii
metalu jako znakomity przykład power/thrash metalu i do dziś ów
album spore grono wielbicieli. Po wydaniu tego albumu HERETIC zaczął
się sypać. Mike przeszedł do METAL CHURCH jako zamiennik Davida
Wayne'a, który z pozostałymi muzykami HERETIC założył
zespół o nazwie REVEREND i tak się zakończył HERETIC.
Jednak po latach zespół po wrócił w nowym składzie,
gdzie pozostali Korban oraz pierwszy wokalista zespołu Julian
Mendez. Reszta muzyków to inni ludzie, ale też nie są to
amatorzy. Muzycy mogą się pochwalić występ w takich kapelach jak
VENGEANCE czy HIRAX. Można rzec, że umiejętności muzyków
nie da się podważyć, bo grają na wysokim poziomie. Tylko mimo
ostrej, ciężkiej gry Korbana z Glenem Rogersem, gdzie słychać
sporo thrash metalu, ale też speed/power metalu. W owych partiach
dominuje ciężar, mrok i toporność. Pod tym względem drugi album
ustępuje sporo debiutowi, który był przepełniony ciekawymi
melodiami, atrakcyjnymi dla ucha motywami, tutaj tego nie ma i
właściwie materiał jest nieco ciężko strawny. Kolejnym aspektem,
który nie da się pominąć kontrastując nowy album z
debiutem, to oczywiście wokalista Julian, który może nasuwa
takiego wokalistę jak Ronny Monroue który występował w
METAL CHURCH i manierę ma taką nadającą się do twórczości
METAL CHURCH. Jest to solidny, mocny, zadziorny wokal, lecz dla mnie
o wiele gorszy niż Mike Howe. Mike miał ciekawy styl śpiewania,
lekkość, niezwykłą technikę. A ten typ wokalu sprawia że album
staje się jeszcze mniej strawny. Jest mocne, ciężkie i takie
wysokiej klasy brzmienie, lecz to nie ono odgrywa istotną rolę,
lecz materiał, a ten nie jest taki genialny jak ten z debiutu.
Dobrzy muzycy w tym przypadku nieco
przyczynili się do ochrony przed totalną klęską. Bo mimo że
materiał nie porywa, nie oferuje jakiś ciekawych melodii, to jednak
jest to solidny materiał, utrzymany w stylistyce power/thrash metal.
Album jest nie tylko solidny ale i nawet zróżnicowany.
Pojawiają się kompozycje jak „Tomorrow's Plague” gdzie
jest dynamit, agresja i nawet ciekawa i zapadająca w pamięci
melodia. Power/thrash metal w bardzo atrakcyjnej formie i ten utwór
jest jednym z najlepszych na płycie. Właściwie kompozycje które
są utrzymane w konwencji power/thrash metalowej, takie jak
dynamiczny „A time Of Crisis” , ostry „Raise Your
Fist”, przebojowy „Heretic”,
czy też melodyjny „Child Of War”
stanowią trzon tego album i to jest jak dla mnie najmocniejszy atut
tego wydawnictwa, a mianowicie szybkie, dynamiczne kompozycje, które
są zbudowane w oparciu o mocny, zadziorny riff, energiczne solówki.
Gdyby tak śpiewał Mike to byłoby to plus 100 do atrakcyjności i
przyswajalności owego materiału. „Betrayed” czy
ponury „Remains”
który jest utrzymany w stylu HEAVEN & HELL dowodzą że
zespołowi nie wszystko do końca wychodzi. Ponury klimat, ostry,
toporny riff nie sprzyja łatwemu odbiorowi. Jeśli ktoś szuka
ciekawej melodii i pomysłowego rozwiązania, powinien wsłuchać się
w atrakcyjny „For Your Faith”
z pewnymi wyraźnymi cechami JUDAS PRIEST za czasów Owensa i
podobnie można by napisać o dynamicznym „The End Of The
World”. Zróżnicowanie
dopełniają dwa instrumentalne utwory, które stanowią ową
klamrę która spina cały materiał.
Może
amerykański HERETIC powrócił w nie tak wielkim stylu co
można było się spodziewać, może nie nagrał tak genialnego
albumu jak „Breaking Point”, może brakuje mi tutaj świetnego
Mike'a Howe'a lecz, z całym szacunkiem i trzeźwym spojrzeniem
stwierdzić, że album nie jest taki zły, wręcz przeciwnie trzyma
dobry poziom. Może zabrakło bardziej wyrazistych melodii, może
zabrakło bardziej wyrazistego wokalisty, może nie do końca
wszystkie pomysły mi się spodobały, lecz całościowo album się
dobrze prezentuje. Jest mocne, oddające charakter power/thrash
metalu brzmienie, jest ostra praca gitar, zadziorny wokal. Jest to
bez wątpienia album, który świetnie definiuje styl
power/thrash metal. „A Time Of Crisis” to udany powrót do
świata żywych kapeli, która zawsze gdzieś była w pamięci
słuchaczy, którzy po dzień dzisiejszy wspominają wielki
debiutancki album „Breaking Point” Zobaczymy jak się potoczy
kariera zespołu, kto wie może nabierze rozpędu? Album godny
polecenia.
Ocena:
7.5/10
Bardzo dobry album Heretic trafił w moje gusta nie będę tutaj porównywał go z debiutem bo jest to przepaść czasowa i składowa nawet jakby ten album wyszedł pod innym szyldem to dla mnie nie miało by to znaczenia po prostu kawał dobrego metalu i tyle.
OdpowiedzUsuń